niedziela, 1 lipca 2012

KOSZYKOWO…




            Uwielbiam kosze – różniste, z wikliny, trawy, ratanowe i słomkowe. Wszystkie mają w sobie niezwykle ciepło, zamknięte słońce, zapach lata i wakacji. A dodatkowo są niezwykle użyteczne. Dają we wnętrzach poczucie przytulności i pięknie się komponują we wszelkich stylach, wystarczy dobrać odpowiedni wzór kosza. Po kosze zwykle wybieram się do komisu z używanymi starociami lub do zaprzyjaźnionej kwiaciarni. Czasem nie mają rączki, ucha, a pojedyncze szpice wiklinowe wystają i sterczą ze starości. Takie też kupuję i odnawiam. Za parę groszy i trochę swojej pracy, niezwykle przyjemnej, mam niepowtarzalne koszyki na drobne i wielkie rzeczy do przechowywania.




 W koszach trzymam rzeczy wielkie i drobniutkie, od kolorowych nici i szpulek, biżuterii, owoców w kuchni, kosmetyków i gazet, po kwiaty w domu i na tarasie. W koszyczku podaję pieczywo do śniadania. Zwykle „traktuję” je białą farbą, pobielone wyglądają pięknie. 






Polecam Wam, Kochani, takie zabiegi, wizyty na pchlich targach, przejrzenie Waszych zapewne przebogatych strychów i piwniczek, a z pewnością znajdziecie jakiś stary, osamotniony, stojący gdzieś w kącie kosz, który czeka na swoje drugie życie… Zatem pędzle w dłoń i do dzieła, koszykarze! Czekanie na prawdziwe lato i słońce można umilić sobie przeróbką koszy. 
Pozdrawiam ciepluchno,
Wasza Zylwijka - koszykarka. Na koniec jeszcze akcent sezonowy, mniam, mniam...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz