poniedziałek, 30 lipca 2018

Ci barwni.


Od zawsze fascynuje mnie fakt, że ludzie żyją różnie. Każdy swoim torem, żyje na swój sposób, inaczej myśli, czuje, doświadcza. Jestem absolutnie poruszona ludźmi, którzy często wbrew wielu idą swoją drogą. Buntują się czasem, idą pod prąd, mają gdzieś co ktoś o nich myśli. Są mega pozytywni. Kocham ludzi, którzy są dla mnie intelektualnym wyzwaniem. Ja mam wtedy takie wrażenie, że każde spotkanie z nimi to krok do przodu. Mój krok. Podświadomie gdzieś ich szukam. Znajduję. W ogóle coraz częściej mam przekonanie, że jednak podstawą wszystkiego jest człowiek i to tam należy doszukiwać się wypadkowej wszystkiego. Jest firma – ale to za nią stoi człowiek, jego doświadczenia, droga do tego, że jest teraz może i prezesem. Jest artysta – jego droga jest inna, ale coś za tym stoi, że jest on akurat taki. Za wielkimi wynalazkami, odkryciami, dziełami sztuki w literaturze i gdziekolwiek indziej stoi człowiek, jego wybory, drogi, doświadczenia, emocje i jego życiowy wózek. Absolutnie jest to miażdżąca świadomość. I jak to dobrze, że tak właśnie jest!!! Lubię ludzi o różnych poglądach, z własnym zdaniem, pewnych siebie i nieustannie szukających tego czegoś, robiących coś dla siebie i świata poza jedzeniem i spaniem. Tacy ludzie mnie kręcą. Mam taką grupkę znajomych, spotykamy się często, ale każdy z nas jest jak z innej gliny. Bardzo lubię nas wszystkich razem. Taka ludzka galaktyka – każdy świeci innym światłem, a każdy przecież wyjątkowy.




W swojej szkole od kilku lat zajmuję się organizowaniem wizyt zagranicznych studentów. Są to członkowie międzynarodowej organizacji zrzeszającej studentów-wolontariuszy z całego świata - AIESEC. Oni do nas przyjeżdżają, najczęściej dwójkami-trójkami i przez tydzień prowadzą zajęcia dla naszych uczniów, w ramach tego realizują tzw. Cele Milenijne. Prezentują swoje kraje, tradycje, obyczaje, historię, religie, obalają stereotypy z wielkim hukiem. Są tańce i narodowe stroje (wielkie przymierzanie), jest śpiew i muzyka. Uwielbiam te wizyty. Prawdziwa kulturowa jazda. Nieraz goszczę ich w domu, razem gotujemy, zdarza się, że trzeba kogoś przenocować. Ostatnio gościliśmy dziewczynę z Indii. Jedzą naprawdę pikantnie, a dom nigdy nie pachniał tak intensywnie masalą. Ale najważniejsze jest to, że głowa się wtedy mocno otwiera…Do moich uczniów, ale też mocno do mnie dociera to, że sposób w jaki żyjemy nie jest tym jedynym właściwym. Mi wtedy rosną skrzydła, świat jest przecież wielobarwny. Zawsze wtedy pada wiele pytań, dużo z tej kategorii niepopularnych, niewygodnych, ocierających się o religię, kuchnię, edukację, prawo – wszystko wtedy przestaje być tylko takie „z telewizji”. Młodzi są bliscy wypracowania własnego zdania. Nareszcie.




Co do osób barwnych...za nami weekend pełen artystycznego smutku. Odeszli Kora i Tomasz Stańko. Jasne, została ich sztuka, wciąż mamy ich trochę dla siebie, ale za sztuką stali Oni – znowu człowiek. Nic więcej już spod ich ręki nie wyjdzie. Jakby ktoś zakręcił kran, nic więcej się już nie naleje. Bardzo żałuję, że mamy o dwie różnorodne osoby mniej na świecie. Żyli jak chcieli i o to mi właśnie chodzi. Dobrze jest, gdy człowiek ma coś, co go wyróżnia, czyni innym, ma własne zdanie, myśli i zadaje pytania, nawet takie, które krępują innych, szukają i drążą, czasem palą mosty, ale budują za to kładki do innego, pięknego świata. Ich życie otwiera często zabetonowane głowy. Mnie interesuje wiele, ale wiele mnie też nie interesuje. Mimo to zawsze staram się wiedzieć, nawet jeśli to coś to zupełnie inna bajka, orientować się, pomyśleć, dlaczego jest właśnie tak. Polecam dociekanie. Bardzo doceniam w ludziach to, jak ktoś dochodzi do czegoś krok po kroku. Czasem tylko drobi nóżkami, ale idzie do przodu. Buduje klocek po klocku. Z takich drobnostek powstają, wydaje mi się, wielkie rzeczy i to w każdej dziedzinie. Nutka do nutki, a potem masz – cała orkiestra! Tak lubię życie budować.




Na progu kolejnego tygodnia życzę Wam właśnie tej niegasnącej chęci do szukania w sobie inności, wyróżników (jest takie słowo?), bądźcie inni, kolorowi, chętni do działania, do zgłębiania i szukania. Róbcie drobne-wielkie rzeczy. Byle na maksa, z prawdziwym przekonaniem, prawdą. Malujcie obrazy (nie musicie przecież kończyć w tym celu ASP), piszcie (nikt nie musi być od razu Szymborską albo Sienkiewiczem), szukajcie odpowiednich ludzi (będą świetną inspiracją), gotujcie molekularnie (będzie dużo dymu), komponujcie własna muzykę (mogą być cymbałki na początek), zbudujcie domki dla ptaków (pomysłowy Dobromir?), słuchajcie muzyki (polecam słuchawki) – no cokolwiek! Bądźcie wyjątkowi, różnorodni. Bądźcie inspiracją dla innych. Świat czeka.

Wasza Zylwijka

niedziela, 8 lipca 2018

Niedziela.


Niedziela. Pomyślałam, że zrobię rosół bo przez te upały odeszliśmy nieco od dań gorących. Właściwie to on mi zawsze wyjdzie jakiś nie taki. Kury może dziwne w tych czasach. Wszystko dziwne, inne. Mi się często wydaje, że ja też jestem jakaś niedzisiejsza. Tak z tym rosołem wyskoczyłam, a myślę kto tam dzisiaj takie zwykłe obiady robi… Przy garach stoi. Albo dogina z warzywami, chwasty wyrywa, żeby mieć tę marchewkę swoją, zdrowe zjeść. Jeszcze słyszę, że po co to, lepiej trawę mieć dookoła, że na bazarku wszystko kupię i tak samo dobre. Może. Często poglądy mam inne, nie wpisuję się w mainstream*, ale nie zależy mi. Ja bardzo, bardzo tęsknię do tego, żeby życie było proste (nie mylić z: łatwe), żeby nazywać rzeczy takimi, jakie są. I jak trzeba przypierdzielić słowem to robić to! A świat może i głaszcze dzisiaj wszystko za bardzo, co trzeba to wypoleruje, potem ludzie swoje dorobią i każdy mądry i swoją prawdę ma. I jak popatrzeć to wszystko świetne, praca, dom, dzieci, pies przy domu rasowy z rodowodem i chorizo** w lodówce zamiast suchej beskidzkiej. Ale czasem jak w oczy głębiej spojrzeć to smutne, zagubione może. Okazuje się, że ten wózek co się go za sobą wlecze to już ma kółka zósemkowane i sflaczałe opony od nadmiaru. Od ciężarów, których nie widać.


Zdarzyło mi się kilka razy powiedzieć za dużo. Czasem tak się palnie, a potem myśli latami wokół tego krążą. Ale zdarzyło mi się też powiedzieć wprost. Prawdę wyłożyć prosto, żadnych slalomów. Bilans strat jest pokaźny, ale duszę mam spokojną. Wiem, że tak należało. Kiedyś usłyszałam, że występuje dzisiaj  zjawisko neo-prawdy. Każdy ma swoją. Jak mi się to słowo podoba! To jest trafione w punkt! Bardzo niebezpieczne,  a wciąż się z tym spotykam. I to nie jest w telewizji, czy w dużej polityce. To jest tu – na każdym podwórku, w wielu rozmowach, w bardzo, bardzo wielu sytuacjach. Gonię to w cholerę, Boże, jak ja się na to wściekam! Chcę żyć w zrozumiałych ramach, być pewną, że czarne to czarne i nie ma nic pośredniego. Może i krąg ludzi z otoczenia by się zawęził, ale wszystko by było jasne i czytelne. Nie godzę się na manipulacje – żadne.
Mój dziadek Piotr mówił wprost. Walił prosto z mostu i cieszył się przez to dużym szacunkiem. Czyli było odwrotnie proporcjonalnie niż jest dzisiaj, gdzie zwykle pozbywamy się autorów niewygodnych słów. Co gorsze jeszcze, dajemy im to, co chcą byle by siedzieli cicho. Nie chcę tak. Za kilka dni minie dziesięć lat naszego małżeństwa. Fajny, dobry i bogaty wspólny czas, ale gwarantuję Wam, że gdyby nie było u nas czasem jak we włoskiej rodzinie to nic by nie było, te słowa by się nie pisały. A ja naprawdę potrafię być żoną z temperamentem, nie owijam w bawełnę. Gdyby czasem nie było gorzkiej prawdy wywalonej na stół, ciężkiej pracy i tych zósemkowanych kół w naszym wspólnym wózku to nic by nie było. I tego się trzymamy – teraz już we trójkę:)


Jest niedziela. Ten rosół tam pyrka. I ja z tym swoim przekonaniem, że dom to obiad pachnący od drzwi. Umorusane dziecko i kawa w zwykłym kubku. To rozrzucone klapki i żniwa za ogrodem, szelest krzątających się sąsiadów i lekko podchmurzone niebo. I jeżeli mam chwasty w ogrodzie to nie chcę mówić, że to gatunki śródziemnomorskie sprowadziłam. Chwast to chwast. Tu się nie da nic przeinaczyć. To jest takie, jakie jest - proste. Kwiat czy wredna nawet mucha nie udają, że są czymś innym. Bardzo odpowiada mi ten fakt.

To byłam ja - Zylwijka:)

* aktualnie typowe, często spotykane, czyli jest tego full...
** tradycyjna, hiszpańska kiełbacha, choć pewnie już spolszczona jej wersja też istnieje:)