wtorek, 10 lipca 2012

KTO JEST EKO?

            
         Dzisiaj wielu z nas twierdzi, że są, no albo przynajmniej chcą być „eko”. Często się nad tym zastanawiam co to właściwie znaczy i czy to w ogóle możliwe. Jemy sałatki z produktów pochodzących z eko-upraw, gotujemy sami, bo jak to tak jeść na mieście, karmimy piersią, pierzemy w orzechach, a zamiast podpasek używamy kieliszka menstruacyjnego. O broń Boże, się wyłamać z tego schematu, obrać inny kierunek!!! Jasne, nie mam nic przeciwko pomaganiu naturze, wręcz twierdzę, że to nasz obowiązek dbać o środowisko jak tylko się da. Uważam jednak, że pewnych procesów nie da się już zawrócić. Mamy proszki do prania, nawozy, ładowarki do telefonów i dezodoranty w spray’u. Mamy lodówki z różnymi płynami, zmywarki, barwiony papier toaletowy i modyfikowaną genetycznie żywność. Ja też wielu tym wynalazkom mówię „Nie” i ich nie używam, ale nie chcę wracać do prania na tarce, wychodka za domem i gotowania pieluch tetrowych w ilościach niemożliwych do ogarnięcia nawet wzrokiem. Nie wydaje mi się, że będzie dobrze jeśli zaczniemy masowo orać końmi bo spaliny z maszyn szkodzą, gotować na ognisku, żeby zmniejszyć ilości zużywanego gazu i czytać poezję przy lampie naftowej, bo prąd niszczy ziemię. Oczywiście, jestem za tym, że należy wszystko to szanować i stosować z umiarem, w miarę możliwości wspierać działania pro-eko, budować energooszczędne urządzenia. Uważam, że najlepiej zacząć od własnego gospodarstwa domowego i drobnymi ruchami i metodą małych kroczków pomagać światu w dźwiganiu naszego własnego postępu. Budować przydomowe oczyszczalnie ścieków, drobne środki czystości i detergenty, w miarę swoich możliwości, zastępować sodą czy octem, segregować śmieci i wykorzystywać pozostałości organiczne do tworzenia kompostu, ale nie wolno niczego robić na silę, tylko dlatego, że tak głoszą media. Niech to, że pomagamy światu będzie dla nas przyjemnością, a nie uciążliwym obowiązkiem, którego idei i tak nie rozumiemy. Pewnie, że trzeba wyłączyć ładowarkę do telefonu, kiedy niepotrzebnie siedzi w kontakcie, podlewać deszczówką jeśli ją mamy i nosić dziecko w chuście jeśli nam to odpowiada, ale świat się nie zawali, gdy będziemy stosować pieluchy jednorazowe, a na twarz nakładać krem wprost z chemicznego laboratorium zamiast z łąki (chociaż bardzo lubię naturalne kosmetyki). Wydaje mi się, że za daleko zabrnęła ludzka myśl, żeby dało się teraz wrócić do totalnie czystego i bezchemicznego świata, choćbyśmy nie wiadomo jak chcieli. Nawet jeśli we własnych przydomowych ogródkach uprawiamy marcheweczkę na naturalnych nawozach to i tak nie wiadomo skąd pochodziło ziarenko, a nawóz naturalny od zwierząt, które nie wiadomo jakie pasze i z czego jadły. No tak, kochani, tak jest.
            Ja sama bardzo się staram jakoś pomagać naturze i przede wszystkim myśleć o tym, co robię i jakie to ma znaczenie dla środowiska, ale nie rwę włosów z głowy dlatego, że mam w domu jeszcze żarówki „starego typu” i że wyrzucam codziennie do kosza kilka zużytych pieluszek. Nie wydaje mi się, że pójdę do ekologicznego piekła dlatego, że używamy papieru toaletowego zamiast wykorzystać stare gazety… Za to wielką frajdę sprawia mi myśl, że oddawanie plastikowych butelek do odpowiedniego punktu weszło nam w nawyk, że wrzucam zużyte baterie do oznaczonych pojemników i staram się kupować jajka oznaczone numerem 1. Ale to sprawia mi przyjemność i to jest chyba istota tego wszystkiego. Nie chcę silić się na coś w byciu eko, czemu trudno będzie mi podołać. To byłoby nienaturalne, a o naturalność przecież nam chodzi.
Nie uważam też, że dzisiaj koniecznie należy być eko-mamą Nie jestem zdania, że kobiety, które decydują się karmić swoje dzieciątka butelką zamiast piersią są gorsze i leniwe. Owszem, obserwuje stronę eko-mamy Reni Jusis, ale w wielu zaproponowanych przez nią rozwiązaniach po prostu się nie widzę. Jestem za to entuzjastą pomysłów na eko-zabawy na świeżym powietrzu, czytania bajek dziecku i z dzieckiem i wykorzystywania wielu zbędnych przedmiotów do tworzenia zabawek. Ale nie uważam, że ubranka dla mojego dziecka wszystkie - jak jedno - muszą być ze 100% bawełny.
Zatem, kończąc już kochani, wszystko z rozsądkiem i umiarem, taki wniosek nasuwa się sam. Wielkie dziś tu poczyniłam „wywody”, ale zastanówcie się sami, ile w Was jest czynnika „eko”, ile z niego jest z chęci i z serca, a ile z próżności, aby móc powiedzieć przed znajomymi, że żyję zgodnie z eko’nurtem.
Na koniec miły akcent smakowy. Proponuję na upalne dni orzeźwiający napój arbuzowy.




 Jak go zrobić?

Kawałki arbuza ( najlepiej z najsłodszej jego części), liście melisy i mięty zmiksuj. 
Dodaj wodę mineralną gazowaną i wymieszaj. 
Podawaj z kostkami lodu w wysokich szklankach.
Pycha!!!!!!!!
                                                                                      
Pozdrawiam Was gorąco (wręcz upalnie!)
Do następnego „zczytania”
Zylwijka

2 komentarze:

  1. czesc zylwijko! nam tu podsowasz ekologiczny arbuz z melisa, a sama popijasz Caiprinhe? Czy to cos innego ekologicznego? :-)
    ECO :Tak wszystko z umiarem, bo bysmy sie zagubili z rozdrobnienia. Np. Welne do filcownia: mosialybysmy same nazbierac sasanek i ja zafarbowac, zeby zrobic kolorowe kwiatki, bo za naturalnie farbowane welny sie nie wyplacisz... Ale, ale... Bogu dzieki mamy nie tylko jasnokremowe owieczki:-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, nie pamiętam co to było:) ale dobre i baaaarrrrddddzzzooo orzeźwiające:) Pozdrawiam ciepło.
    Z.

    OdpowiedzUsuń