niedziela, 8 grudnia 2013

DeKorki:)

Jesteśmy, przetrwaliśmy huraganową aurę...ufff...Nasze domy i dachy przeszły prawdziwą próbę wytrzymałości, a ja próbę utrzymania strachu na wodzy. Tak to jeszcze nigdy, od kiedy tu mieszkamy, nie wiało. SSszuuuuuu...i gwizdy nigdy tu nie słyszane czasem mnie przerażały. Pocieszające było to, że na wybrzeżu i Mazurach podobno wiało bardziej. Tymczasem licznik przeskoczył na grudzień, Mikołaj nas odwiedził (pierwsze Mikołajki, gdzie Pitek rozumie co się dzieje i o co chodzi:) Naprawdę dumni jesteśmy, bo mały dał radę stanąć twarzą w twarz z prawdziwym brodatym:):):) A i z prezentu zadowolony, sprawdzaja się ostatnio koparki, traktorki, dźwigi itp. No taki widać czas:) Siedzimy w domku i śnieg za oknem więc traktorkami jeździmy...po domu. Też jest ok. A tutaj nasz mały foto-model:)

 
Powoli ruszamy ze świątecznymi dekoracjami w domu i dookoła:) Zainwestowaliśmy w tym roku w ledowe oświetlenie, stare lampki już się naprawdę solidnie wysłużyły. Za nieduże pieniądze można kupić ciekawe ledowe kompozycje światełek na Allegro. I jest sporo taniej niż nawet w znanych sieciówkach (nawet dwukrotnie!!!) więc radzę poszukać, na pewno coś znajdziecie. Można je wieszać na zewnątrz i wewnątrz. Jeszcze, co prawda, lampek nie wieszamy, ale bombeczki już powędrowały w swoje miejsca. Na drzwiach już świąteczny wianek, zrobiony od podstaw samodzielnie:) Postawiłam na srebro i szarości, w takich barwach mamy przedpokój. Jedynymi kolorowymi akcentami są dwa Piotrusiowe skrzaty:)
 
 
 
 
Piątkowe Mikołajki przypomniały mi moje dzieciństwo, jak czekaliśmy z bratem na te upominki, choć zawsze raczej skromne, ale było frajdy po pachy. Dzisiaj młodziki mają wszystko, czego tylko chcą, wszystko jest w zasięgu ręki. Zajadają pomarańcze i inne dawne rarytasy przez cały rok, obsługują telefony i internet, czekolada na deser jest czymś naturalnym, a dla nas była prawdziwym świętem. Blok czekoladowy (jakieś mielone wafle, chrupki i czego tam jeszcze nie było...) wyczekiwany był w miejscowej "Osiemnastce" jak nie wiem co. O bananach można było pomarzyć, lalki Barbie miały tylko najlepiej sytuowane dzieci. Ale myślę, że dziś to wciąż te same dzieci, oczekiwaniu na Mikołaja, czy jak go tam kto nazwie, towarzyszy wciąż to samo podekscytowanie, trochę podenerwowanie, radość. W piątek po drodze do pracy spotkałam takiego Mikołaja w bryczce, machał do przechodniów, rozdawał czekoladki czy coś tam drobnego i nie dało sie nie uśmiechnąć:) I choć dawno nie jestem dzieckiem sama jakoś się ucieszyłam, że komuś sie jeszcze chce pobawić, trochę zawrócić nas wszystkich do dzieciństwa, do czasów, gdy w oczekiwaniu na Świętego nie dało sie przecież zasnąć. Od kiedy jest Pitek, wszystkie te świąteczne i przedświąteczne szaleństwa nabrały zupełnie innego wymiaru. Cieszę się jakbym miała znowu 6 lat:)::):):)
 
 
 
 
 
 
 
 
A Wy jak wspominacie swoje czasy świąt? Mikołaja? Czekam na Wasze opowieści:) Jakie plany dekoracyjne macie na ten rok? Podeslijcie jakieś ciekawe linki, jak się natkniecie na coś wartego uwagi. A na koniec jeszcze Piotrusiowe skrzaciki, kończę tym samym, podejrzyjcie ciekawe inspiracje w sieci, pomysłów na piękne dekoracje jest tysiące, i nie trzeba mieć grubego portfela:) Bawcie się ozdobami, wymyślajcie nietypowe zastosowania i rozwiązania. Wkrótce pokażę dalszy ciąg moich dekoracyjnych dokonań. Miłej niedzieli, ciastko dobre zjedzcie. U nas drożdżowiec z dżemem morelowym, wanilią i kardamonem:)
 
 
 
Wasza Zylwijka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz