sobota, 4 marca 2017

Dusza z kawałków...

Mam chyba takie wnętrze, co się z wielu wnętrz składa. Takie złożone. Duszę z kawałków jakby... Jestem tu, w tym nowoczesnym wieku, ale gdybym nagle obudziła się w wieku osiemnastym też byłoby całkiem fajnie. Ja bym może nawet chciała... Albo tak w latach 60-tych!!! Dzwony bym nosiła, koszule w kwiaty i może bym była całkiem wyluzowana w sprawach damsko-męskich. Pojechałabym na ten słynny Woodstock - ten prawdziwy, w Stanach i śpiewałabym i krzyczała o wolności na całe gardło. Na całe. Lubię serial "Poldark. Wichry Losu" - o, a gdyby tak tam? Anglia, XVIII wiek. Mogłabym być tą w sukni satynowej, albo pięknej z atłasu i dziergać na szydełku całe dnie i wzdychać do ukochanego. Ale też bym się widziała na koniu, z potarganymi włosami, w obłoconych butach, stajnie mogłabym czyścić. Mogłabym na polowania jeździć, ale też cierpieć na "globus" i upadać w ramiona tego, w którym płynie arystokracka krew. I tu bym się widziała, i tu. U królowej Wiktorii mogłabym nawet w kuchni pracować, albo kiecki jej naprawiać, ale dobrze by mi było też wśród prostych ludzi, gdzie trzeba pomóc, bo dzieci chore. Albo zapałki mogłabym dla nich sprzedawać. Wszędzie być by się chciało.
Często myślę, że chętnie bym się widziała w mieście, mega dużym - takim Nowym Jorku na przykład. Mogłabym projektować ubrania, albo wnętrza i ogrody - bo lubię. Albo DJ-em bym mogła być w największej dyskotece w mieście. Koncert bym mogła zorganizować albo fotografią się profesjonalnie zająć. Każdy wieczór spędzałabym w klubach, w knajpach, gdzie dobrze grają. Kasyna mogłabym obsługiwać - bo grać to nie bardzo. Ale zwykłym nowojorskim taksówkarzem też bym była dobrym. Można by pogadać ze zwykłym człowiekiem, że trzeba zarabiać, że kapitalizm, że ludzie pędzą i że w miejskim parku znowu kogoś zgwałcono. Za taksówkowe oszczędności dzieci bym posłała do szkoły z czesnym, a potem na Harvard. Ale też mogłabym tam być tym imigrantem, co to go nikt nie chce. Może bym się wtedy swoich bardziej trzymała, takich Meksykanów na przykład. I więzi między ludźmi by się odrodziły i rodzina by była na nowo ważna. Tylko, że ja przecież odwróciłam się świadomie od miasta i jestem tu...
Ile to już tych kawałków?
W czasach wojen też bym się widziała - jako sanitariuszka. Bułki bym potajemnie dzieciom przynosiła, kradła bandaże, żeby pomóc zranionym. Porody bym odbierała tym biednym, wystraszonym kobietom, wódką odkażała rany i zawsze miałabym dla nich dobre słowo. Gazety bym mogła tajniacko drukować, ulotki roznosić. Ale jakby trzeba było to bym granatem rzuciła i czołgiem pokierowała.  Być tu i tu, taką i taką.
Duchowne życie też bym mogła prowadzić. To byłoby coś - taki Tyniec dla kobiet:) Albo w Indiach być naczelną joginką wszystkich joginek i umieć oddech zatrzymać na 10 minut i nogę przełożyć osiem razy przez szyję:):):) Mieć swój Zen. Ale być zwykłym człowiekiem co szuka swojej własnej duchowości też jest dobrze, a i wątpić mu bardziej przystoi i pytania może zadawać w nieskończoność, bo inni mu odpowiedzą...Może.
Filmy bym też mogła robić, i książki obowiązkowo pisać. Być takim babskim Wajdą, co to go wszyscy znają i podziwiają, zrobić film ważny dla świata, dla historii...a książkę to może kiedyś napiszę:) Ale dobrze mi też z taką wizją, że będę tylko na filmy chodzić i je oglądać, a książki czytać bo lubię jak diabli. Mogłabym prowadzić też małą knajpkę w Sopocie, albo na Bali. Robić drinki z parasolką i sprzedawać spodenki plażowe albo deski surfingowe i wszyscy by się mnie pytali czy wybrać taką, czy taką, a ja bym im doradzała. Ale lubię też fakt, że Bali pozostaje w sferze moich wakacji marzeń, surfingu w zasadzie nie lubię, o tych spodenkach-bahamkach nie wspominając. I to też jest fajne.
Albo taką minister edukacji bym była:) To jest strzał, co? I bym te zmiany cofnęła, większą kasę dała nauczycielom i wychowawcom i szacunek bym miała do nich jak nikt. Bo to by byli moi ludzie. Ale zwykłym nauczycielem też jest mi dobrze. Lubię ten światek młodych ludzi. I czy ja mam aspirować do Ministerstwa, skoro tu na dole robotę lubię? Jak się jednego, czy drugiego na właściwe tory ustawi, chleb i buty będzie umiał po angielsku kupić, jak już wyjedzie zarabiać to jest dobrze.
Acha, ratownikiem GOPR'u też bym mogła być. Nosić te czerwone kurtki, nos mieć zmarznięty nieustannie i ostrzegać piękne panie, że w tych butach to w góry nie bardzo...Odważnie ściągać ze szczytów tych zagubionych, albo co pod lawiną zostali i cieszyć się, że życie udało się uratować. Ale kocham też tę myśl, że lawin nie ma za moim oknem, że do pracy nie muszę zakładać raków i nie muszę wiązać się na codzień kilogramami uprzęży, tylko mogę szpilki włożyć i spódniczkę.
Ile to już kawałków?
Czasem sobie myślę, że mogłabym być takim Religą, albo nawet Wisłocką, albo neonatologiem, dzieciaczki maciupkie ratować - zaproponować życiu coś absolutnie nowatorskiego, takie novum, że wszystkim po latach szczęki opadają. Ale lubię fakt, że to ja dzisiaj mogę korzystać z tego, czym się zajmowali, wiedzę mamy dzisiaj dzięki nim większą, serducho zdrowsze, a dzieciaczki urodzone o wielkości pięści mogą normalnie żyć...
Ten tekst mógłby w zasadzie nie mieć końca...tyle mam tych kawałków siebie. Ale kocham to, że jestem tu, taka, z takimi ludźmi, w takim otoczeniu. I choć czasem gdzieś się tak wyrywam do wszystkiego, to wszystkiego robić się przecież nie da. Ja jestem trochę tym Wajdą jak film dziecku na szafie cieniami pokazuję, i jestem lekarzem jak chłopaki niedomagają, to leki podam. Jestem ratownikiem, jak wlezie kot na drzewo i zejść nie umie. Jestem tą panią od knajpki bo jak się zjedzie do nas więcej dzieci to koktajle robię przeróżne. Jestem od edukacji i swoje reformy na lekcjach wprowadzam. Bywa, że jestem tą z granatem w kieszeni i rzucam wtedy jak już mi się cierpliwość kończy i czołg też prowadzę bo całym domem dzień w dzień zawiaduję. Tym taksówkarzem trochę jestem bo po drodze na stopa czasem człowieka zabiorę i pogadam, że emeryturę ma małą i bida może w garnkach. DJ-em jestem jak tańczymy z Piotrkiem i muzyka na cały hajc. Tym poszukującym duchowości też jestem, pytań mam tysiące. Duszę buntownika z Woodstock'u też mam i buty ciężkie sobie znowu kupię, dżinsy poszarpię i agrafkę przypnę. Ot co.
Mam duszę z kawałków. Wszędzie bym chciała być i wszystko robić. A jak się tak człowiek przyjrzy to właśnie każdego dnia jest wszędzie i robi to swoje "wszystko". Wystarczy się przyjrzeć.

Wasza Z.