środa, 4 lipca 2012

MIEĆ W SOBIE LIZBONĘ...


            

            Można mieszkać wszędzie, w każdym zakątku świata. Często jest tak, że ciągnie nas tam, gdzie myślimy, że jest lepiej, cieplej, taniej, widoki są ciekawsze i rozrywek więcej, a perspektywy inne. Ci, co z natury nie mogą usiedzieć w miejscu zwykle pakują swoje dotychczasowe życie i jadą w świat. Inni się wahają - może ze strachu nie chcą zmieniać swojego „położenia”, może za dużo jest do stracenia, żeby postawić wszystko na jedna kartę. Inni może uciekają przed czymś i czują, że tam gdzieś znajdą spokój... Ja zawsze chciałam mieszkać w wielkim mieście, uwielbiałam miasto nocą, zapach powietrza po deszczu, rzekę mijających mnie ludzi i szum pierwszego kursu tramwaju o 5tej rano. Dodatkowo, świadomość bliskości teatrów, kin i galerii napawała radością, że przecież zawsze mogę z nich skorzystać, wystarczy popołudniu wsiąść w komunikację miejską i już było się bliżej kultury. Ale jakoś nie wsiadałam – ze zmęczenia, z braku czasu, z powodu...zawsze był jakiś powód. I to, co było na wyciągnięcie ręki nie było już tak atrakcyjne, jak wtedy, gdy za tym tęskniłam.


 Gdy zjeżdżałam do domu, do małego miasteczka, chciałam spowrotem i tak w kółko. Zawsze chciałam być w innym miejscu, niż akurat się znajdowałam... Myślałam jak dobrze byłoby mieszkać w Paryżu, czytać przy kawiarnianym stoliczku poranną prasę, albo w Rzymie, gdzie zawsze ciepło i słonecznie, albo w Lizbonie i nauczyć się wreszcie hiszpańskiego. Wszędzie było, miałam wrażenie, lepiej niż tu.

            Zmieniło się, gdy zamieszkaliśmy na wsi. Tu, gdzie niby nuda i nic się nie dzieje.
O kochani!!! gdybyście wiedzieli ile się może dziać w takim miejscu... Ile można nauczyć się od natury i jak poznać siebie, jak można cieszyć się ze zwykłych rzeczy, a proste czynności okazać się czymś niezwykłym, jak tutaj powietrze pachnie po deszczu, jak cudowny jest śpiew ptaków o świcie i jak smakuje obiad na tarasie czy w ogrodzie. Wtedy człowiek czuje, że nigdzie nie jest tak, jak tu. I gwarantuję Wam, że każdy może tak się czuć w miejscu, w którym akurat jest, czy to czwarte piętro bloku, domek na działce, czy  centrum wielkiego miasta. Każdy ma swoją własną Lizbonę.
Ale najpierw w sobie.

            Pozdrawiam Was słonecznie, a na ten tydzień polecam coś do poczytania i rozmyślania, dla najmłodszych -  do posłuchania. Nasze ostatnie zdobycze...


     

4 komentarze:

  1. Pięknie:) Wkrótce wproszę się do Was;) O, książka Hołowni, a ja polecam "Monopol na zbawienie" jego autprstwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Zylwijko! Bardzo ladny Blog!! I duzo pozytywnej energii! I podzielam twoje mniemanie co do "Lisbony". Ludzie mysla, ze jak beda tam i tam, albo jak juz beda mieli to i to, to juz beda szczesliwi... Mysle tak jak ty: tu i teraz jest najpiekniej!!! Jest tyle rzeczy, ktore mnie uszczesliwiaja!
    W Lisbonie juz mieszkalam i pracowalam, tez jest pieknie, ale nie tak jak u mnie:-))) ! Pozdrawiam i do zobaczenia przy filcowaniu!
    Jadwiga

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam i nie mogę się doczekać:) Zafilcuję pewnie potem cały dom:):)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń