Taadddaammm!!! Mamy za sobą
absolutnie PIERWSZĄ wizytę Pitka u fryzjera! Zeszły piątek dla nas wszystkich
okazał się dniem fryzjerowym i frajda po pachy. Piotrek wreszcie ma RÓWNO
przystrzyżone włoski, ja co nieco zmodyfikowałam na swojej głowie i Przemko też
trachnął swojego jeża (kochany, wybacz!!!). Wszystko to uwieczniliśmy na
naszej fotce fryzjersko-familijnej i jest tak:
Nowe fryzury, buźki, kilka nowych
rzeczy w szafie. To, skądinąd, dziwne bo ostatnio wciąż się natykam na słowa
NOWE, ZMIANY, INNE, KIERUNEK, PERSPEKTYWA, CHĘĆ. To mój wachlarz haseł, które
ciągle gdzieś się koło mnie plączą i musi to być nie bez znaczenia skoro
zwróciłam na to uwagę. Gdzie nie spojrzę, przeczytam, zajrzę,
posłucham…wszędzie jakaś taka afirmacja do zmiany. I co mam o tym myśleć? Daje
mi to solidnego pozytywnego kopa, zmusza do jakiegoś przeanalizowania
wwwiieelluu sytuacji, z którymi mam styczność codziennie. Zawodowo jestem w
dziwnym, bardzo niesprecyzowanym punkcie, właściwie bez wielkiego pola manewru.
No tak jest. Niestety rzeczywistość szkolna mocno się zmienia ze względu na
demografię, niewiele mogę zdziałać na tym polu (tak, wiem wiem mogę przecież
wpłynąć na ilość urodzeń w kraju czy regionie…ale wierzcie mi, że to też nie
jest takie proste). Wracając do szeroko pojętych zmian myślę, co los chce mi
powiedzieć, gdzie kieruje. Ktoś się kiedyś z czymś takim spotkał? Moja ulubiona
blogerka pisze o zmianach (głownie zawodowych), w czasopismach spotykam całą
rozprawę i przewartościowaniu, o chęciach do działania (których mi raczej
jednak nie brakuje), czytam: ZAANGAŻUJ SIĘ i SZUKAJ i tak się kochani biję z
myślami, kręcę i analizuję. To z jednej strony mocno męczące, ale z drugiej
jakie inspirujące!!! Czytam o chęciach, których wielu z nas brakuje do podjęcia
jakiejkolwiek inicjatywy, do zrobienia czegoś dla innych (i nie mówię tu o
światowych akcjach ratowania zagrożonych zwierząt, ale raczej do działania na
własnym, lokalnym podwórku). Jedna z podczytywanych przeze mnie blogerek
opowiada, jak na zebraniu przedszkolnym, na którym ogłoszono, że potrzeba
ciasta na jakąś tam imprezę słyszała wokół siebie wzdechy, wydechy, jęki i
marudzenie jak jasna cholera. I powiem Wam, że ja też wiele razy to słyszałam
od rodziców, którzy NIE CHCĄ (nie, że nie mogą!), nie chcą się zaangażować w
nic. Wszędzie jest problem, nie ma ochoty na wspólne zdziałanie czegoś, a to
przecież dla dzieci…same placka nie upieką. Ja się też spotkałam już
osobiście z takim podejściem (też w
przedszkolu, bo po co organizować wspólne z dzieckiem malowanie bombek czy
czegokolwiek) i spotykam się z tym w pracy, bez końca. A ja chętnie!!! I często
o tym rozmawiamy z mym ukochanym, że dlaczego tak jest, bo i Przemko i
ja zawsze lubimy coś podziałać dla dobra innych, bo przecież czemu nie? Na
szczęście Piotruś jednak ma ekipę fajnych przedszkolnych rodziców i myślę, że
im chęci nie braknie i cenią sobie czas (i kupę przy tym śmiechu) spędzony z
dzieckiem i innymi mamami. Ja cenię. I może właśnie takie osoby, którym może
ostatnio trochę brak werwy do działania powinny natknąć się na takie hasła jak
ja?
Wiele tu myśli się kotłuje, ja
szukam wciąż nowych możliwości na ujście mojej energii. Zawsze to powtarzam, że
ciągle mam wrażenie, że mogę więcej, bardziej, dokładniej. I tak się cieszę,
jak mi się uda!!! Albo nam. Oczywiście moja rodzina (i ogień energii u Pitka)
jest niezastąpionym źródłem ujścia mojej niewyżytej siły, ale mówię też o
innych, większych projektach. Szukam i znajdę, zmienię, odkryję w sobie nowy
potencjał, nawet gdyby to miało się okazać, że piekę najlepsze ciastka z moim
dzieckiem. A zawodowo może CAŁKIEM pójdę w innym kierunku. Całkowicie, muszę
tylko słuchać kolejnych słów-haseł do przemyślenia...
(...) bo najciężej jest ruszyć. Nie dojść,
ale ruszyć. Dać ten pierwszy krok. Bo ten pierwszy krok nie jest krokiem nóg,
lecz serca. To serce najpierw rusza, a dopiero nogi za nim zaczynają iść. A na
to nie tylko trzeba siły, ale i przeznaczenia, żeby przemóc serce i powiedzieć,
to ruszam.
W.Myśliwski
Na koniec pokazuję moje małe
radości z wczorajszego buszowania po składzie rzeczy używanych, nikomu
niepotrzebnych, a pięknych i zapomnianych. Brudne toto leżało, pominięte, a
cudowne!!! Filiżanki z angielskiej porcelany – absolutnie dla mnie boskie!!! Z
ręcznie malowanymi, drobnymi pejzażami angielskiej wsi…ech piękne, a wszystko
to po 3 zł za sztukę. Wyobrażacie sobie, że tyle radości można mieć za 3 złote?
Pozdrawiam Was ciepło, wracam do
myślenia nad innym obrotem spraw.