Uwielbiam
kosze – różniste, z wikliny, trawy, ratanowe i słomkowe. Wszystkie mają w sobie
niezwykle ciepło, zamknięte słońce, zapach lata i wakacji. A dodatkowo są
niezwykle użyteczne. Dają we wnętrzach poczucie przytulności i pięknie się komponują
we wszelkich stylach, wystarczy dobrać odpowiedni wzór kosza. Po kosze zwykle
wybieram się do komisu z używanymi starociami lub do zaprzyjaźnionej
kwiaciarni. Czasem nie mają rączki, ucha, a pojedyncze szpice wiklinowe wystają
i sterczą ze starości. Takie też kupuję i odnawiam. Za parę groszy i trochę
swojej pracy, niezwykle przyjemnej, mam niepowtarzalne koszyki na drobne i
wielkie rzeczy do przechowywania.
W koszach trzymam rzeczy wielkie i
drobniutkie, od kolorowych nici i szpulek, biżuterii, owoców w kuchni, kosmetyków
i gazet, po kwiaty w domu i na tarasie. W koszyczku podaję pieczywo do
śniadania. Zwykle „traktuję” je białą farbą, pobielone wyglądają pięknie.
Polecam Wam, Kochani, takie zabiegi, wizyty na pchlich targach, przejrzenie
Waszych zapewne przebogatych strychów i piwniczek, a z pewnością znajdziecie
jakiś stary, osamotniony, stojący gdzieś w kącie kosz, który czeka na swoje
drugie życie… Zatem pędzle w dłoń i do dzieła, koszykarze!
Czekanie na prawdziwe lato i słońce można umilić sobie przeróbką koszy.
Pozdrawiam ciepluchno,
Wasza Zylwijka - koszykarka. Na koniec jeszcze akcent sezonowy, mniam, mniam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz