Niedziela. Pomyślałam, że zrobię
rosół bo przez te upały odeszliśmy nieco od dań gorących. Właściwie to on mi
zawsze wyjdzie jakiś nie taki. Kury może dziwne w tych czasach. Wszystko dziwne,
inne. Mi się często wydaje, że ja też jestem jakaś niedzisiejsza. Tak z tym
rosołem wyskoczyłam, a myślę kto tam dzisiaj takie zwykłe obiady robi… Przy
garach stoi. Albo dogina z warzywami, chwasty wyrywa, żeby mieć tę marchewkę
swoją, zdrowe zjeść. Jeszcze słyszę, że po co to, lepiej trawę mieć dookoła, że
na bazarku wszystko kupię i tak samo dobre. Może. Często poglądy mam inne, nie wpisuję
się w mainstream*, ale nie zależy mi. Ja bardzo, bardzo tęsknię do tego, żeby życie
było proste (nie mylić z: łatwe), żeby nazywać rzeczy takimi, jakie są. I jak
trzeba przypierdzielić słowem to robić to! A świat może i głaszcze dzisiaj wszystko za
bardzo, co trzeba to wypoleruje, potem ludzie swoje dorobią i każdy mądry i
swoją prawdę ma. I jak popatrzeć to wszystko świetne, praca, dom, dzieci, pies
przy domu rasowy z rodowodem i chorizo** w lodówce zamiast suchej beskidzkiej.
Ale czasem jak w oczy głębiej spojrzeć to smutne, zagubione może. Okazuje się,
że ten wózek co się go za sobą wlecze to już ma kółka zósemkowane i sflaczałe
opony od nadmiaru. Od ciężarów, których nie widać.
Zdarzyło mi się kilka razy
powiedzieć za dużo. Czasem tak się palnie, a potem myśli latami wokół tego
krążą. Ale zdarzyło mi się też powiedzieć wprost. Prawdę wyłożyć prosto,
żadnych slalomów. Bilans strat jest pokaźny, ale duszę mam spokojną. Wiem, że
tak należało. Kiedyś usłyszałam, że występuje dzisiaj zjawisko neo-prawdy. Każdy ma swoją. Jak mi
się to słowo podoba! To jest trafione w punkt! Bardzo niebezpieczne, a wciąż się z tym spotykam. I to nie jest w
telewizji, czy w dużej polityce. To jest tu – na każdym podwórku, w wielu
rozmowach, w bardzo, bardzo wielu sytuacjach. Gonię to w cholerę, Boże, jak ja
się na to wściekam! Chcę żyć w zrozumiałych ramach, być pewną, że czarne to czarne
i nie ma nic pośredniego. Może i krąg ludzi z otoczenia by się zawęził, ale
wszystko by było jasne i czytelne. Nie godzę się na manipulacje – żadne.
Mój dziadek Piotr mówił wprost.
Walił prosto z mostu i cieszył się przez to dużym szacunkiem. Czyli było
odwrotnie proporcjonalnie niż jest dzisiaj, gdzie zwykle pozbywamy się autorów niewygodnych
słów. Co gorsze jeszcze, dajemy im to,
co chcą byle by siedzieli cicho. Nie chcę tak. Za kilka dni minie dziesięć lat
naszego małżeństwa. Fajny, dobry i bogaty wspólny czas, ale gwarantuję Wam, że gdyby nie było u
nas czasem jak we włoskiej rodzinie to nic by nie było, te słowa by się nie
pisały. A ja naprawdę potrafię być żoną z temperamentem, nie owijam w bawełnę. Gdyby
czasem nie było gorzkiej prawdy wywalonej na stół, ciężkiej pracy i tych zósemkowanych
kół w naszym wspólnym wózku to nic by nie było. I tego się trzymamy – teraz już
we trójkę:)
Jest niedziela. Ten rosół tam
pyrka. I ja z tym swoim przekonaniem, że dom to obiad pachnący od drzwi.
Umorusane dziecko i kawa w zwykłym kubku. To rozrzucone klapki i żniwa za
ogrodem, szelest krzątających się sąsiadów i lekko podchmurzone niebo. I jeżeli
mam chwasty w ogrodzie to nie chcę mówić, że to gatunki śródziemnomorskie
sprowadziłam. Chwast to chwast. Tu się nie da nic przeinaczyć. To jest takie,
jakie jest - proste. Kwiat czy wredna nawet mucha nie udają, że są czymś innym.
Bardzo odpowiada mi ten fakt.
To byłam ja - Zylwijka:)
* aktualnie typowe, często spotykane, czyli jest tego full...
** tradycyjna, hiszpańska kiełbacha, choć pewnie już spolszczona jej wersja też istnieje:)
Kochana Sylwio...jak ja Cię rozumiem. Napisałaś wszystko, co czuję. Też mnie zachwyca to wyrażenie "neo-prawda". Ależ to prawdziwe. I wiesz co, niech się zawęża to grono znajomych, mam to w nosie. Tak jest dobrze. ściskam i duuuużo wakacyjnego odpoczynku :)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie, pozdrawiam ciepło i korzystaj z wakacyjnej aury:)
Usuń