środa, 30 grudnia 2015

Przegląd, podgląd i NOWY CZAS:)

Image result for cele według zasady smart


Właśnie przejrzałam zaprzyjaźnione blogi - pełne postanowień, od sportowych, po duchowe. Tak się zastanawiam, co ja mam sobie postanowić...i tyle tego jest, że aż nie sposób spisać. Ja wiem jednak, że najbardziej potrzebuję...spokoju - we wszystkich swoich odsłonach. Od spokoju zawodowego (co wreszcie z tymi gimnazjami?) poprzez spokój w sensie ciszy (w szkole jest jednak o kilkanaście decybeli za dużo), aż po spokój ciała (sport - mój wielki powrót do spoconych koszulek) i ducha (mój system nerwowy wymaga pogłaskania, myśli - zwolnienia, a mózg mniej kortyzolu:):):):). No i tych powyższych będę się trzymać:):):):) Nie stawiam żadnych odchudzań (i tak kaloryfera na brzuchu nie zrobię), nie chcę usilnego rozwoju kariery zawodowej (tylko w obrębie moich zainteresowań - żadnego oświatowego ciśnienia), nie będę gonić za wiadomościami z kraju i ze świata...o nie. Jak jest u Was? Listy postanowień długie i obszerne, czy raczej z rozwagą? Jeśli stawiamy cele to muszą być one realne. Jest nawet taki schemat - recepta na to, by cel stał się realny, po lewej wskazówka jak to zrobić.             


Podobno jeśli będziemy trzymać się powyższej idei - osiągnięcie celu murowane. A i najlepiej te cele ZAPISAĆ albo conajmniej WYPOWIEDZIEĆ. No to teraz można się realizować:)


Powyższe zdjęcie zrobiłam wczoraj na naszym ogrodzie. Nie mogę się nadziwić, jak pogoda szaleje, nie wszyscy się przez to dobrze czują, ale takie widoki wciąż mnie zachwycają. Jeśli wspominam o postanowieniach to chciałabym jeszcze, żeby aparat częściej mi się przyklejał do rąk. Naprawdę znajduję w tym wytchnienie, myśli się odrywają od codziennych stresów...ech lubię, jak diabli:):):) Moich fotografii nie obrabiam komputerowo - nie znam się na tym za bardzo, choć może czas się w tym podszkolić. Cuda przecież można robić, i wcale nie chodzi tu o ujmowanie kilogramów:):):):):) W każdym bądź razie chcę częściej łapać chwile w kadry, potem się super do takich zdjęć wraca. Polecam i Wam zaprzyjaźnienie się z foto-maszynką:) 



A jak wasze plany sylwestrowe? Wyborne bale, domówki, czy w swoim towarzystwie w domu? Ja nigdy nie byłam fanką wielkich, balowych imprez. Wysokie obcasy, suknie z piórami, czy woale nigdy nie należały do moich ulubionych outfitów:) Wolę kameralne towarzystwo i wygodne spodnie od jedzenia ryby trzema widelcami:):):) Zawsze tak było. Luz totalny. Nigdy też nie miałam w zwyczaju ciszyć się na zapas z nadchodzącego roku, zabawy sylwestrowe traktowałam raczej jako wdzięczność za stary, odchodzący rok - no albo radość, że się kończy, bo i tak bywało. Każdy ma przecież swojego własnego, osobistego sylwestra:) W Nowy Rok za to planujemy wejść w sportowej aurze i rozpocząć go rodzinnym wypadem na basen - taki plan:):):) Kąpielówy i zjeżdżalnie, o!


I jak tu go nie kochać:)
W tym nadchodzącym czasie mam nadzieję otaczać się cudownymi ludźmi, tych trudnych omijać, a od energetycznych pijców trzymać się z daleka. Taki filtr mi będzie potrzebny:):):):) i choć to niełatwe - będę się starać. Na pewne rzeczy bowiem nie mamy wpływu:) I tego kochani moi podczytywacze również i Wam życzę w tym nadchodzącym roku. Wieleeeee pozytywnej energii, sił, osobistych filtrów (wedle własnego uznania) i mnóstwa miłości wokół. I zdrowia, zdrowia, zdrowia. Natomiast dla tych co na bal - szampańskiej zabawy do świtu:)


Na koniec chciałam pokazać Wam, co udało mi się uchwycić przy okazji przedświątecznych zakupów:) W całym tym zamieszaniu niektórzy mylili półki z towarem w wielkometrażowych sklepach...


...a niektórzy się wzięli za przedświąteczne jeszcze remonty, chyba w kablach:)


Kochani, żegnam się już dziś z Wami. W domu już cichutko, ciepłe kapcie i herbatka. I mój upragniony SPOKÓJ...i oby tak dalej. Ahoj, pozdrawiam ciepło i do zobaczenia w nowym roku:)
Wasza Zylwijka

środa, 23 grudnia 2015

...i nowy POCZĄTEK:)

Doprawdy  nie wiem, kiedy to zleciało. Wydaje mi się, że przecież jakby wczoraj gościłam rodzinę przy naszym stole, dopiero był karp i cała reszta pyszności...a to już kolejne święta. Zawsze mi się wydawało, że to takie marudzenie, że czas szybko ucieka...ale tak jest i ja to widzę coraz bardziej. Dopiero sama jeździłam na święta do dziadków, pachniała choinka,a babcia - nie wiedzieć czemu - wzruszała się przy wigilijnej wieczerzy, tak przecież niedawno. Dzisiaj samej mnie się łezka w oku kręci w ten wyjątkowy czas. Idzie nowe, a wraz tym małym dzieciątkiem nowe nadzieje, plany, pomysły i...siła. 


Zwykle jest wiele podsumowań, przemyśleń i mnie to też nie omija. Zawsze wniosek mam ten sam: jest dom, rodzina - jest power. Nic bez moich chłopaków. Cały świat zamknięty w dwóch osobach...nawet jak im czasem poziapię (która z nas nie ziapie?), to przecież wszystko dla nich, wokół nich i w nich. Mączusie.


Dzisiaj pierwszy raz od jakiegoś czasu miałam w ręku aparat fotograficzny. Boże, już jakoś zapomniałam jak bosko jest łapać chwile w kadr. Odeszłam (nie wiedzieć czemu) ostatnio od tego, albo sporadycznie telefonem coś pstryknę, a to jest czaderskie. I dziś właśnie połapałam  trochę słońca, obeszłam w spokoju ogród i przeżyłam dzień BEZ POŚPIECHU i poganiania samej siebie. Czasem muszę się zatrzymać, przewartościować, zastanowić się. I dzisiaj miałam taki dzień. Pośród krokietów, pierników, serników i śledzika myśli biegły swoim spokojnym torem. Lubię. Poza tym ostatnimi czasy jakoś mi było 'bez energii', pogoda wariuje i mój organizm mi lekko daje znak, żeby o niego trochę zadbać - co niniejszym czynię:):):) solidnie. W ogóle wszystko wariuje za oknem. Długie słońce, jak jesienią...a na krzewach i drzewach dosłownie pąki. Boję się, że wybuchnie to wszystko kolorami i kwiatami, a potem trach i świat się zmrozi. Dosłownie ogród głupieje, bo zamiast spać, wszystko zaczyna żyć pełną parą!!!






Zawsze w ten świąteczny czas ogarniam myślami wszystkich tych, których brakuje przy wigilijnym stole. Myślę o tych, którzy odeszli, którzy są daleko - ja mam ich blisko, mam w pamięci. Zawsze myślę o tych, którzy są w szpitalach, albo sami siedzą w domach przy szklance herbaty. I jeśli by się dało, to bym ich wszystkich posadziła przy swoim stole. I byłoby śmiechu dla wszystkich pod sam sufit, i każdy by zjadł krokieta, czy piernik:)::):) A potem sernik, choć siedzi jeszcze w piekarniku:):):):) To wszystko jednak nie jest możliwe, ale myślą o nich się dzielę.





A jak kochani Wasze przygotowania do świąt? Pichcenia koniec? U nas zapachy się roznoszą po całym domu, choinka cudowna, i jest wreszcie ten wyczekany przeze mnie spokój...naprawdę wytęskniony spokój ducha. Przeglądam zaprzyjaźnione blogi, domy piękne, każdy publikuje swoje przemyślenia, pomysły na życie wraz z nadchodzącym nowym rokiem i tak właściwie to każdy zawsze chce tego samego - zdrowia, siły na każdy dzień, radości i jak najmniej życiowych przeszkód na swojej drodze. A Wasze numer jeden marzenia? Życzenia? Podzielcie się w wolnej chwili.




Kochani, na ten świąteczny czas życzę Wam wszystkim uśmiechu po pachy, samych pyszności na stole, wielu spotkań z rodziną i spełnienia najskrytszych marzeń. A najważniejsze, życzę zdrówka, a reszta sama się zrobi:) Na koniec nasza choineczka, biało-srebrna z tym roku. Ahoj, zaraz wybije północ, pora odpocząć. Papa kochani. Wasza Zylwijka.






środa, 9 grudnia 2015

Po-Mikołajowe HOHO i BUŁY na śniadanie:)

No już mi tu mówić, kogo Mikołaj odwiedził, a kogo jakoś po cichu ominął? Jak było? U nas na wesoło, na kominku ciasteczka i mleczko zostawiamy co roku i ten brzuchacz w czerwonym zawsze zjada!!!!! A i jeszcze nabrudził popiołem z kominka...no taki to bałaganiarz:) Piotrek zachwycony, choć się denerwował, że jego prezent nie zmieścił się do skarpety:) No i było śmiechu z tych skarpet. Gdy ja byłam dzieckiem, Mikołaj też nas odwiedzał, ale nie było wokół tego jakiegoś wielkiego anturażu:) Mama cichcem chowała drobiazgi dla nas pod poduszkę, czy gdzie się dało. Co roku namiętnie pisałam listy, a po latach je znalazłam u mamy w torbie...No i jakoś czar wtedy prysł. 


A jak tam daleko jesteście z przygotowaniami do świąt? Zawsze rusza o tej porze pospolite ruszenie w postaci mycia okien (górę już ogarnęłam), sprzątania w szafkach i szafach (póki co zastój u mnie w tej materii), szał zakupowy (dzisiaj kupiliśmy do Pitka do pokoju małą, żywą choineczkę)...i tak by można wymieniać jeszcze sto kilometrów spraw, które załatwiamy przed świętami. Dla mnie to także zawsze czas intensywnej pracy zawodowej, zbliżamy się do końca półrocza, są spotkania z rodzicami, konferencje itd. Zasuwam - słowem. 


Koniec roku to też zwykle czas podsumowań i postanowień. Ja też się kręcę w tych klimatach, szukam, jak zrobić noworoczne postanowienia, przepisuję te, które jakoś nie wypaliły (kwestia płaskiego brzucha jest rok-rocznie aktualna)...:):):):):):) Niektóre zapisuję, o niektórych tylko myślę, a co niepotrzebne staram się wyrzucać z głowy, choć to nie jest proste zadanie. Przeczytałam ostatnio, że w ramach podsumowań i postanowień można zrobić sobie taką MAPĘ MARZEŃ. To taka technika wizualizowania sobie zdarzeń, POZYTYWNEGO przyciągania ich i oddziaływania na podświadomość. Dokładną instrukcję jak się za to zabrać, co wziąć pod uwagę i jak mapę wykonać oraz co z nią później zrobić znajdziecie TUTAJ. Luizę (kto kliknął obok to wie) poznałam we Wrocławiu na warsztatach Kapelusze Lektora organizowanych przez Stowarzyszenie Na Rzecz Jakości w Nauczaniu Języków Obcych PASE (czyt: pejs). Cudowni ludzie i robią fajną robotę!!!! Luiza prowadziła większość sesji, sama zajmuje się min. coachingiem - to też temat warty szerszego zapoznania i na inny wpis. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że w ludziach właściwie jest mega-power!!!! Lubię. Zanim jednak zaczytacie się w instrukcjach mapy marzeń i prześledzicie działalność Stowarzyszenia (są wśród moich czytelników językowcy?) proponuję....upiec buły!!! Gwarantuję, że są pyszne. Przepis pochodzi z książki "Nasze Jedzenie - naturalnie" (dostępne w IKEA).


Kochani, życzę udanej reszty tygodnia, odezwę się niebawem. Wpadam w wir świątecznej szamotaniny:) Pozdrawiam ciepło i do następnego. Macham do Was łapką, ahoj!


Wasza Zylwijka:)

piątek, 13 listopada 2015

Na jesień...CZEKOLADA:)

Rzec by można, że przedzimowe grabienie liści mamy za sobą - prawie. Leci to wszystko jakby ktoś z wora sypał:):):):) I wszędzie jest złoto - iglasto (modrzewie na ogrodzie) i liściasto (też w ogrodzie jakoś nie brakuje z tego gatunku). Grabie mnie nawet polubiły, i ja je też:):):) I w takiej grabiowej symbiozie spędziliśmy dzisiejsze popołudnie. Lubię tak. Nigdzie nie lecimy, spokojnie kawę parzymy, krzątamy się rodzinnie, a ja łapię ten wyczekiwany spokój. Porządkuję myśli, odrzucam co niepotrzebne, wewnętrzny filtr załączam i dobrze, że ukochany mi ten filtr po męsku podkręci i już moje marudzenie babskie się prostuje:):):):) Bez moich chłopaków - nic. Za oknem bywa mglisto, ale wschodzące słońce daje jeszcze kolorowego czadu. Fajny to czas...w powietrzu zapach liści i palonych ognisk, a świat jakby zwalnia...Może warto też, choć trochę...



Od czasów wyborów parlamentarnych żyję jakby w innym kraju. Często nie wierzę w to, co słyszę, w te plany, zamiary i zapędy. Bierz smołę gotuj - nie wierzę! I skrzydła mi się podcięły, a wobec zaciętych planów zlikwidowania mi miejsca pracy - odpadam całkiem, nie wiem co myśleć i jak tu dostrzec w tym dobro dla kraju, które widzą inni, a ja jakoś nie... I tak mi czasem smutno, że moja ojczyzna nie proponuje mi spokojnego życia z perspektywą...wszystko będziemy teraz zawracać. Wobec takich myśli niezmienność faktu, że pory roku jednak zawsze SĄ, jest miodem na moje skołatane rządem serducho...i tego się trzymam:):):):) I jeszcze nawet łapię w kadry:)



A gdyby ktoś z Was jednak nie podniósł się na duchu widokami jesiennymi i myśli sobie, że to jeszcze nie to...proponuję solidną porcję CZEKOLADY. O nie kochani, nie jemy tak wprost z tabliczki, nie łamiemy kostek jednej po drugiej, o nie! Robimy dzisiaj czekoladowe BROWNIE!!!!! I będzie szybko, prosto, a efekt taki, że - gwarantuję - zapomnicie nawet o lekkiej nadwyżce kalorii:) Kochani, idzie weekend, drewniane łyżki w dłoń i kruszyć, roztapiać, mieszać i zapiekać...a potem zajadać. Obiecuję, że nawet polityczne nagłówki wieczornego wydania Faktów nie spartolą Wam tej rozkoszy:)


Kochani, nosy do góry, kto tam biadoli trochę i miłego weekendu:) Odezwę się niebawem. W moich mega-słuchawkach Dżem mi dziś brzmi, w TV mecz Polski z Islandią (1-1)...i jest fajnie - kapciowo:) I to brownie znów mi chodzi po głowie, ale było już w zeszłym tygodniu...a przypominam, że tam jednak jest lekka nadwyżka substancji odżywczych... No chyba, że dla moich ukochanych zrobię:)



Macham do Was łapką. Stan meczu się zmienił (2:1) - dla nas rzecz jasna. W mężu - radość:) Tymczasem przesyłam ciepłe jesienne, czekoladowe pozdrowienia. Odezwijcie się, kto tam już leci po czekoladę. Ahoj. Wasza Zylwijka.



Ps. 1) Przepis pochodzi od Ani Starmach
2) Stan meczu się zmienił (2:2) W mężu - smutek.
Taki widać kraj.



niedziela, 8 listopada 2015

O pewnej TOREBCE:)

Moja torebka do pracy jest wypchana po brzegi - WSZYSTKIM! Kochani, czego tam nie ma!!!!!!! Od pojemników ze śniadaniami (kilkoma), przekąskami (mam słabość)...i innymi smakowitościami (mam słabość). Poza tym zwykle zabieram ze sobą komputer, jakieś dodatkowe podręczniki, układanki (czy coś w tym stylu), jakieś czasopismo (w razie okienka - w żargonie szkolnym to taka wolna lekcja w planie, dziura), potem noszę ładowarkę, klucze, telefon, chusteczki, szminkę, kserówki z adresami ważnych stron www, i takie tam...:) W drugiej ręce zwykle zabieram z domu plastikowe korki (zbiórka całoroczna), wytłaczanki (oddaję po zjedzeniu jajek), a jeszcze do tego często z niewidzialnej trzeciej ręce wynoszę po drodze śmieci do kosza...I tak mi się zamarzyła torebka (w ilości 1!) w której mam wszystko poukładane, porządek taki zawodowy, a głowa jest wolna od pamiętania gdzie coś wsadziłam:):):) Rozumiecie? Taka błogość torebkowa...


W związku z powyższym rozbudowałam blog o zakładkę iście zawodową:) Pod przyciskiem Torebka Anglistki wszyscy zainteresowani tematem znajdą kilka inspiracji do pracy, ciekawe linki, masę pomysłów:) A i ja mam wreszcie wszystko w jednym miejscu:) I tak docelowo to chciałabym nie nosić do pracy niczego oprócz komputera...i tych śniadań z przekąskami:):):):):) Tak więc będę dążyć do porządkowego absolutu!!!!!!!!! żeby wychodząc do pracy więcej nie tachać toreb, jak te słodkie żabki poniżej.


Kto jeszcze podejmuje się torebkowych porządków? Dajcie znać, jak tam u Was z tymi sprawami:) Pozdrawiam Was ciepło, do zobaczenia niebawem. Mam kilka pięknych zdjęć z dzisiejszego spaceru jesiennego i wkrótce się nimi z Wami podzielę:) Udanego tygodnia, ahoj. Wasza Zylwijka:)


wtorek, 3 listopada 2015

People like us...jak my:)

Od kilku tygodni nie musimy pić rano kawy. Sukcesywnie ranne ciśnienie podnosi nam nasz syn, któremu jakby nie po drodze z przedszkolem się ostatnio zrobiło. Słowem - nie podoba mu się. Bierz smołę gotuj - nie przegadasz! Ani zachęta, ani prośba, ani groźba. A teraz na dodatek jest chory i się cieszy niesamowicie, że siedzi w domu:) No takie to mamy ostatnio nowości. Wiem, nie odzywałam się okrutnie długo, ale wierzcie - jestem, planuję, myślę i czasem nawet siadam z myślą, żeby coś napisać...i tak już kilka podejść. Zawsze coś zaprząta mi głowę, a przełom lata z jesienią to nie jest dla mnie czas pełen energii. Wręcz przeciwnie - NIC mi się nie chce. Na szczęście czuję, że energia wraca, wracam na właściwe tory:):):) A i piękne zdjęcie dziś wyszukałam (niestety, nie moja ręka je zrobiła)...


Komu ostatnio jesiennie-rudo-pomarańczowo? I ciepło na dodatek. Pogoda cudowna, u Was też? Mam mnóstwo zaległości książkowych, kulinarnych, spacerowych i ogrodowych. Nasz ogród zupełnie nie gotowy do zimy....aaaaaaaaaa!!!! Kiedy zdążyć? Jestem ciągle w jakimś niedoczasie i ciągle się nakręcam, że jeszcze to, jeszcze to, jeszcze to...a potem mój Przemko kupuje mi te cudowne słuchawy, wielkie jak glob ziemski i...już odpływam w świat dźwięków:) I myślę, że przecież ze wszystkim zdążę:) I tym pozytywnym akcentem przesyłam buziaczki jesienne:)


Ale słuchawek jeszcze nie ściągam... Do usłyszenia niebawem. Wasza Zylwijka:) Ahoj!


Ps. zdjęcia www.pixabay.com

piątek, 2 października 2015

SPICE UP czyli myśli poszkoleniowe:)

Ja właściwie jeszcze nie ochłonęłam. Wciąż jestem jakby w poprzednim weekendzie, w warszawskim Centrum Szkoleniowo-Event'owym Adgar Plaza w Warszawie. I wszystko jeszcze mi brzmi w głowie. Ale może od początku:):):):) Pisałam w ostatnim poście, że całkiem przypadkowo natknęłam się na pewną anglistkę. Anna Popławska jest metodykiem, doradcą w sprawach nauczania języków obcych, głównie angielskiego. Taka kobitka po moim fachu:):):) Organizuje szkolenia, webinaria i jest w tym naprawdę dobra. Dodatkowo zaraża pozytywną energią - wulkan. I tak się postanowiłam do niej wybrać, nauczyć się kilku nowinek oraz NABRAĆ ODWAGI w używaniu technologii na swoich zajęciach z uczniami. I kochani, tak mam teraz naładowaną baterię, że szok!!!!!!!!!!!!!!!!!!! (i nie tą w telefonie, tylko życiową i zawodową) Właściwie zauważyłam jak bardzo z czasem przygasłam w swojej pracy...Pisałam już kiedyś o tym w takim poście o zmianach. I wiem już, że muszę się raz na jakiś czas właśnie tak zawodowo "podpędzić", spojrzeć jakby z innego punktu widzenia, spojrzeć trochę szerzej. Poza tym ludziska fajowskie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dzięki PAULINA, IWONA, IZA i MONIKA za super towarzystwo, za cały worek nowych inspiracji, za to szaleństwo zawodowe!!!! Prawdziwe z nas krejzolki w swoich "branżach":):):):)


Taką książkę (jak wyżej) można by było napisać, tyle było tego wszystkiego, a pomysły cudowne. Naprawdę dzisiejsza technologia może uczynić z nauczycieli magików, a zajęcia mogą być niesamowitą przygodą. Wystarczy chcieć i poświęcić trochę czasu na obycie się z działaniem oprogramowań czy aplikacji. A potem to już leci!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I jest fajnie, każdy zadowolony. Sama często zauważam, że jak ja się tak na maksa wkręcę w coś, to się potem udziela także innym, także nauczyciele i uczniowie WKRĘCAJCIE SIĘ w to, co robicie!!!! Pasja zawsze wylezie Wam na buźkę:):):):) Popatrzcie sami, jak wygibasy były na szkoleniu:)





Cały czas wracam do pewnych stwierdzeń, analizuję i jestem mega zadowolona z tego szkolenia. Uwielbiam takie osoby, które robią coś z prawdziwym ogniem, a potem samemu ma się wrażenie, że przecież można wszystko, że człowiek jest tak kreatywny, że jeśli myśli, że nie jest (mam takie tendencje) to znaczy, że SAM się blokuje, że nie chce. A ja nie chcę taka być w swojej pracy. Chcę i daję 100% energii w każde swoje działanie. Pewnie, że czasem mam spadek formy, że myślę, że już dość, że nie dam rady więcej nic z siebie wykrzesać. Ale potem zaraz jadę do Popławskiej i wracam na właściwe tory. Dzięki Ania!







Zawsze jednak sobie myślę, że we wszystkim najważniejsi są ludzie, dają powera i inspirację. Jedną porcje wiedzy wynosisz ze szkolenia, a drugą czerpiesz od innych. Tak zdublowana energia może być tylko korzystna:):):) A jakie jest Wasze zdanie? Zgadzacie się, czy może wolicie sami, w pojedynkę wymyślać, kreować i wdrażać swoje plany? Jak pracujecie, w zespole, czy indywidualnie? Dajcie znać, kto tam co uważa:)


Kończę już na dzisiaj. Wieczory coraz dłuższe, Pitek ma chore gardło i siedzimy w domu...i tak do przyszłej środy. Oby szybko wrócił do formy, bo BYWA nieco marudzący i żeby go "odmarudzić" wymagam od siebie ogromnych pokładów energii i cierpliwości:) A dla zainteresowanych nauczycieli podaję namiary na Anię. W październiku prowadzi ciekawe webinaria, będzie jak zwykle o technologii i smaczkach przydatnych w pracy lektora języka obcego i to całkowicie bezpłatnie:):)::) W kalendarzach zaznaczamy WTORKI godz.21.00. ANIA IS HERE !!!!! i jeszcze A TU JEST JEJ FEJS:)!!!!!!!!!!!! Miłego oglądania, czytania, czerpania:) Wasza Zylwijka