środa, 27 sierpnia 2014

Ciepło, JESIENNIE, pomarańczowo:)

Namiętnie jeżdżę rowerem, LOVE IT jak nie wiem co! Jakieś dwukołowe szaleństwo mnie ogarnęło i trzyma, że hej:) Czy ktoś też się tak...wkręcił? Nie dość, że codziennie podziwiam z rowerowego siedzenia piękne słoneczne promienie i szał kolorów, to jeszcze waga mniejsza, juhu!!! Z obawy przed "nieruchliwym rowerowo" sezonem jesienno-zimowym nabyłam rower stacjonarny i też kręcę, choć zamiast mijanych krajobrazów patrzę...w telewizor. Ale i tak jest świetnie.
Teraz jest mój ulubiony czas. Słońce wciąż świeci, ale nie męczy już żarem z nieba, nadal miło ogrzewa, a popołudniami daje długaaaaśśśnneee cienie, wymarzone do fotografowania. Ogród jeszcze cudowny, można w nim popracować bez wyziewania ducha z upału:) no i nie trzeba już ganiać z kosiarką tak często:) To cieszy, nie?:) Niestety wieczorami nie posiedzimy na tarasie, bo chłód daje się już odczuć, wygania do domu. A i w nim zaglądam za moimi różowiastymi skarpetami od Anutki (kochana, dzięki wielkie za nie:)
 
 
W taki późno-sierpniowy czas wszystko zwalnia, za to dla mnie to moment wielkiej mobilizacji do powrotu do pracy. Z przewietrzoną głową wracam do szkoły, planuję, rozmyślam, analizuję pomysły, co można zrobić, co można odłożyć na za-jakiś-czas, jak w nadchodzącym roku szkolnym zorganizować pracę:) Zawsze się pozytywnie nastawiam, mam wiele do zrobienia, lubię wyzwania. A po letnim czasie leniuchowania mam głowę przewietrzoną, wolną od zmęczenia, pełną zapału, ale i zdrowego dystansu do spraw, kórych nie przeskoczę. Zawsze podkreślam, że lubię swoją pracę, nawet jeśli czasem porządnie daje w kość. Lubię. A jak się lubi, to się chętniej pracuje:):):)

 
W wakacyjny czas oderwałam sie od wszystkiego. Reset całkowity. Mój telefon często zalegał gdzieś z rozładowaną baterią, albo wyciszonym dzwonkiem, bloga odłożyłam też w zamierzonym celu, telewizja nic nie serwowała, więc mogłam...CZYTAĆ. Nie wiem ile książek pochłonęłam tego lata, szarpałam jedną za drugą, bez krzty znudzenia. O jak dobrze jest czytać dla przyjemności:) Prawdziwa uczta. Zwykle w trakcie roku szkolnego mniej mogę sobie pozwolić na czytanie dla samego odprężenia. Częściej czytam bo na tym, w dużej mierze, moja praca polega. WSZYSTKO w niej jest czytaniem, więc trudniej jest znaleźć chęci do szperania po bibliotece, księgarniach i czym tam jeszcze, żeby przeczytać coś tylko dla przyjemności. Choć książka to dla mnie zawsze super upominek, czy zakup:) Jestem też fanką PRASY. Kupuję naprawdę sporo:) Kto ma jeszcze taki bzik? Dzienniki, tygodniki, miesięczniki, kwartalniki - wszystkie rodzaje znajdziecie u mnie na półkach. Uwielbiam czasopisma, magazyny, gazety o treściach wszelakich. Nabywam kobiece, ogrodnicze, wnętrzarskie, kulinarne, z rękodziełem i tzw, ogólnotematyczne. Mało tego - wartościowsze przechowuję, no nie pozbywam się, o tak mam!!! Już je posegregowałam i siedzą w odpowiednim "lokum" zgodnie z tematyką:) I często do nich wracam, szukam pomysłów i inspiracji...i zawsze znajdę:) Do tego znajdziecie u nas muzyczne (Przemko kupuje od lat), wcześniej brat miał pokaźną kolekcję specjalistycznych czasopism muzycznych...Prasa była u nas zawsze. I kocham tą świadomość, że każdy znajdzie coś dla siebie w kącikach prasowych. Nie wyobrażam sobie czasów, w których dla kobiet wychodziło JEDNO czasopismo. Fakt - miało w sobie elementy mody, często z wzorami wykrojów (żeby sobie coś uczyć, chociaż nie wiem z czego w latach 80-tych:), to dla mnie prawdziwy prasowo-czytelniczy koszmar. Dzisiaj można mieć najbardziej nietypowe hobby i znajdzie się jakieś wydawnictwo, i to jest bbooosskkkiieee:) Szydełkujesz - proszę bardzo, jesteś pasjonatem dziwnych kamieni - bach gazetka, spodziewasz się dziecka - gazeta z gadżetami, kochasz podwodny świat przyjaciół misia Kolargola - jest gazetka:) Jak dla mnie to właśnie tak powinno być:) Teraz sobie żartuję, ale cieszę się, że jest wybór, że można gazetowo zaszaleć:) Co mi się właśnie bez końca przytrafia:):):):)

 
W te wakacje sporo pojeździliśmy i pozwiedzaliśmy:) Nasz kierunek - MIASTO:) I tak zdeptaliśmy stolicę, a potem całą Jurę Krakowsko-Częstochowską, od Częstochowy przez Olsztyn, Ogrodzieniec, Ojców i kończąc w Krakowie. Totalnie inne spojrzenie na rzeczywistość po takiej wędrówce przez kraj. Oboje z Przemko nie mamy jakiegoś poczucia pędu do wczasowania w najpopularniejszych kurortach Europy. Nigdy nie mieliśmy przekonania, że tzw. wczasy trzeba spędzać na najdroższych plażach z drinkiem z parasolką w ręku. NAPRAWDĘ nie muszę nurkować w oceanie żeby odpocząć, a chyba o to chodzi. Czy się mylę, może? Pewnie, że zwiedzanie świata jest cudowne, ale nie chcę jeździć wgłąb Afryki tylko po to, żeby móc powiedzieć innym, że właśnie tam spędzam wolny czas. Próżne. Można siedzieć w namiocie na Mazurach i mieć lepsze wspomnienia, niż z jazdy na koczkodanach w tajdze, grunt kogo się ma ze sobą. O i tyle. A Wy jak spędziliście gorący, letni czas? Liczę na to, że pogoda jeszcze nie zaleje nas zimną falą deszczu, a słońce jeszcze dogrzeje kości i da posiedzieć z kawą na ławce w ogrodzie, którym, nawiasem mówiąc, trzeba się teraz porządnie zająć. Czas sadzić kwiaty cebulowe, wycinać stare, przekwitłe pędy...no cała ta jesienna sekatorowa robota:) Ale lubię tak się kręcić po ogrodzie, tu coś skubnę, a za rogiem cyka świerszcz...
 
 
 

 

 
No i sami popatrzcie jakie słońce na tych zdjęciach:) To z dzisiaj, część z mojej rowerowej deptaniny po okolicy:) Właśnie takie lubię najbardziej, pełno światła, ciepłego, pomarańczowego, jesiennego... Zachęcam do wyjścia z domu, róbcie zdjęcia, choćby telefonem:) Tymczasem pozdrawiam Was ciepło, a i nie zapomnijcie o kupowaniu polskich jabłek
(na złość wiadomo komu)...Już mi tam szarlotkę kręcić!:):) Ahoj, papa.
Wasza Zylwijka