piątek, 29 stycznia 2016

Po co mi ci MŁODZI LUDZIE...?

Właściwie nigdy nie chciałam pracować w szkole. Bycie nauczycielką zwykle źle mi się kojarzyło. Zostać tłumaczką - owszem, ale specjalizację nauczycielską uważałam za dalece nie swoją drogę. I tak było jeszcze na studiach. Aby uniknąć pokusy nauczania (uczyć dzieciaczki to przecież takie słodkie) pierwszym ciosem wybrałam filologię angielską. Z powodu niedosytu, jaki odczuł Pan Egzaminujący podczas części ustnej (sic!) - na studia nie zostałam przyjęta (och, jak to dobrze teraz z tej perspektywy). Jako, że bardzo chciałam studiować angielski postanowiłam uderzyć w Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych (tak, tak dobrze widzicie - nauczycielskie!) W Kaliszu. I taaddaamm!!!! Testy przeszłam bez problemu, a i na części ustnej nie było Pana Egzaminującego i oto stałam się częścią szkoły, której specjalizację (tzw. po ang. "major") omijałam przecież z daleka. I to było moje odkrycie - zawodu, kreatywności, siebie w nowej roli.


Jeszcze do chwili praktyk mocno się opierałam, za to potem to słynne miejsce pod tablicą okazało się być moim miejsce. I tak trwam w zawodzie do teraz. Przechodzę te wszystkie szkolne burze, zmiany i reformy, dzielnie znoszę stosy papierów, niedofinansowanie, niechęć niektórych do wiedzy i opór do mojego angielskiego:) Codziennie biorę na klatę fochy młodzików, ich dyskusje (wszystko jest przecież bez sensu) i z cierpliwością - wciąż jeszcze trochę jej mam - odpowiadam na pytania o sens nauki tego, czy owego. Codziennie. Mój zawodowy dzień rozpoczyna się od rozbudzenia conajmniej kilkunastu par wpatrzonych we mnie oczu o pytającym spojrzeniu "Co ona od nas chce?" I tak mnie czasem dołują tym swoim "nicnierobieniem", że nie pytajcie. Ale to moje miejsce pod tablicą ma już wyciśnięte w podłodze moje stopy. Trudno mi sobie wyobrazić siebie w innym miejscu, pomimo wielu trudności tego zawodu. Czasem z chęcią rzuciłabym tę robotę w cholerę...ale zamienić ją na co? Ta praca działa jak w sprzężeniu zwrotnym. Ja daję energię z siebie, a młodzi mi dają swój power. I to właśnie taka interakcja daje siłę do stawiania czoła opisanym tu, nierzadkim trudnościom.


Potem ich spotykam, jak już są dorośli i tacy inni...fajowi na maksa. I czasem do mnie zajrzą, podzielą się myślą i poglądami, a ja zawsze pytam jak im idzie w życiu...i czy z angielskim sobie radzą. I jak ja mam być księgową? Albo Panią z Banku? Kto do mnie wtedy po latach zajrzy? Ja muszę być w tym szkolnym pędzie, z młodymi, z tymi ich fochami i lenistwem, że czasem samej się wszystkiego odechciewa. Lubię te suche od kredy tablicowej palce, te kilogramy podręczników, czy testów. Lubię nawet fakt, że poprawiam wciąż te same błędy. Świat szkolny bywa czasem nieco chaotyczny, z pewnością bardzo głośny, bywa pełen małych i wielkich spraw, pierwszych sukcesów, porażek i małych miłości...Ale jest też pełen uśmiechu i takiej WOLNOŚCI, jakiej poza szkołą już nigdy się nie ma...


Pozdrawiam Was ciepło:)
Wasza Zylwijka









niedziela, 17 stycznia 2016

MOJE widzenie zimy...

Widzenie zimy, ale nie tylko. Dzielę się tu przecież z Wami widzeniem wielu spraw, postrzeganiem własnego świata i tego wszystkiego, co dzieje się dookoła. Jak Wasz rok się toczy? Kto jeszcze chodzi na siłownię - że tak nawiążę do postanowień noworocznych:):):):):):):):) Jakieś modyfikacje tych postanowień? Ja o swoich też wspominałam, a że wielki postanowieniem było jednak nie mieć postanowień dalekosiężnych to mój początek roku upływa głównie na...ruszaniu się:) I cieszę się niezmiernie, że udało mi się powrócić do stanu aktywności sportowej. Kiedyś różnorodne aktywności sportowe były po prostu wpisane w mój rozkład dnia. Potem, niestety, usiadłam na kanapę...raczej. No i zemściło się nie tylko gorszym samopoczuciem, ale i zbędnymi kilogramami. Ale WRACAM do wysiłku fizycznego i mam frajdę - serio!!! Wszystko mi się chce, nie mam uczucia ciężkości, nie ruszam się jak słynny słoń w porcelanie. Tak - brakuje mi jeszcze do motyla, ale co tam:):):) Moje zainteresowania sportowe wykroczyły lekko ponad rower i kijki. Joga. Oprócz takiego ruchu, który zapewni mi podwyższone tętno, musiałam poszukać czegoś, co mnie nieco zrelaksuje i joga to strzał w dziesiątkę. Jestem zachwycona - nawet jeśli u kogoś wywołuję lekki uśmieszek. Niech tam.


Jakie są Wasze sposoby na odpoczynek, relaks i wyciszenie? Czytałam ostatnio, że każdy musi mieć takie swoje widzenie świata, swój własny punkt, który jest czymś innym niż praca, że czasem trzeba się oderwać, zająć głowę czymś innym i niech to COŚ daje radochę i pozwala się spełnić na innym gruncie. Nigdy nie było tak, żebym miała tylko JEDNO takie swoje miejsce-zajęcie. Ja się zawsze zajmowałam wieloma rzeczami, próbowałam wwiieeellluuuuu rzeczy, wielu zajęć. Ciągle szukałam - i chyba wciąż tak jest. Zawsze mam poczucie nadmiaru energii, że ciągle jeszcze chcę się nauczyć tego i tego i tego i jeszcze tamtego... Taki niespokojny duch. Nigdy w niczym nie zakotwiczyłam do końca. Interesuje mnie bardzo wiele rzeczy, czasem robię zbyt wiele na raz - a to grozi Sylwiowym roztrzepaniem:):):):):):) babskim chaosem:) Cała ja. Wielki spokój znajduję w fotografowaniu i choć czasem się wkurzam, że nie uzyskuję efektu, o jaki mi chodzi - i tak to lubię. Z nowym rokiem obiecałam sobie, żeby ten aparat cześciej bywał w moich rękach. Towarzyszy mi ostatnio często. Moja zima.




Ostatni tydzień przebiegł naprawdę intensywnie i szybko. Od ok. 6ciu lat współpracuję z międzynarodową organizacją zrzeszającą studentów z całego świata. Moja szkoła podejmuje corocznie wolontariuszy z różnych regionów świata na praktyki studenckie, w ramach których przyjeżdżający realizują Osiem Celów Milenijnych Tu poczytasz o celach. Organizacja nazywa się AIESEC i to jest mój prawdziwy konik zawodowy. Boże - jaki to jest power!!!! Moi uczniowie mają szansę nie tylko posłuchać różnych odmian angielskiego, ale także jest to prawdziwa bomba wiedzy o kulturach!!! O tym, że ludzie na świecie są w zasadzie tacy sami, a przecież się różnią nie do opisania!!! Jestem zachwycona za każdym razem. Gościliśmy już u siebie min. studentów z Singapuru, Chin, Malezji, Egiptu, Australii, a ostatnio dziewczynę z Indii. Czy Wasze szkoły (albo szkoły Waszych dzieci) prowadzą taką współpracę? Polecam, koszt wizyty jest nieduży, a doświadczenia niezapomniane. Mogę pokierować, jeśli ktoś chciałby się w to również zaangażować:):):) I z przyjemnością to zrobię. Warto.




Przede mną dość wymagający zawodowy czas. Pora zakończyć pierwszy semestr i to ocenianie ZAWSZE jest najgorsze. Żadne nie jest przecież do końca sprawiedliwe... Niemniej jednak czas to zrobić, popchnąć papierkowe sprawy (dużo papierów jest w szkole!!!) a potem spakować sanki i narty i siuuuuuu...na stok:) Potem cierpię na zakwasy i kolana skrzypią:) Instruktor nie pomaga (jeżdżę pługiem hehehe) i jeszcze w jedyną choinę na stoku potrafię wjechać...ale o tym to by już mój ukochany musiał Wam opowiedzieć:)





 
Kochani, życzę wszystkim udanego tygodnia, odezwę się tymczasem. Na koniec podrzucam ciekawe odkrycie muzyczne, które podesłała mi Agnieszka Maciąg. Dobre do spokojnego posłuchania, słychać wyraźne wschodnie wpływy...no jest power - dobre rano na rozbudzenie i wieczorem na chwilę z herbatą. Dziewczyna nazywa się Snatam Kaur. Znajdziecie na youtube.
Pozdrawiam
Wasza Zylwijka









piątek, 1 stycznia 2016

...CISZA jak ta:)

Bono śpiewał, że wszystko jest ciche w dzień nowego roku "All is quiet on New Year's Day" i tak właśnie jest. Ja to uwielbiam. Do południa jest dosłownie wszędzie cicho, mało samochodów, świat jakby stoi w miejscu i w tym nowym dla nas czasie czeka na rozruch. Ale większość jeszcze się snuje w półśnie po wczorajszych balach:) Nasz Sylwester bardzo udany - ze znajomymi, fajnie, na luzie i z głośnym śmiechem i, oczywiście, przy szampanie:):):):) A dzisiaj, trochę na przekór temu bezruchowi, spędziliśmy dzień na sportowo i rodzinnie:) Basenowe szaleństwo z moimi chłopakami. A tu jedziemy:) Takie nasze nieostre selfie:)


W pierwszy dzień nowego roku zawsze mamy taką jeszcze dodatkową podróż muzyczno-sentymentalną. Trójkowy TOP WSZECHCZASÓW to uczta dla naszych uszu. Muzyka zawsze mnie porusza do ostatniej, najgłębszej struny. Jak to się dzieje? Jak dźwięki mogą tak uderzać, że porusza emocje, przypomina pewne wydarzenia, zabiera nas do innego świata? Niesamowite. I tak nam dzisiaj ten Top towarzyszy, gdzie się da. Wszystko nadal jest ciche, dom już cichnie bo Pitek śpi, myśli cichną...jest spokój.




Przede mną finałowa szóstka do wysłuchania z Radiowej Trójce (jestem fanką!!!) Zatapiam się w kanapę, odpadam w świat dźwięków życząc i Wam miłego, ciepłego jak ogień w kominku wieczoru. Pozdrawiam ciepło. Wasza Zylwijka. 


I ubierajcie się ciepło bo mrozy tuż za progiem. Brrrr!