środa, 13 czerwca 2012

BYŁA TAKA WYSTAWA...


Moja. Dawno temu. Niby nic wielkiego, a jednak. Kiedyś, aparatem półautomatycznym, na kliszę robiłam zdjęcia, głównie przyrody, ciekawego światła, drzew. Ot, wsiadałam na rower i w drodze napotykałam takie cudeńka, potem pstryk i...czekanie na ostateczny efekt. Na rezultat, czyli „jak to wyjdzie” czekało się do momentu aż klisza się skończy, potem ręce fotografa – płyny, ciemnia, kuwety, sznurek i klamerki do suszenia i oto są!!! Odbierałam zdjęcia niesamowicie podekscytowana efektem swoich foto-polowań. Otwierałam kopertę a tu okazywało się, że zdjęcie, na które najbardziej czekałam jest przejaskrawione, inne za ciemne, niedokładnie wykadrowane i KONIEC. Nic nie można było z tym zrobić. Z całej kliszy można było wybrać dosłownie kilka, czasem jedno naprawdę dobre zdjęcie. Zero poprawiaczy, no może skanowane można było podregulować, ale nie wyglądało to dobrze. Dzisiaj fotograf dobrze wie, jaki efekt chce uzyskać i „pstyka” tyle razy, aż widzi ostateczny, satysfakcjonujący rezultat. Nawet jeśli coś wymaga poprawki, robi to program.
Wtedy miałam wyjątkową rękę, dużo zdjęć się udało i byłam taka dumna... Planowałam galerię domową, żeby cieszyć oko swoją pracą, ale ktoś dojrzał to "coś" w tych zdjęciach. Moim zdjęciom zaproponowano odpowiednią oprawę i miejsce na ścianie lokalnego domu kultury – myślałam, że zwariuję z radości. Nie był to ot taki sobie dom kultury, ale miejsce, które wypromowało wielu późniejszych artystów – muzyków, malarzy, fotografów. Tam stawiać pierwsze kroki to było coś.
I zawisły - pięknie wyeksponowane, barwne i...moje, a ja otrzymałam oficjalne zaproszenie na otwarcie wystawy. I wyłożono księgę wpisów!!! Przez kilka tygodni można było oglądać, chwalić, krytykować, a ostateczny komentarz zapisać. Ja to po wystawie czytałam i myślałam...i... nigdy więcej nie udało mi się zrobić tym aparatem-dziadkiem takich zdjęć. No nie udawały się. Przyczyny nie znam.
Dziś nieczęsto zabieram aparat ze sobą. Nie wiem dlaczego. Zwykle, gdy nastawiam się na wyjazd-sesję, nie widzę niczego, co warte byłoby uchwycenia. Jak nie mam ze sobą sprzętu - jest mnóstwo okazji. Może powinnam mieć aparat przy sobie cały czas? Czasami jednak uda mi się uchwycić coś naprawdę wyjątkowego, głównie w przyrodzie i krajobrazach. Może należy pomyśleć o czymś nowym dla siebie, może fotografia wnętrz? Stylizacja do zdjęć? Myślę, myślę, myślę...
Ten post jest powrotem do tamtej wystawy. Jakość zdjęć nie jest zachwycająca, bo to tylko skany, nie istnieją w wersji cyfrowej. Niech komentarze poniżej będą tamtą wystawową księgą gości i wpisów, a do mnie wraca to samo podekscytowanie, jakie towarzyszyło, licealistce, której zorganizowano wystawę prac...
Miłego oglądania moi podglądacze.
Wasza Zylwijka



 




 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz