Moja. Dawno temu. Niby nic
wielkiego, a jednak. Kiedyś, aparatem półautomatycznym, na kliszę robiłam
zdjęcia, głównie przyrody, ciekawego światła, drzew. Ot, wsiadałam na rower i w drodze napotykałam takie cudeńka, potem
pstryk i...czekanie na ostateczny efekt. Na rezultat, czyli „jak to wyjdzie”
czekało się do momentu aż klisza się skończy, potem ręce fotografa – płyny,
ciemnia, kuwety, sznurek i klamerki do suszenia i oto są!!! Odbierałam zdjęcia
niesamowicie podekscytowana efektem swoich foto-polowań. Otwierałam kopertę a
tu okazywało się, że zdjęcie, na które najbardziej czekałam jest
przejaskrawione, inne za ciemne, niedokładnie wykadrowane i KONIEC. Nic nie
można było z tym zrobić. Z całej kliszy można było wybrać dosłownie kilka,
czasem jedno naprawdę dobre zdjęcie. Zero poprawiaczy, no może skanowane można
było podregulować, ale nie wyglądało to dobrze. Dzisiaj fotograf dobrze wie, jaki
efekt chce uzyskać i „pstyka” tyle razy, aż widzi ostateczny, satysfakcjonujący
rezultat. Nawet jeśli coś wymaga poprawki, robi to program.
Wtedy miałam
wyjątkową rękę, dużo zdjęć się udało i byłam taka dumna... Planowałam galerię
domową, żeby cieszyć oko swoją pracą, ale ktoś dojrzał to "coś" w tych zdjęciach.
Moim zdjęciom zaproponowano odpowiednią oprawę i miejsce na ścianie lokalnego
domu kultury – myślałam, że zwariuję z radości. Nie był to ot taki sobie dom
kultury, ale miejsce, które wypromowało wielu późniejszych artystów – muzyków,
malarzy, fotografów. Tam stawiać pierwsze kroki to było coś.
I zawisły -
pięknie wyeksponowane, barwne i...moje, a ja otrzymałam oficjalne zaproszenie
na otwarcie wystawy. I wyłożono księgę wpisów!!! Przez kilka tygodni można
było oglądać, chwalić, krytykować, a ostateczny komentarz zapisać. Ja to po
wystawie czytałam i myślałam...i... nigdy więcej nie udało mi się zrobić tym
aparatem-dziadkiem takich zdjęć. No nie udawały się. Przyczyny nie znam.
Dziś nieczęsto
zabieram aparat ze sobą. Nie wiem dlaczego. Zwykle, gdy nastawiam się na
wyjazd-sesję, nie widzę niczego, co warte byłoby uchwycenia. Jak nie mam ze
sobą sprzętu - jest mnóstwo okazji. Może powinnam mieć aparat przy sobie cały
czas? Czasami jednak uda mi się uchwycić coś naprawdę wyjątkowego, głównie w
przyrodzie i krajobrazach. Może należy pomyśleć o czymś nowym dla siebie, może
fotografia wnętrz? Stylizacja do zdjęć? Myślę, myślę, myślę...
Ten post jest
powrotem do tamtej wystawy. Jakość zdjęć nie jest zachwycająca, bo to tylko
skany, nie istnieją w wersji cyfrowej. Niech komentarze poniżej będą tamtą wystawową
księgą gości i wpisów, a do mnie wraca to samo podekscytowanie, jakie
towarzyszyło, licealistce, której zorganizowano wystawę prac...
Miłego
oglądania moi podglądacze.
Wasza Zylwijka