sobota, 29 lipca 2017

List do B.

Szanowny Panie B,
Ja nigdy do Pana nie pisałam, a jesteśmy już sąsiadami tyle lat. Czasem Pan wyjeżdżał na długo, w ogóle do mnie nie zaglądał. Czasem był Pan blisko, za ścianą...no jak to w życiu. Czasem mnie te Pańskie hałasy i pretensje, te ciągłe próby naprawiania wszystkiego i wszystkich, te przypominania  jak mam żyć wkurzały tak, że marzyłam o tym, żeby Pan się wreszcie wyprowadził. A Pan ciągle tu wraca do tej kamienicy, ciągle ze mną tu sąsiaduje...Często prosiłam, żeby Pan mi załatwił to czy tamto, po drodze, a Pan nie i nie. Potem zaś sam z siebie Pan pomógł choć ja wcale nie prosiłam i ja się wtedy cieszyłam jak wariatka. Szkoda, że Pan za bardzo nie chce nikogo przyzwyczaić do tego, że tak spełnia te wszystkie życzenia i prośby. Widocznie Pan wie lepiej. Taki dla niektórych dziwak z Pana, ale ja Pana lubię. Ostatnio jakby bardziej. Jak wiem, że Pan się tam snuje za ścianą w swoich kapciach to lepiej się czuję z tą myślą.

Teraz widzę, że ręce się Panu trzęsą, bo to już tyle lat Pan tu jest. Kiedyś pomyślałam, że co Pan tam może wiedzieć, inni tak samo mądrzy się wydają, też w księgach ich mądrości ktoś pospisywał. A ta Pana księga też jest pokaźna, dla wielu za ciężka, może i dla mnie też jakaś taka niewygodna. Ale mam ją w domu, powiem Panu, że czasem zerknę, co Pan tam radzi. Chociaż powiem, że pogadać też lubię, no taki temperament... Ostatnio widzę, że jakby częściej się może spotykamy, o na spacerze, czy jak rowerem jadę to Pan tam nagle się pojawia. I uśmiechnięty nawet. I wtedy myślę, że Pan to nie pozwala o sobie zapomnieć. Że może wielu nie chce mieć takiego sąsiada wszędobylskiego.

Lubię jak Pan zajrzy do nas i kolacje razem zjemy, albo jak Pan coś podpowie, jak życiem pokierować, bo się czasem rozjeżdża to wszystko. A Pan już tyle widział, tyle przeżył, że może coś zaradzi. Bo to i wojnę Pan zobaczył, i syna Panu zabili, i tyle narodzin i chorób i szczęścia widział, pomagał Pan przecież...To i ja sobie czasem myślę, że warto posłuchać. A czasem myślę, że co to też Pan tam wie, że życie już dzisiaj inne, i ludzie inni, że już mało kto się na Pańskie słowa powołuje, że te wszystkie Pańskie kamienice też w końcu Panu sprzedają i co to z tego. A zaraz potem sobie myślę, że wiem, że bez Pana tutaj obok to już życie jest inne, wiem bo sprawdziłam jak Pan na dłuższy urlop pojechał.

Wie Pan, ostatnio bywam w miejscach różnych, obijam się o ludzi różnorakich, co to życie mają trudne, ciężko im, a niektórzy z nich dopiero swoje życie zaczęli. A tu już pod górkę, ale Pan już to widział, prawda? No i co Pan powie? Już Pan jest stary, to znaczy, że to Pana nie dziwi? Pan już nie ma siły pomóc? Oj nerwy mam teraz, ale wiem, że Pan tam swoje rozwiązanie na to wszystko ma. Panie B, niech się Pan nie gniewa, że ja tak bezpośrednio się do Pana zwracam, ja nie chcę Pana urazić, ale niech Pan coś na to odpowie. Lubię jak Pan mówi.

Szanowny Panie B, sąsiedzie od lat, z drobnymi przerwami, niech Pan się już nie wyprowadza. Ja zniosę nawet to, że tak podgłaśnia Pan telewizor, i że czajnik długo u Pana piszczy jak Pan może przyśnie w fotelu, a tu woda wrze. Ja lubię chodzić z Panem pod pachę, a i mój syn Pana potrzebuje. Takiego dodatkowego, dobrego dziadka. Pan go kojarzy, prawda? On co wieczór Pana wspomina, że Pan to, że tamto. A Pan przecież może mu wiele zaoferować, pokazać, i on już będzie wiedział, że taki sąsiad co idzie za nim krok w krok to skarb. Bywamy wśród dzieci, co Pana też znają, bo my Pana zawsze ze sobą w myślach zabieramy. A ostatnio widziałam, że pewna lekarka, młoda taka, niejeden myśli, że co ona tam jeszcze wie...zajrzała do Pana. Z torbami do pracy leciała, ale chyba się Pan ucieszył, że o Panu jeszcze pomyślała i jabłek może przyniosła? Taki sąsiad jest potrzebny, Panie B. niech Pan już nie wyjeżdża. Ja tę Pańską książkę bardziej może przestudiuję, to pogadamy przy herbacie, co Pan myśli? U nas też dla Pana zawsze drzwi otwarte, choć my często zalatani jesteśmy. Ale niech Pan o sobie przypomina, w ścianę wystarczy zapukać.

Panie B, kończę ten mój list, choć tyle jeszcze chciałoby się napisać. Ja mam prośbę, jak listonosz ten list Panu dostarczy to niech Pan powoli czyta te słowa. Pan jest naszym sąsiadem, dobrym duchem naszego życia. Niech Pan już nie jeździ do sanatorium, tam długo trzymają, niech Pan zawsze jeździ z nami. Z Panem zawsze jest milej, łatwiej i bezpieczniej. A jak trzeba to niech nam Pan prawdę zawsze powie, palcem może pogrozi, jak trzeba to pomoże, to ja już to będę mieć na uwadze. O, słyszę czajnik za ścianą, przysnął Pan pewnie...
Ślę ciepłe pozdrowienia.
Z.