poniedziałek, 28 marca 2016

Lubię takie myśli:)

Od wielu, wielu miesięcy mam w głowie pewien cytat. Znaczy się mam mnóstwo różnistych, ale ten jest jakiś wyjątkowy i prawdziwy. Natknęłam się kiedyś na pisarza Wiesława Myśliwskiego i przeglądałam coś na jego temat i wtedy wpadły mi przed oczy takie jego słowa:
(...) bo najciężej jest ruszyć. Nie dojść, ale ruszyć. Dać ten pierwszy krok. Bo ten pierwszy krok nie jest krokiem nóg, lecz serca. To serce najpierw rusza, a dopiero nogi za nim zaczynają iść. A na to nie tylko trzeba siły, ale i przeznaczenia, żeby przemóc serce i powiedzieć, to ruszam. Wiesław Myśliwski – Widnokrąg
I tak mi się on często po głowie kołacze...ile w tym prawdy. Samej czasem też nic mi się nie chce, muszę szukać gdzieś sensu mojej pracy, wiadomości ze świata powalają z nóg i myślę, jak się uchronić, co robić. I wtedy wpada mi do głowy pomysł - rozwiązanie i wtedy najlepiej jest zacząć coś działać. Ruszyć. Czyli zrobić to, co najtrudniej. Ruszyć. I tak jest ze wszystkim - z rzeczami całkiem małymi, i tymi wielkimi. Stalibyśmy w miejscu w każdej dziedzinie gdyby ktoś nie powiedział "to ruszam". Lubię takich entuzjastów co to nie mają problemu z postawieniem pierwszego kroku, że im się chce, dają energię innym i jakby...nie czują zmęczenia. Znam takich, co od lat robią dobrą robotę, mobilizują innych, sami są dla siebie motorami - co za czad!!! I jak mi się tak czasem zdarzy, że ochota na działanie mija to o tych ludziach-motorach myślę. I już mi się wszystko znowu chce. Lekko się wtedy czerwienię, że jak mogę być czasem takim leniem:):):) 


I jeszcze jeden uwielbiam - taki o szczęściu, co to go wszyscy szukają gdzieś hen hen...A ono jest tak blisko. Małe szczęścia tworzą wielkie. Ja to już wiem. Kocham te malutkie, najmniejsze.
Że szczęścia należy szukać w sobie a nie naokoło. Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje, a ludzie Bóg wie gdzie go szukają. 
Wiesław Myśliwski – Kamień na kamieniu
Chwyta mnie za serducho, za każdym razem, gdy mój wzrok wlecze się po tych literkach. Za każdym razem. Teraz też.

Miłego tygodnia.
Wasza Zylwijka




niedziela, 27 marca 2016

pozbierane...w punktach:)

Czasem może łatwiej mi zebrać myśli w punktach. Bo ani to o czymś konkretnym (w sensie, że o jednym zagadnieniu), ani to z jakiejś grupy tematycznej...ot takie sobie myśli różniste, co to się plączą po głowie. A przecież potrzeba pisania jest... Czasem ogromna, jakby trzeba było wypuścić trochę powietrza z siebie, bo ma się wrażenie, że się chyba pęknie...

1. Znowu biegam. Z wielką radochą i satysfakcją wracam stopniowo do biegania. I lubię to jak jasna cholera. Zawsze miałam z tym kłopot (od zawsze w górnym centylu wagi ciała) - teraz widzę, że to daje ogromną energię. Zmęczenie niby po bieganiu? Zapomnij. Energii i zapału jest więcej.

2. Jeśli już o ruchu to moim ostatnim odkryciem jest joga. Macie teraz przed oczami istotę stającą na głowie albo w innych dziwnych pozach? Nie - jestem na samym początku. Już dostrzegam wpływy tych ćwiczeń na mój organizm. Stres zelżał, a tętno znacznie zwolniło. W chwilach zdenerwowania umiem odpowiednio oddychać. Takie anty-stresowe narzędzie mam zawsze ze sobą. Wdech i wydech.

3. Są Święta. Niby co roku, ale tym razem jakby nieco inne, z większym zrozumieniem całej ich istoty. Fajnie, wiele się wyjaśniło.

4. Próbuję wyregulować mój organizm. Pilnuję godzin spania (czasem się nie da), odstawiłam kawę i znacznie zmniejszyłam ilość wypijanej czarnej herbaty. Od dawna nie używam margaryn (żadnych i nigdzie), obniżyłam ilość cukru np. do słodzenia o 3/4. To dla mnie sukces. Codziennie dawkuję sobie ruch - co mi się zachce: joga, bieg, rower, gimnastyka. Za cel kolejny stawiam sobie wcześniejsze wstawanie i zawsze o tej samej porze. Trudne jak diabli, zwłaszcza, że jestem z tych, co to za pięć minut drzemki rano oddaliby pół królestwa...

5. Czytam. Dużo i namiętnie, w miarę możliwości codziennie i różniste rzeczy. Od artykułów w prasie kobiecej, poprzez poradniki rozwoju osobistego, czasopisma ogrodnicze, magazyny fachowe (przypominam,  że jestem nauczycielem-anglistą, branża w boom'ie rozwojowym), korzystam ze źródeł internetowych, na fikcji kończąc. Nie wiem co ma w sobie to wleczenie się wzroku po tekście - lubię i tyle.

6. Ostatnio myślę o...muzyce klasycznej. Znam wielu zachwyconych tymi dźwiękami. Podobno dobrze robi na mózg, odpoczynek, kreatywność. Problem w tym, że moja wiedza z tej dziedziny ogranicza się wyłącznie do kilku słynnych nazwisk wielkich kompozytorów i...to by było na tyle. Jak się do tego zabrać? Od czego zacząć? Są tu jacyś klasyko-znawcy? Podpowiedzcie coś, od czego zacząć, żeby się nie zrazić zbyt ciężkimi klimatami.

7. We wtorek ruszam w ogród, jak tylko pogoda pozwoli. Planuję już prace różnorakie -większe, mniejsze. Narzędzia z dłoń i wpadam w ogród na cały dzionek, a pracy nie brakuje - wierzcie mi.

8. Przyglądam się ludziom, których mam dookoła. Dzięki temu wiem już jak zweryfikować niektóre kontakty i dobrze rozumiem, że do niektórych muszę się solidnie zdystansować, nie służą mi, a nawet szkodzą. A że zawsze miałam tendencję do przejmowania się, przyjmowania zbyt wiele do siebie, wiem, że jedynym wyjściem jest świadomy dobór tych, którymi się otaczam. Niełatwe ale możliwe.

9. Z tym przesuwaniem czasu to...wkurzam się. Jeśli nie wiesz dlaczego wiele wyjaśnia punkt nr 4. Po co to latać tak ze wskazówkami do przodu i do tyłu...

10. Nie ma dziś zdjęć. Mam zrobione kilkanaście, ale pomyślałam, że zanim je pozgrywam (część jest na aparacie, część na telefonie), potem pozmniejszam to wybije późna godzina wieczorna...a przecież...patrz punkt 4.

Pozdrawiam Was ciepło. Odezwijcie się czasem. Wasza bezzdjęciowa Zylwijka.
















środa, 9 marca 2016

Po Dniu Kobiet...i o nim jeszcze.

Jakoś myślami ciągle jestem jakby wczoraj. Niby takie coroczne święto, przez wielu kojarzone z dawnymi czasami (których nikt już ponownie nie chce), a jednak ważne. To miłe uczucie wiedzieć, że jest się WAŻNĄ...w domu, w pracy, dla siebie, dla przyjaciół. Sama ta świadomość też jest ważna. Wszystkie babki mają wtedy swoje święto, a każda powinna zrobić coś dla siebie. Ja otrzymałam powiew wiosny w postaci kwiatów (właśnie czekam aż zakwitną) i...babski torcik, którym to się podzieliliśmy z moimi chłopakami. I to jest właśnie najcudowniejsze uczucie - to dzielenie się. A kobieta przecież zawsze się czymś dzieli. Czasem obiadem, albo myślą, bywa że i obowiązkami. Dzieli się jej serce do kochania, dzieli się uwaga na drobne sprawy - większe, mniejsze. Dzieli się jej czas dla bliskich, żeby każdemu troszkę od siebie dać. Ale po to jesteśmy co? Kobiety są wielozadaniowe:) Mają power i ja to właśnie w sobie uwielbiam. Wiele dźwigniemy w cięższych chwilach. Mamy mnóstwo do zaoferowania światu - temu wielkiemu i temu najbliższemu, domowemu. 


Wczoraj gdzieś mi mignęła w sieci taka prezentacja na temat kobiet - wielkich - Noblistek. Działały w wielu dziedzinach i miały ogromne, istotne dla świata dokonania i odkrycia. Jest ich naprawdę sporo. Nie wyobrażam sobie, jak kiedyś nie mogły decydować o niczym, ich talenty się marnowały i nikt nie chciał kobiet słuchać w żadnej istotnej sprawie. I właśnie wczoraj dyskutowaliśmy z moim ukochanym, że w tym sensie to ja jestem feministką:):):):) Nie zgadzam się na żadne przejawy dyskryminacji na tle płci i jestem zdania, że powinniśmy zawsze zachować równowagę i zdrowy rozsądek. Oczywiście, nie wyobrażam sobie siebie fedrującej w kopalni (jestem zdania, że o tym, że mężczyźni mają jednak więcej siły fizycznej nie trzeba nikogo przekonywać) i miłe jest, jak mężczyzna przepuszcza mnie w drzwiach, ale nie zgadzam się z tym, że mają więcej racji. Lubię widzieć kobiety w polityce (no może nie wszystkie /sic!/ - ale jednak), lubię widzieć kobiety na stanowiskach w wielkich koncernach i śledzić jak rozbudowują kapitał ludzki i finansowy. Lubię kobiety-naukowców i w służbach mundurowych. Uważam, że kobiety są bardzo dobrymi coachami i lepiej słuchają, a i joga jest kobietą.  Uwielbiam kobiety-artystki, zachwycają mnie projektantki (wszystkie!)i absolutnie kocham kobiece wokale. I w tym sensie jestem feministką jak cholera:) Podziwiam kobiety za wytrwałość i taką "psychiczną tężyznę". Same czasem przecież siebie zadziwiamy, jak wiele możemy. I takie święto jak Dzień Kobiet jest właśnie tą wisienką na babskim torcie:) Jesteśmy zarąbiste - i jak będzie trzeba pójdę z takim hasłem na barykady:):):):)


Taką Anielicę dostałam kiedyś od moich uczniów. Z jakiejś okazji - nie pamiętam - sprawili mi taką niespodziankę. Stała gdzieś postawiona na półce, najpierw w pracowni, potem wzięłam ją do domu. I tak sobie myślę, że...też kobieta. Lubię ją, zwłaszcza jak włoży się w jej ręce niewielką zapaloną świeczkę. Też czasem przejmujemy rolę takich kobiet-Aniołów, pogłaszczemy, wysłuchamy, doradzimy a jak trzeba własną piersią zasłaniamy, czyż nie tak? I dbamy o te nasze domowe ogniska, wnosimy spokój, radość i poczucie bezpieczeństwa dla najbliższych. Zatem od czasu do czasu pozwólmy sobie na torta i kąpiel w płatkach róż. Ot co!
Ściskam jednak wszystkich moich czytelników. Czekamy na wiosnę i na ten niepowtarzalny wiosenny zapach powietrza:) Jutro wracam do pracy, od tygodnia bowiem jestem w domu z Piotrkiem, który to złapał szkarlatynę. Ale już idzie ku dobremu, lata, skacze, śpiewa - słowem chłop jak dąb. Pozdrawiam ciepło i do następnego poczytania. Ahoj. Wasza Zylwijka.