niedziela, 1 października 2017

Czasem czas jednak nie pędzi...czasem.

Gdy wyglądam przez okno, on tam jest. Może ma chwilę do emerytury. Zamiata liście, z nikim nie rozmawia. Robi swoją robotę, nie marudzi też. Jak ostatnio przez to okno zajrzałam, to też zamiatał, ale zawartością łopaty było babie lato. Dmuchawę miał do tego dziadostwa - do nosa to włazi, za koszulkę, no wszędzie. A dzisiaj liście. Jesień, bracie, w pełni. I może tylko dzięki temu widać, że czas płynie. A widok przecież ten sam. Czas jakby się jakoś zatrzymał. Tu nikt się nie spieszy, tylko cierpliwie czeka. Na kawę kolejną, na rozmowę, na...coś. Ja czasem tak marnuję czas. Prześlizgnę się tak nieraz przez dzień, nic w zasadzie nie zrobię, do pracy pójdę, po angielsku pogadam, do wydawnictwa zadzwonię, zakupy zrobię, komputer odpalę-zgaszę. A jakoś padam potem ze zmęczenia. Często mam poczucie jakiegoś zmarnowania, jakby się worek energii wyrzuciło, zdmuchnęło jakoś tak. Potem myślę, że jeszcze to czeka, jeszcze tamto. Babskie gadanie. Z ukochanym nie rzadko o tym rozmawiamy. On mówi: no taki charakter jesteś, wszystko naraz byś chciała robić i wszędzie być. Rację ma - ja wiem. 


Często myślę, że mogłabym, że bym nawet bardzo chciała robić to i tamto. I jeszcze potem to, a potem jeszcze tamto. Tyle tych to-tamto można by wyliczyć. Taki niespokojny duch. A potem właśnie wieczorem, jak podsumuję wtorek, czy piątek to mam wyrzuty, że w sumie to przeleciał po prostu dzień wzorcowo. Muśnięty tylko. Ale poznałam też miejsca, gdzie nikt czasu nie marnuje. Gdzie wyciska się z każdej godziny ile się da. Tacy z energią, co chcą podziałać, pomóc, coś swojego wnieść do świata i ludzi zawsze się jakoś znajdą - odnajdą siebie nawzajem. A potem to już tylko wióry lecą, piękne rzeczy się dzieją. I jak to widzę to śmieszy mnie potem taka zwykła ludzka zajadłość, podejrzliwość i plotkarstwo. Bo wiem, że gdyby to tak przekuć w robotę konkretną dla drugiego człowieka to można by przegonić wiele chmur nad czyimś życiem. To proste nie? 


Ale tłumów nie ma. Dzisiaj wiem, że jedno dziękuję, uśmiech, popchnięta do przodu sprawa, ważna dla kogoś - i już jest radość. Chce się więcej. Poznałam ludzi, którzy tak żyją - pełnią życia dla drugiego człowieka. A potem te życia, małe-większe są...lepsze, przez chwilę może chociaż. Tu się można wiele nauczyć. Poznałam ludzi, którzy robią rzeczy dla innych niemożliwe do zrobienia. Żyją tym. Całe ich serducha są w tym, czym się zajmują. A innym to nawet przez myśl nie przejdzie, że można tak po prostu chcieć żyć - dla innych. I uśmiechać się nawet i jeszcze kasy za to nie brać. Wystarczy tylko znaleźć tych ludzi, tych właściwych a potem to już idzie. Znajdą się - są wszędzie. Może nie ja mam tylko czasem to poczucie ślizgnięcia się przez dzień.
Jutro wyjrzę przez to okno i on tam będzie zamiatał. I może wyglądać to tak, że nic się nie zmienia, a przecież z każdym dniem wszystko idzie do przodu. Każdego dnia niektórzy wyciskają maks z każdej godziny. Ci, którzy zamiast politykować, gardzić, znawcować tłoczą energię w dobroć. To proste, nie?

Wasza Z.