niedziela, 15 marca 2020

Nie mam pomysłu na tytuł.

Służby drogowe oczyściły jezdnię z niepotrzebnych, porastających pobocze krzaków, odrostów i dzikich samosiejek. Widzę z okna po horyzont. Zielono mam na szczęście przed oknem i bloków nie ma. Z obydwóch stron. Dzisiaj wyjrzałam na zaprzyjaźnione stado saren podchodzących coraz bliżej. Wydaje się, że nic się nie zmieniło. Jest jak zwykle. Słońce wstało jak codzień, a wczorajsze zachodziło jeszcze piękniej i spokojniej niż ma w zwyczaju. Na chwilę można oderwać myśli od przerażających (mnie) informacji, które ciągle za sobą wlokę. Świat stoi. Wzrusza mnie to do szpiku kości. Mam tak wiele sprzecznych odczuć, że trudno to nawet nazwać. Na szczęście mam ten widok dookoła domu... Mówimy dzisiaj o bliskości, żeby ludzi do siebie zbliżać, a zdarza się coś, co znowu nas izoluje. Z drugiej strony każdy ma teraz swój mikrokosmos w domu, a to przecież tam najbardziej wołamy o bliskość. Jest teraz okazja. W całym tym kieracie wirusa lubię fakt, że jest łączność z całym światem. Jak nigdy wcześniej. Cieszy mnie, że ludzie się wspierają, ciągle ktoś coś podsuwa, te pomysły jak się zorganizować. Lubię. Dzwonię częściej, a tak to ciągle czasu brakuje. Te guziki się przyszywają, a dawno już miało być zrobione, książki się otwierają jakby częściej, paznokcie pięknie pomalowałam. Termomiksa rozkminię, choć już tyle czasu go mam, a ogień w kominku cieszy mnie jakoś bardziej. Ta bliskość w czasach światowej izolacji - brzmi paradoksalnie. Coś się ruszy, coś w naszych głowach pęknie, skruszymy beton myślowy, że świat jest wyłącznie dla mnie. Guzik prawda - wszystko może runąć i dobrze, że teraz to zobaczymy. Że wszystko jest umowne, bo tak sobie świat uporządkowaliśmy, poukładaliśmy jak chcemy. Te giełdy, banki, przedszkola od ósmej do szesnastej. Te plany, programy, organizery. Wizyty u specjalistów, zakup nowych ajfonów co pół roku i regularne zakupy w markecie po importowane mango. Te wszystkie odwiedziny na kawę, zawsze mąkę pod ręką i wegańskie dania podstawione pod nos bo ktoś je dla nas przygotowuje. Środkowy palec! Fakt, że mamy myjnie samochodowe i stacje benzynowe z gotowymi kanapkami. Meble od wyboru do koloru, prasę specjalistyczną na każdy temat, możliwość wyskoczenia na pizzę po piątkowym treningu piłki nożnej z dzieckiem i rozsypany w kinach popcorn. Środkowy palec! Te kosmetyki z koenzymami, zawsze kuriera pod drzwiami i listonosza z rentą, dostęp do najnowszych gier komputerowych i codzienne zajęcia w szkole, której tak przecież nie lubią. Teraz pokazują nam środkowy palec.


Nagle okazuje się, ze można ręce umyć mydłem w kostce wygrzebanym ze starych zapasów łazienkowej szafki, że można zupę zrobić z resztek warzyw bo za chwilę może ich nie być. Korzystamy z tego, co mamy. Że wspólne z dzieckiem zasianie rzodkiewki jest radochą, że nie trzeba jechać na doskonale zorganizowane za unijne pieniądze zajęcia, albo na ferie w Dolomity. Że bliskość lasu może cieszyć, bo mimo siedzenia w domu mogę wyjść na spacer w miejsce, w którym nikogo (!) nie spotkam. Że obiad wolniej się robi, a jest z tego, co zamrażarka dała. Że sobie jakoś tam radzimy, że wszyscy boimy się tak samo, ale łącząc się razem jakoś ten strach mniej boli. Że może się o siebie bardziej zatroszczymy, zapytamy, jak idzie życie w czasach zarazy - inne niż dotychczas. Siedzimy w tym wszyscy. Może tą piwnicę pora posprzątać (Przemciu - szacun!), w szachy wreszcie się nauczyć, o rozwój duszy zadbać. Zajęć i pomysłów  nie braknie. Stare dokumenty pora przejrzeć lub dowiedzieć się czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Może czas na przewartościowanie w ogóle, polecam taki wysiłek, my musieliśmy to zrobić już jakiś czas temu. Ale najpierw musi nas coś porządnie ściorać.
Za oknem piękny, słoneczny dzień, ale jest tak, jak pierwszego dnia nowego roku. All is quiet on New Year's Day jak śpiewa Bono z U2. Taki początek (daj Boże) nowego porządku. Time Square jest dzisiaj pusty i ulice Warszawy też. Niektóre półki puste, ale to chwilę tylko. Tymczasem zaparzam kawę i doładowuje telefon, bo dzwonić będę częściej. Tylko tych prawdziwych spotkań z ludźmi mi brakuje, tych dziecek latających po szkole, tego pięknego wrzasku życiowego i że można wjechać do kogoś na kawę. Że można wielu ludzi naraz do siebie przygarnąć, naprawdę blisko ścisnąć się w ogrodowej altanie.  To się zmieniło naprawdę. Spojrzałam za okno. Tylko wiatr nadal wieje, zwyczajnie jakby.

Stay home. Safe.
Zylwijka

Ps. Rafal - if you're reading this text, let me know how things are going. We're ok. Stay healthy and positive. My phone number hasn't changed. Hugs.