poniedziałek, 23 grudnia 2013

O PiernikAch i innych takich:):)


U nas już na maksa świątecznie, choć pogoda wiosenna:) a i śniegu ani prószka. Może to i lepiej, bo nie ma kłopotu z poruszaniem się, odśnieżaniem i spóźnionymi środkami komunikacji... Krzątam się w kuchni od wczoraj, daję sobie upust swoim kuchennym, małym rewolucjom. Zostały drobne rzeczy do zrobienia, jakieś jeszcze małe sprzątanie i świętujemy. To taki wyjątkowy czas. Wszystko mi się chce, energia jest:):) Pitek skacze z radości bo pierniczki, bo choinka, bo bombećki:) Daje pozytywnego czadu i pomaga, że coś!!! Wczoraj wszyscy piekliśmy pierniki:) Pitek walcował, ile wlezie:) Śmieszko taki:)
 
 
 
 
Frajdę mieliśmy po pachy, tatusia dopadły, jak zwykle, głupawki i tak to było:) Efekt jest w postaci chyba 150 pierniczków, z lukrem i czekoladą, ech wyżerkę mamy... Dodatkowo postarałam sie o prawdziwy piernik przekładany powidłami z czarnej porzeczki, a teraz zerkam do piekarnika bo w nim SERNIK, taki ze starego przepisownika mamy. Są też śledziki w dwóch odsłonach:) A jak tam Wasze kuchcenie i frykaski? Co serwujecie na tegoroczne stoły? Nawet jeśli spędzacie święta u kogoś, i omija Was przygotowywanie WSZYSTKIEGO to warto zrobić swój przysmak, dla siebie czy najbliższych, potem fajnie się razem zajada:) Zachęcam do eksperymentowania w kuchni.
 
 
 
 
Dekorowanie domu też już ukończone, tak w środku, jak i na zewnątrz. Ja zawsze sobie coś wymyślę, a Przemko musi myśleć jak to podłączyć, jak to zrobić, żeby działało:) I wkurza się czasem, ale potem i tak fajnie wychodzi:)
 
 

 
Udało mi się zrobić kilka ozdób szydełkowych min. płatki na choinkę i dekorację do okna, z której jestem mega dumna:) Zaczęłam ją w zeszłym roku, a teraz wreszcie jest skończona i wisi w największym oknie, usztywniona na maks:):)
 
 
 
Taki czas świąteczny to też zwykle chwila podsumowań, planów, refleksji nad wieloma sprawami. Prędkośc upływu czasu mnie zdumiewa, dopiero było poprzednie Boże Narodzenie, a to już przecież rok temu... Chcę łapać chwile garściami, i cieszyć się z drobnostek. Najbardziej cieszy mnie to, że mam swoją rodzinkę:), ale myślą ogarniam też w święta wszystkich tych, którzy są daleko, i z różnych powodów nie siedzą z nami przy jednym stole, myślę o tych, którzy w święta są w szpitalach i domach opieki, i o tych, do których na pewno nikt nie zajrzy z opłatkiem, wspominam ciepło tych, którzy odeszli. Wtedy człowiek tym bardziej cieszy się z obecności najbliższych. Czyż nie tak właśnie jest?
Wszystkim Wam na nadchodzące Święta życzę zdrowia i spokoju, wielu spotkań z rodziną i przyjaciółmi, uśmiechu na każdy dzień i radości z drobnych przyjemności, miłości bliskich i spełnienia najskrytszych marzeń.
Pozdrawiam Was świątecznie:) Wasza piernikowa
Zylwijka
 
 

niedziela, 8 grudnia 2013

DeKorki:)

Jesteśmy, przetrwaliśmy huraganową aurę...ufff...Nasze domy i dachy przeszły prawdziwą próbę wytrzymałości, a ja próbę utrzymania strachu na wodzy. Tak to jeszcze nigdy, od kiedy tu mieszkamy, nie wiało. SSszuuuuuu...i gwizdy nigdy tu nie słyszane czasem mnie przerażały. Pocieszające było to, że na wybrzeżu i Mazurach podobno wiało bardziej. Tymczasem licznik przeskoczył na grudzień, Mikołaj nas odwiedził (pierwsze Mikołajki, gdzie Pitek rozumie co się dzieje i o co chodzi:) Naprawdę dumni jesteśmy, bo mały dał radę stanąć twarzą w twarz z prawdziwym brodatym:):):) A i z prezentu zadowolony, sprawdzaja się ostatnio koparki, traktorki, dźwigi itp. No taki widać czas:) Siedzimy w domku i śnieg za oknem więc traktorkami jeździmy...po domu. Też jest ok. A tutaj nasz mały foto-model:)

 
Powoli ruszamy ze świątecznymi dekoracjami w domu i dookoła:) Zainwestowaliśmy w tym roku w ledowe oświetlenie, stare lampki już się naprawdę solidnie wysłużyły. Za nieduże pieniądze można kupić ciekawe ledowe kompozycje światełek na Allegro. I jest sporo taniej niż nawet w znanych sieciówkach (nawet dwukrotnie!!!) więc radzę poszukać, na pewno coś znajdziecie. Można je wieszać na zewnątrz i wewnątrz. Jeszcze, co prawda, lampek nie wieszamy, ale bombeczki już powędrowały w swoje miejsca. Na drzwiach już świąteczny wianek, zrobiony od podstaw samodzielnie:) Postawiłam na srebro i szarości, w takich barwach mamy przedpokój. Jedynymi kolorowymi akcentami są dwa Piotrusiowe skrzaty:)
 
 
 
 
Piątkowe Mikołajki przypomniały mi moje dzieciństwo, jak czekaliśmy z bratem na te upominki, choć zawsze raczej skromne, ale było frajdy po pachy. Dzisiaj młodziki mają wszystko, czego tylko chcą, wszystko jest w zasięgu ręki. Zajadają pomarańcze i inne dawne rarytasy przez cały rok, obsługują telefony i internet, czekolada na deser jest czymś naturalnym, a dla nas była prawdziwym świętem. Blok czekoladowy (jakieś mielone wafle, chrupki i czego tam jeszcze nie było...) wyczekiwany był w miejscowej "Osiemnastce" jak nie wiem co. O bananach można było pomarzyć, lalki Barbie miały tylko najlepiej sytuowane dzieci. Ale myślę, że dziś to wciąż te same dzieci, oczekiwaniu na Mikołaja, czy jak go tam kto nazwie, towarzyszy wciąż to samo podekscytowanie, trochę podenerwowanie, radość. W piątek po drodze do pracy spotkałam takiego Mikołaja w bryczce, machał do przechodniów, rozdawał czekoladki czy coś tam drobnego i nie dało sie nie uśmiechnąć:) I choć dawno nie jestem dzieckiem sama jakoś się ucieszyłam, że komuś sie jeszcze chce pobawić, trochę zawrócić nas wszystkich do dzieciństwa, do czasów, gdy w oczekiwaniu na Świętego nie dało sie przecież zasnąć. Od kiedy jest Pitek, wszystkie te świąteczne i przedświąteczne szaleństwa nabrały zupełnie innego wymiaru. Cieszę się jakbym miała znowu 6 lat:)::):):)
 
 
 
 
 
 
 
 
A Wy jak wspominacie swoje czasy świąt? Mikołaja? Czekam na Wasze opowieści:) Jakie plany dekoracyjne macie na ten rok? Podeslijcie jakieś ciekawe linki, jak się natkniecie na coś wartego uwagi. A na koniec jeszcze Piotrusiowe skrzaciki, kończę tym samym, podejrzyjcie ciekawe inspiracje w sieci, pomysłów na piękne dekoracje jest tysiące, i nie trzeba mieć grubego portfela:) Bawcie się ozdobami, wymyślajcie nietypowe zastosowania i rozwiązania. Wkrótce pokażę dalszy ciąg moich dekoracyjnych dokonań. Miłej niedzieli, ciastko dobre zjedzcie. U nas drożdżowiec z dżemem morelowym, wanilią i kardamonem:)
 
 
 
Wasza Zylwijka

poniedziałek, 25 listopada 2013

TaaaaDaaaaaMmmmm!!!



Tadam! śnieżno-biało mamy za oknami:) Mój szybki poranny przegląd blogów pokazuje, że wszyscy dziś wyskoczyli z tymi samymi refleksjami - śnieg, śnieżki, zimno, zasypane samochody i ranne...skrobanie szyb:) I Przemko też dzisiaj tak rozpoczał swój tydzień. Ja za to całkiem inaczej, snuję się bowiem po domu w dresach i kapciach bom chwilowo nieczynna zawodowo. Dopadło mnie zapalenie gardła i krtani:( Mówię = świszczę, gwiżdżę i połowy nie słychać. Ot, takie nowości, a że moja praca polega PRZEDE WSZYSTKIM na używaniu głosu, lekarka bezdyskusyjnie wysłała na kilkudniowe zwolnienie. I siedzimy w Pitkiem w domu, budujemy wieże z klocków, puszczamy bańki - bez końca, nigdy się nie nudzi, naprawiamy zabawki (wełnianej sowie odpadło oko, a Prosiaczek ma rozprutą rękę...ech), pichcimy zupki ogórkowe z grzankami i zamawiamy ledowe lampki na choinkę na znanej aukcji internetowej. Pomimo ognia w gardle, jest miło. Wczoraj wieczorkiem wiatr dawał czadu, aż strach, a tu rankiem bialutko, a potem piękne słońce chwilami kukało zza chmur.



 
Weekend za to upłynął mi na gotowaniu pyszności dla urodzinowych gości Pitka. Nasze 'maleństwo' ukończyło w niedzielę 2 lata!!! Sama nie wiem kiedy to wszystko prysnęło, czas zasuwa, jak zwariowany. Pitek powoli demonstruje swoje małe JA, dyskutuje i tupie, jak coś idzie nie po jego myśli. A przy tym radochy mamy z nim po pachy!!! Śmieszne teksty czasem zmontuje, nie wiadomo co, skąd, i gdzie to słyszał:) A przy tym nie usiedzi 5-ciu minut w miejscu, człowiek-maksenergia (jak mama:):):):) Tort w kształcie piłki, góra prezentów, radości po pachy i było super:) Już widzę jak cała nasza trójka wskoczy w kombinezony i na ŚNIEG!!!!!!!!! I bałwanki:) Będzie czadowo, ale póki co muszę doprowadzić swoje struny głosowe do porządku.



 
Niektóre blogowiczki szaleją już z dekoracjami, domy błyszczą świecami i srebrem, ale u nas jeszcze jesiennie. Myślę, że na początku grudnia zacznę wyciągać nasze dekoracje. Trzeba je przejrzeć, czy wszystko działa (czyli świeci) i siup z nimi na drzewka w ogrodzie i na tarasie. Już widzę szaleństwo Pitka!!! Mam jeszcze styropianowe kule z zeszłego roku i one też czekają na swoją 'szatę', może coś uda mi się podziałać w tej materii. Ma być bombowo i z przepychem! O!
Tymczasem czekamy na kolejne dostawy śniegu. Kończę i się denerwuję, bo chciałam pokazać zdjęcia z dzisiaj, a nie chcą się tu załadować...paskudy jedne. Zatem bez zdjęć, moi mili. Dołożę, jak tylko będzie to możliwe. Do rychłego zobaczenia:) Ahoj! Za śniegowcami sie rozejrzyjcie i łopatmi do odśnieżania, kto tam jeszcze nie ma.
Bye,
Zylwijka

Ps. Oto wersja ze zdjęciami:) A jednak się załadowały:):):) Juhu!!! Pooglądajcie sobie, jak to dzis za oknami było:) Ciao!
 
 
 
 
 

niedziela, 17 listopada 2013

W niedzielne przedpołudnie:)

Z przepięknych jesiennych barw na drzewach nie zostało nic. Wszystko przykrywa powoli szarość i ...gołość:) Jeszcze dwa tyugdonie temu czerwienie i żółcie zapierały dech w piersiach. Teraz świat zwalnia i jakby zasypia na chwilę, aż do wiosny. Ale nie my, kochani!!!! Działamy, planujemy, myślimy, pracujemy. I jest fajnie.



Ostatnio niemiłosiernie zaniedbuję wpisy na blogu. Kurzem się już lekko pokrył, ale wracam!!! Bardzo chciałabym tum częściej zaglądać, ale wciąż coś się dzieje, czas wyliczony na każdą czynność, ale obiecuję, że postaram się bywać tu regularnie. W tzw, międzyczasie zwiedziliśmy Wrocław i Pokrzywną, do tego Prudnik i Głuchołazy. Czasem marzę o tym, żeby choć na chwilę zmienić otoczenie. Nie, to nie znaczy, że męczy mnie miejsce, w którym jestem, czasem MUSZĘ złąpać oddech i energię innego miejsca, innych ludzi. Jestem zodiakalnym LWEM, do którego horoskopowe opisy odzwierciedlają kropka w kropkę moją osobę. Nie mogę siedzieć w miejscu, wciąż potrzeba mi czegoś nowego, rozwoju, biegu życiowego. Jak mam za dużo wolnego cxzasu to źle to na mnie działa:):):):) Muszę biec, no tak mam, a przy tym cholernie potrzebuję niezależności i własnych ścieżek. 




Ostatnio pracuję pełną parą. Zadań dla mnie nie brakuje, bardzo lubię swoją pracę. Jak Wam wiadomo jestem anglistą i na co dzień zmagam się z tym, żeby jakoś młode pokolenie pojęło tajniki komunikacji w języku obcym. I sprawia mi to radochę, jak ktoś łapie przysłowiowego bakcyla, no wprost dostaję skrzydeł:) Dla niektórych to trudniejsza sprawa,. ale i dla nich zawsze mam jakąś wyrozumiałość, czyż nie jest tak drodzy uczniowie???:)



Jeżdżąc tak po kraju jestem zdumiona wieloma przemianami, jakie można dostrzec gołym okiem. Cieszę się, że do Wrocławia można dojechać szybciej, że małe miejscowości jakby nabierają innego wyglądu, że wszystko zaczyna się powoli dźwigać. Nie podoba mi się ciągłe marudzenie, że stoimy w miejscu, że zawsze ktoś narzeka, że nie jest tak, jak by to ONI zrobili, nie - nie zrobiliby  inaczej, 
bo zderzenie z rzeczywistością polityczno-papierkową szybko sprowadziło by ich na ziemię:) Fachowcami jesteśmy rewelacyjnymi, tylko niestety, nie w swoich dziedzinach. Ale nie o tym chciałam.:)



O tej porze w zeszły weekend szaleliśmy z Pitkiem na spacerowych szlakach w niewielkich górkach. Lubię taki czas, gdy jesteśmy naszą trójeczką, wygłupom nie ma końca, a Pitkowy śmiech rozkłada nas na łopatki:):) Jak się rozchichra to mówię Wam, jest czadersko. I myślę sobie, że nawet nie trzeba przecież wyjeżdżać, żeby pobyć razem, wystarczy plac zabaw, albo robienie baniek (fakt, trzeba potem solidnie wytrzeć podłogę:) ale jest fajnie. Zachęcam Was, mamy i tatusiowie, do rodzinnych wygłupów, wspólnego robienia ciasteczek tak, żeby dom pękał od radości:):) Poniżej Pitek z tatą jako skaczące zające, i z mamą jako maszerujący żołnierze:):):)



Planuję nadchodzący tydzień. Terminarz czarny od zapisków z godzinami i zadaniami. Muszę jednak jakoś przez niego przebrnąć, choć przeziębienie mnie łąmie i chce na siłę zapędzić do łóżka. Ja się nie daję i tak się ścigamy już jakiś czas. Mam nadzieję, że wygram bo inaczej KLOPS. Moje myśli i plany powoli kierują się w stronę świąt, już planuję dekoracje i rezerwuję drobne kwoty z domowego budżetu na dodatkowe lampki, świecidełka i inne. Ma być szałowo i DUŻO!!!! Powiedziałbym wręcz PRZEPYCH:) Na synuś będzie miał radochy po pachy, a o to przecież chodzi. Póki co w przyszły weekend czeka nas urodzinowe przyjęcie naszego dwulatka więc też będzie się działo. Balony już są:) A jak szykują się Wasze plany na ten tydzień? Też już zdążacie myślami ku świętom? Obiecałam sobie, że w tym roku nie będzie prezentów na ostatnią chwilę!! Chcę, jak nigdy dotąd, mieć wszystko szybciej, z czego będę się sama przed sobą solidnie rozliczać:):):) Wczoraj umieściłam na blogu PREZENTOWNIK od Joasi, możecie tam zajrzeć, jeśli chcecie zaplaniować drobiazgui dla najbliższych zawczasu. Polecam też przecudowne wyroby ręczne Marty - torby, biżuteria, dodatki i wszystko w niewygórowanych cenach. Możecie u niej zamawiać, zrobi co zechcecie, albo wybrać coś z gotowej galerii wyrobów. TUTAJ znajdziecie jej wyroby, zachęcam.


 Kończę tego posta pięknymi barwami jesiennego Ogrodu Japońskiego i słynnymi miłosnymi kłódkami na jednym z wrocławskich mostów:) Wszystkim życzę udanej, rodzinnej niedzieli i miłego tygodnia, bez przeziębień i innych takich:)
Wasza Zylwijka

sobota, 16 listopada 2013

ASIowy prezentownik:)

Dla tych, co szukają pomysłu na drobiazg dla najbliższych:) Odezwę się wkrótce, wiem, że mój blog juz lekko podrdzewiał...Zajrzyjcie TUTAJ

 Miłego oglądania:) Sylwia

czwartek, 17 października 2013

Ostatni dzwonek TULIPANA:)




No tego jeszcze nie było, żebym umieszczała dwa posty jednego dnia:) Ale, kochani, wolną chwilę mam!!! Chłopaki grabią liście i coś tam majstrują w garażowych klimatach, a ja siup i już Wam piszę o tulipanach. Czy pamiętacie, że to ostatnie chwile na sadzenie roślin kwitnących wiosną? Teraz to już ostatni dzwonek na posadzenie cebul tulipanów, narcyzów, hiacyntów i, przede wszystkim, KROKUSÓW! A wiadomo, że one pierwsze wyciągają łebki i oznajmiają o wiośnie. Zatem, kto tam jeszcze się spóźnia, biegiem do ogrodniczego i wybierać cebulki. Ja już mam cebulkowanie za sobą. Posadziłam nowe odmiany tulipanów i krokusów, i to na nie będę czekać wiosną najbardziej:) W ogóle już większość porządków na ogrodzie powinna być za nami. Wiem, niestety, bardzo dobrze jak to jest gonić z zegarkiem w ręku. Niemniej jednak już powinniśmy się porządnie zaprzyjaźnić z grabiami - liście sprzątamy regularnie, żeby nam trawnik nie gnił, bo na wiosnę będzie bury i plackowaty z gołymi miejscami:). Dodatkowo przekopujemy warzywnik, a ja jeszcze dodatkowo zrobiłam to na rabatkach, tam, gdzie planuję wiosną jakieś zmiany, a ziemia jest mocno zbita. Pamiętajcie także o chowaniu roślin w donicach na noc do domu. W dzień można je jeszcze wystawić, ale my już skrobaliśmy przymarznięta szybę przed wyjazdem do pracy.

Choć już zimno, słońce nadal chwilami cieszy nasze oko i dogrzewa. Taki mamy widok zza ogrodu, hen daleko:):):):) Jakby górzyściej co? Popołudniami chce się jeszcze posiedzieć na tarasie z kubkiem kawy i pozbierać myśli. Nasze tarasowe mebelki jeszcze stoją, ale to już chyba ostatnie podrygi przesiadywania. I to właśnie teraz nadchodzi czas długaśnych wieczorów w ciepłych skarpetach i z książką w ręce, jak ktoś czasem poczytuje to i owo. Ja już zbieram myśli do prac szydełkowych, choć tak naprawdę stawiam dopiero pierwsze kroczki w tym względzie. Ale i Was zachęcam. czymś trzeba zapełnić zimowy sezon.
Pisałam Wam o naszej dyni wielgaśnej? Właśnie nabrała twarzy, a Pitek jest nią zachwycony:) I co wieczór musi do niej zajrzeć, jak świeci. Przemko ją tam sprytnie ukształtował i zrobił zdjęcia:) Oto wersja dzienna i nocna:) I choć nie obchodzimy żadnego Halloween to uważam, że to fajna, jesienna ozdoba, a zwyczaj drążenia dyni sięga naprawdę dawnych czasów, takich, kiedy nikt jeszcze w Polsce o amerykańskim święcie nawet nie słyszał. Proszę, nasza dinda:)
Gdybyście byli bardziej zainteresowani tematyką ogrodową i co kiedy działać, polecam blog Katarzyny Bellingham, słynnej "ogrodziarki". Na swoim blogu TUTAJ podaje informacje jak projektować, co kiedy sadzić, jak pielęgnować, a na dodatek wydaje katalogi roślin i magazyny w języku zrozumiałym dla ogrodnika-amatora:):):):) Od niej się dowiecie kim była Pani Jekyll:):):) (niestety słowa o Mr. Hyde'dzie nie ma).
Wracam ostatnio do muzyki. Jakoś zaniedbałam tę część mojego życia, a muzyk w nim była od zawsze. Najpierw skrzętnie przemycał ją do mojej świadomości brat, potem sama zaczęłam szukać dźwięków. Stawiałam pierwsze kroki na gitarze, ale gdzieś to wszystko zeszło na dalszy plan. Z podziwem obserwuję ludzi, którzy siedzą mocno w muzyce po dzień dzisiejszy. Zostają wierni - najwierniejsi. Ciągle szukają, koncertują, tworzą. To jest fajne. Ostatnio sprzątaliśmy jeszcze nierozpakowane z przeprowadzki kartony i tak jakoś się przyjrzałam ilości płyt, jakie stoją w naszym domu. Od muzyki bardzo ciężkiej, przez bardzo specyficzną, niszową, bym powiedziała, aż do lekkich kobiecych klimatów. Jest w czym wybierać. I takie mam jesienne postanowienie, żeby to jakoś wszystko w serduchu odświeżyć. Tyle dźwięków i wspomnień...ech będzie sentymentalnie. A może ktoś dołączy do muzycznej podróży w przeszłość? Przejrzyjcie swoje płytoteki, będzie ciekawie. Tymczasem zmykam, zajęcia aerobikowe za pól godzinki:):) Pozdrawiam Was i do zobaczenia wkrótce. A i dyńki wydrążyć:)
Wasza Z.








Za oknami...

Za oknami piękna mgła, chyba kolory jesieni zaczynają przygasać, zaraz będzie szaro i buurrrooo!!!! Ale to też ma swój urok, czyż nie? Na aparacie czekają jesienne zdjęcia do wrzucenia, i raport z sadzenia tulipanów...aaaaaa!!!! mało czasu, ciągle mało:) Ale, kochani, będzie - wszystko to będzie:) Korzystam z wolnej godzinki przerwy w pracy. Zaraz ruszam dalej w mój codzienny "angielski" rytm. Pozdrawiam ciepło i miłego, mglistego dnia:)
Wasza, dziś bezzdjęciowa, Zylwijka.

wtorek, 1 października 2013

OSTatnio...

Ostatnio żyję jak na fali, raz mam mega dużo energii i latam ciągle, dzwonię, załatwiam spraw wiele, a potem jakoś przygasam na chwilę i wtedy leniuchuje, ile się da. Moja praca nie daje za bardzo odpocząć, nie ma czasu na nudę i zawsze jest COŚ do zrobienia. Część tych zadań robi się oczywiście w szkole, ale pozostaje druga część, którą dzień w dzień targam ze sobą do domu. Sterty papierów, brakujące wpisy, wszystko to robię w domu. Sprawdzam na bieżąco, czy tzw. kompetencje językowe moich uczniów podnoszą się czy...czy jednak nie. Uczę języka angielskiego, który jest wszędzie, a mimo tego wielu z moich gimnazjalistów nie bardzo chce to przyjąć do wiadomości, a przecież jakby 'siedzą' już w tym języku. Ich telefony mają angielskie menu, gry, w które pogrywają popołudniami przepełnione są angielskim, nie mówiąc już o muzyce. Nie będą się uczyć i koniec:):):) Uparciuchy takie... Ale nie o tym chciałam.
Po dniu spędzonym w murach z 300-oma uczniami dookoła w domu potrzebuję ciszy. Nie często zakładam słuchawki na uszy, radio mi przeszkadza przez kilka chwil po powrocie z pracy. Czy ktoś z Was też tak ma?  W domu muszę złapać oddech. Udaje mi się to zwłaszcza w ogrodzie, tam szumy i różne takie tam ogrodowe dźwięki nie przeszkadzają mi wcale, wyłączam się i skubię sobie chwasty we własnym tempie:) Dobrze jest nabrać właściwego dystansu, choć czasem trudno nie przynosić emocji zawodowych do domu.

W ogrodzie już same kolory działają jakoś kojąco, a jak do tego dołożymy trochę pracy i solidne zmęczenie robotami ogrodowymi to już jest ekstra:) Na koniec kilka ujęć domowym aparatem foto i mamy chwilę złapaną. Polecam wszystkim zatrzymywanie chwil w kadrze, to naprawdę wciągające, a i popatrzeć po czasie fajnie. My ostatnio obejrzeliśmy zdjęcia i filmiki ja Piotruś być jeszcze tyci tyci:) albo jak zaczynał raczkować:) Ech, czas leci:):) A teraz z tatą zbiera w pobliskim lesie grzyby, a ja mam taką właśnie po-pracową chwilę ciszy:) Choć komputer coś buczy:):):):)
Największy spokój jest rano, jak wszyscy dopiero piją poranną kawę, żeby za chwilę wyruszyć do swoich biurek pracować na wspólne dobro narodowe tego kraju. Potem kilka godzin szumu i znów spokój:) Można się wylegiwać w jesiennym słońcu:)

Czy zajrzeliście na stronę MamaPhotoProject, o której pisałam w ostatnim poście? Mam nadzieję, że fotografujących mam jest więcej. To ciekawa, niezobowiązująca inicjatywa, a pozwala obserwować, jak młodzi rosną i się rozwijają. Ja właśnie wybieram zdjęcia (trzeba wysłać 10 o odpowiednim rozmiarze) i zakładam konto na stronie. W ogóle Internet i możliwości, jakie daje wciąż mnie zaskakuje. Nie ma końca ilość ciekawych rzeczy, jakie robią i wymyślają ludzie. Uwielbiam takich, którzy coś ciągle robią, wciąż czegoś szukają, nie mogą stać w miejscu. Sama mam zapędy to robienia wielu rzeczy na raz, a świadomość, że gdzieś tam są ludzie, którzy też nie usiedzą na miejscu jest naprawdę inspirująca. Zachęcam Was do poszukania czegoś dla siebie, nie można w życiu tylko pracować, choć sama mam zawód wymagający naprawdę solidnej gonitwy:) A w międzyczasie podgryzam orzeszki i rodzynki:):)

Czytaliście już nową Werandę Country? Polecam zwłaszcza artykuły o ludziach, jak potrafią stworzyć coś z niczego, jak odbudowują zniszczone domy i tam znajdują swoje miejsce, swoją bazę na złapanie oddechu:) Jest co upichcić na jesienne zimnisko i wietrzne dni, a i ciacho się znajdzie. Tymczasem kończę, pozdrawiam Was ciepło, za oknem ostatnie promienie jesiennego słońca. Czekam aż drzewa się zaczerwienią i zażółcą i wydaje mi się, że mój aparat już też na to baaarrddzzoo czeka. Ahoj i do następnego poczytania. Wasza jesienna, choć z wiosennym power'em Zylwijka. A na wieczór polecam herbatkę z sokiem z aronii, kto nie ma - ja mam to zapraszam:) Pa.