Można
mieszkać wszędzie, w każdym zakątku świata. Często jest tak, że ciągnie nas
tam, gdzie myślimy, że jest lepiej, cieplej, taniej, widoki są ciekawsze i
rozrywek więcej, a perspektywy inne. Ci, co z natury nie mogą usiedzieć w
miejscu zwykle pakują swoje dotychczasowe życie i jadą w świat. Inni się wahają
- może ze strachu nie chcą zmieniać swojego „położenia”, może za dużo jest do
stracenia, żeby postawić wszystko na jedna kartę. Inni może uciekają przed
czymś i czują, że tam gdzieś znajdą spokój... Ja zawsze chciałam mieszkać w
wielkim mieście, uwielbiałam miasto nocą, zapach powietrza po deszczu, rzekę
mijających mnie ludzi i szum pierwszego kursu tramwaju o 5tej rano. Dodatkowo,
świadomość bliskości teatrów, kin i galerii napawała radością, że przecież
zawsze mogę z nich skorzystać, wystarczy popołudniu wsiąść w komunikację
miejską i już było się bliżej kultury. Ale jakoś nie wsiadałam – ze zmęczenia,
z braku czasu, z powodu...zawsze był jakiś powód. I to, co było na wyciągnięcie
ręki nie było już tak atrakcyjne, jak wtedy, gdy za tym tęskniłam.
Gdy
zjeżdżałam do domu, do małego miasteczka, chciałam spowrotem i tak w kółko.
Zawsze chciałam być w innym miejscu, niż akurat się znajdowałam... Myślałam jak
dobrze byłoby mieszkać w Paryżu, czytać przy kawiarnianym stoliczku poranną
prasę, albo w Rzymie, gdzie zawsze ciepło i słonecznie, albo w Lizbonie i
nauczyć się wreszcie hiszpańskiego. Wszędzie było, miałam wrażenie, lepiej niż
tu.
Zmieniło
się, gdy zamieszkaliśmy na wsi. Tu, gdzie niby nuda i nic się nie dzieje.
O kochani!!! gdybyście wiedzieli ile się może dziać w takim miejscu... Ile
można nauczyć się od natury i jak poznać siebie, jak można cieszyć się ze
zwykłych rzeczy, a proste czynności okazać się czymś niezwykłym, jak tutaj
powietrze pachnie po deszczu, jak cudowny jest śpiew
ptaków o świcie i jak smakuje obiad na tarasie czy w ogrodzie. Wtedy człowiek
czuje, że nigdzie nie jest tak, jak tu. I gwarantuję Wam, że każdy może tak się
czuć w miejscu, w którym akurat jest, czy to czwarte piętro bloku, domek na
działce, czy centrum wielkiego miasta.
Każdy ma swoją własną Lizbonę.
Ale najpierw w sobie.
Pozdrawiam
Was słonecznie, a na ten tydzień polecam coś do poczytania i rozmyślania, dla
najmłodszych - do posłuchania. Nasze ostatnie zdobycze...
Pięknie:) Wkrótce wproszę się do Was;) O, książka Hołowni, a ja polecam "Monopol na zbawienie" jego autprstwa.
OdpowiedzUsuńZapraszam i czekamy:)
OdpowiedzUsuńHej Zylwijko! Bardzo ladny Blog!! I duzo pozytywnej energii! I podzielam twoje mniemanie co do "Lisbony". Ludzie mysla, ze jak beda tam i tam, albo jak juz beda mieli to i to, to juz beda szczesliwi... Mysle tak jak ty: tu i teraz jest najpiekniej!!! Jest tyle rzeczy, ktore mnie uszczesliwiaja!
OdpowiedzUsuńW Lisbonie juz mieszkalam i pracowalam, tez jest pieknie, ale nie tak jak u mnie:-))) ! Pozdrawiam i do zobaczenia przy filcowaniu!
Jadwiga
Czekam i nie mogę się doczekać:) Zafilcuję pewnie potem cały dom:):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło