poniedziałek, 16 maja 2016

...szumi w głowie, czyli o pewnym Kongresie

Wiecie jak to jest jak głowa pęka od myśli, refleksji, wniosków i pomysłów, a ciało dostaje powera jakby miało w sobie moc miliona koni mechanicznych? Macie czasem/często to w sobie? Ja to mam od soboty. Moje serce wciąż jest tam...na II-gim Europejskim Kongresie Języków Obcych w stolicy.


Dziedziniec głównego budynku politechniki

Kto był i po co?

Jest takie stowarzyszenie, Tutaj koniecznie zajrzyj, a w nim tacy ludzie, że serducho rośnie. Jestem prawdziwą fanką, naprawdę robią solidną robotę, o co dzisiaj, mam wrażenie, coraz trudniej. Na Kongres pojechałam pełna nadziei i z otwartą głową na to, co dostanę od organizatorów i prelegentów. I nie zawiodłam się, było cudownie. Prawdziwie najwyższa półka. Wiecie jak to jest spotkać i poznać osoby, z których podręczników uczyło się w czasie studiów - to jest jazda:):):) Przeglądam dzisiaj od rana facebook'a i podziękowaniom nie ma końca, są zdjęcia, wspomnienia, wnioski wszystkich tych, którzy spędzili na Kongresie choćby jeden dzień. Czyli nie tylko ja jestem jakaś taka...rozedrgana tym wszystkim:):):):):) Mam w sobie dziś jeszcze te emocje. Ciągle słyszę te brawa i widzę naprawdę pozytywnych ludzi - takich, którzy wierzą, że życie nauczyciela może być dobre... DZIĘKI LUIZA - tu ją znajdziecie. Ja też chcę znajdować potwierdzenia takiego życia w swojej codziennej pracy...wszędzie zresztą.

Otwarcie 2-go dnia. Prezes Stowarzyszenia Jacek Członkowski i Luiza Wójtowicz-Waga

Russell Stannard


Sesja z mojej najlepszej trójki:)

Czy my tego potrzebujemy?

I to jak!!!!!!!!!!! Takie wydarzenia to jak zawodowa bomba witaminowa. I każdy może wybrać coś dla siebie, zrobić sobie swoją własną sałatkę owocową w postaci tematyki, wokół której kręci się jego świat zawodowy. A po wyjściu każdy...LATA, ma skrzydła do działania na własnym polu zawodowym, w swojej szkole, na swojej lekcji, ze swoim uczniem. Szumią mi w głowie pomysły, o których mówili prowadzący, mam zapisane narzędzia, jakie można dzisiaj wykorzystać w pracy dydaktycznej. Kocham fakt, że podejście do nauki języka się zmienia, a wizerunek nauczycieli zmienia się z pań w garsonkach i czułenkach (sic! - kto wie o czym mówię?) na prawdziwych dydaktycznych szaleńców gotowych na bardzo wiele, by być dobrym w swojej pracy, mieć zaplanowane efekty, osiągać je i jeszcze się przy tym dobrze bawić. Być może to specyfika nauczania języka, bo jest wszędzie, otacza nas i musimy to wykorzystać, a być może po prostu świat się zmienia i nasz - nauczycielski też:):) Aaaaaaa - jak fajowo, czyż nie?

Penny Ur - ileż jej przykładów rozwiązała moja głowa i ręka na studiach!!!

Joan Kang Shin, USA - jak uczyć dzieciaczki:)

Do przemyślenia:)

Czasem serce musi uderzyć mocniej...

...a my musimy szukać powodu do tych uderzeń. Bez rozwoju nauczyciel robi kroczysko do tyłu. Musimy się szukać, bo to pozwala iść z głową do góry przez - nierzadko - wyboistą ścieżkę oświatową, obojętne czy kręcimy się w sferach publicznych, czy prywatnych - mamy przed sobą przecież ucznia:) Wiele się dowiedziałam, mnóstwo nauczyłam, wiele wiatru złapałam w zawodowe żagle. Zawsze powtarzam, że lubię takich, co się angażują, brną w zawodowe meandry i kochają to! Taka energia naprawdę solidnie się udziela. Musicie tam być następnym razem.

Jeremy Harmer - absolutne guru tej branży, kto na jego książkach stawiał pierwsze kroki w zawodzie?

Hugh Dellar o nauczaniu słownictwa


Być w sieci czy nie być? Kto ma wątpliwości to do Jacka!


Oto i on:) Buja siecią i swoim blogiem:)

A i tort był!!!!!!!!!!!!! Od Cambridge University Press

Podziękuję...

...wszystkim zaangażowanym za cudowną atmosferę, za worek wiedzy i pomysłów, za smakowity lunch i za torta z lampką wina...za spotkania na korytarzu, za wariactwo u Pana Od Francuskiego Tu przejdź do jego świata, Luizie za mega-profesjonalizm i za wiarę w to dobre, nauczycielskie życie... 

Pozdrawiam Was ciepło, muszę sobie wszystko poukładać, podzielić, spisać, ogarnąć się:) Jutro ruszam do komisji maturalnej, a od środy puszczam w ruch kilka nowych pomysłów do przetestowania w pracy z grupą. A co!
Sylwia

piątek, 6 maja 2016

...co kto robi:)

Nie - dzisiejszy post to nie osiedlowe plotki, ani najnowsze wieści co tam u sąsiadów. Moje myśli krążą dziś wokół tego, czym się ludzie zajmują i po co to robią. Zawsze mi opada szczęka jak spotykam ludzi kreatywnych, pełnych zapału do tworzenia, do poznawania, do uczenia się, do życia czymś więcej niż jedzenie i praca. 



Jestem wielką fanką tego, że ludzie szukają sobie zajęć, że angażują się w swoje zadania naprawdę w wielkim ogniem. Uwielbiam i czerpię od takich pełnymi garściami. Mało tego - mnie samą to motywuje do działania, pokazuje mi inne możliwości, jakąś szerszą perspektywę wtedy łapię. Zawsze doceniam takich, którzy nawet jeśli zajmują się czymś - z naszej perspektywy - trywialnym, a robią to z niekłamanym zaangażowaniem to ja to doceniam, odpadam właściwie za każdym razem. Uważam, że bujanie się po życiu tylko z perspektywą obiadu i pensji jest naprawdę ubogie. Ja nieustannie czegoś szukam, czego ja już nie próbowałam:):):) I ciągle mi mało. Myśli człowieka muszą krążyć wokół różnych, dla nas samych ważnych spraw. Jedni robią kolorowanki (bardzo popularne ostatnio), innych cieszy ogród, muzyka, szydełkowanie, fotografowanie, wnętrza - słowem cokolwiek, co jest dla nas ważne, ale jest rzesza takich, co to im się  nic absolutnie nie chce, a jeszcze potrafią skutecznie uprzykrzyć dzień tym, którzy mają ochotę podziałać. No tak jest.

NAPISAĆ KSIĄŻKĘ



Przeglądam ostatnio sporo blogów o tematyce tak różnej, jak tylko różni ludzie mogą być. Mam od lat swoje ulubione, inne systematycznie dorzucam do swojego bloga, by przyjrzeć im się bliżej, pozostałe przeglądam sporadycznie, jeśli mają w sobie to coś. Myślę sobie, że trzeba kochać słowo, żeby  w ogóle zechcieć bloga pisać, trzeba to czuć i umieć wyrazić siebie za pomocą słów. Słowo pisane to jest zdecydowanie mój świat. Lubię układanie zdań z sensowną treść, uwielbiam wieloznaczeniowość pewnych słów i sformułowań, dobrze się w tym czuję. Nie jestem w tym sama. Są i tacy, którzy z blogowania przechodzą o schodek wyżej - piszą książki, a w nich własne historie, pomysły na życie, przepisy na najpyszniejsze dania, własne zdjęcia, jakich świat nie widział. Naprawdę chylę czoła. W ostatnim czasie natknęłam się conajmniej na trzy blogerki, które albo już wydały własne dzieła, albo wciąż nad nimi pracują, kończą, dopieszczają. To dla mnie przykład prawdziwego zaangażowania, a z drugiej strony przekonania, że mogę dać coś innym, podzielić się myślą, doświadczeniem, przeżyciem - czymkolwiek. Boskie. I się kobitkom CHCE!!! A też mają dzieci, pracę zawodową, swoje własne przeciwności losu. I się chce. Na maksa mnie motywują.

CZYM SIĘ ZAJĄĆ?


Jak znaleźć to "coś" dla siebie? Jak podtrzymać motywację? Po co to robić? To pytania, które ja też sobie zadawałam, zastanawiałam się jak to coś wykonać, jak zacząć i dla kogo mam to robić. I szybko te odpowiedzi do mnie przyszły. Trzeba SZUKAĆ, próbować, smakować, mylić się, korygować, przestawać na chwilę i ponownie do tego wracać. Nie ma innej drogi. Na co dzień uczę języka obcego i to jest zawodowo moje miejsce, ale też nie od razu wiedziałam, że właśnie to będzie tym, co będzie mi dawało satysfakcję i zapewni mi utrzymanie. Właśnie nauka języka pokazuje jakiej cierpliwości czasem potrzeba, żeby piąć się jednak w górę. Ile trzeba wysiłku, mozolnej pracy - wręcz mrówczej - żeby mieć sukces. I tak jak z językiem, tak jest ze wszystkim. Pamiętam swoje pierwsze - te naprawdę pierwsze zdjęcia, pamiętam swoje źle posadzone rośliny w ogrodzie, nieudane próby poprawiania zdjęć (choć nadal się uczę - właśnie się oswajam ze oprogramowaniem do obróbki zdjęć), i cista, które się nie udały. Ale czy mam przez to przestać piec dla moich chłopaków? Czy mam odpuścić szansę robienia dobrych zdjęć tylko dlatego, że wiele z nich wciąż nie ma takiego efektu, jakbym sobie życzyła? Czy mam zostawić blogowanie dlatego, że nie mogę wycisnąć z siebie takich pomysłów, jakby mi się widziały? I wreszcie czy mam zostawić ogród, bo całe wrzosowisko w zeszłym sezonie trafiła susza i nic z tego? Czy mam zostawić bieganie tylko dlatego, że jego czas jest conajmniej niezadowalający? Otóż NIE.

NIECH TEN ROWER JEDZIE DALEJ



Trzeba w sobie znaleźć najpierw ten pęd i chęć do zajęcia się czymś, zainteresowania różnościami. Wierzę, że każdy znajdzie dzisiaj coś dla siebie, jest przecież tyle możliwości. Często słyszę, że po co nam taki wielki ogród, słyszę od kogoś, że to "hektary" i dostaję gęsiej skórki, słyszę, że po co warzywnik jeśli wszystko można kupić, że po co biegać jeśli człowiek się upoci i zasapie, że po co robić coś więcej w swojej pracy zawodowej skoro przepękać też się da, że po co poćwiczyć jogę jeśli to nuda i nic się nie dzieje? A ja się nie poddaję się, a wręcz przeciwnie - dostarczam sobie dodatkowego kopa motywacji. Pewnie - też mam czasem spadek formy, też poddaję w wątpliwość wiele swoich działań, ale potem zwykle zdarza się coś, co sprowadza mnie na właściwe tory. Wciąż żyję z przekonaniem, że warto mieć coś swojego. Pasja odrywa myśli, nawet te najcięższe i najtrudniejsze, pozwala na oddech i odpoczynek, nawet jeśli oznacza to spore zmęczenie fizyczne. Trwajcie w tym, co robicie bez względu na efekty - z czasem przyjdzie to, o co nam chodzi. Znajdźcie swoje "coś" i wsiadajcie na rower po przygodę z własną pasją. To jak? Własna książka? Ogród? Malowanie? Szydełko? Sport? Poezja? Kuchcenie? Film? Byle z zaangażowaniem.
Pozdrawiam Was wiosennie. Jestem aktualnie prawdziwą fanką naszego ogrodu, koncertów, jakie rano się tu odbywają...A i hamak już u nas wisi:):):)
Wasza Zylwijka:)