Kochani,
leje. No leje non-stop, siedzimy z Piotrulkiem w domu, prace ogrodowe nie idą
swoim naturalnym tempem. Wszystko leniwe i jakoś tak smętnie zaczyna się dziać.
Na szczęście energii mi nie brak. Zawsze mam w zapasie jakieś plany na małe co
nieco. Mam tyle pomysłów, że nie wiem już sama za co się zabrać, co najpierw
zrobić, co Wam najpierw pokazać. Jakieś szaleństwo działania mnie ogarnęło i
siedzi:) Mam już tyle przygotowanych zdjęć i myśli do
napisania, że aż czasem nie wiem jak to ogarnąć w zgrabny sposób. Docierają do mnie sygnały od Was, że chętnie tutaj zaglądacie, co mnie cieszy przeeeooggrroomnnniiiaaśściee!!! Ach, aż się chce coś robić, cudowne
uczucie! Dziękuję Wam za komentarze, wiadomości i opinie. No i że pieczecie
ciasta…
Rozpoczynam
zwykle kilka zadań na raz. Wiem, że to może chaotyczne, i potem właśnie nie
wiadomo czym się najpierw zająć, ale ja kocham to uczucie, tą świadomość, że
ciągle mam coś do zrobienia. W zależności od nastroju kończę któreś z nich. I
tak mam np. leżak do pomalowania – odnawiam mój ukochany leżaczek, ale pada
wciąż więc farby i pędzle oraz papier do przecierki czekają. Tworzę galerię
naszego Piotrusia i też wciąż nie mogę się zdecydować, jakie zdjęcia wybrać
(ograniczona liczba ramek – nieograniczona liczba zdjęć:). Robię przetwory różniste, myślę o szyciu,
filcowaniu, kwiatach, decoupage’u, robię zdjęcia, piekę chleb i buły,
organizuję swoją kuchnię, żeby była wygodniejsza w użytkowaniu, dekoruję,
wycinam, naklejam… No ciągle coś, sami widzicie:) Ja ciągle czegoś szukam…A i jeszcze w międzyczasie puszczamy z
synusiem bańki mydlane. Ile jest łapania!!! Ale wszystko, po skończeniu pokażę
i ta myśl mnie napędza.
Moi
drodzy blogowi zaglądacie, miało być w punktach, niech więc jest. Na początek
kulinarnie:
1)
Zachęcam do
podjadania zielonego ile się da. Proponuję pastę z brokułów i sałatkę z…sałaty.
Sałatka:
- sałata, koper, szczypior, jajko, rzodkiewka - posiekać, posolić, popieprzyć i zajadać, póki świeże. Proste, prawda?
Pasta:
- Ugotuj brokuł tak, aby łatwo było rozgnieść go widelcem, dodaj ser feta w zależności od upodobań, można dodać gotowane i posiekane jajko. Nie solić, ser jest wystarczająco słony:) Mniam...
2)
Wczoraj
upiekłam pierwszy w moim życiu chleb. Jakoś ciężko było mi się zabrać –
towarzyszyła mi bowiem ciągła myśl, że to baaarrrdddzzzooo dużo pracy i czasu potrzeba,
ale się myliłam. A zaznaczam, że nie mam maszyny do wypieku, wszystko ręcznie:) Przepis prosty, składniki niezbyt wyszukane, za to
smak niebiański… Zobaczcie, jak chlebek wygląda i do dzieła! Przepis poniżej:)
UWAGA: Przepis nie podaje ilości wody, jaką należy dodać do ciasta.
Użyjcie ok. 1 szklanki mocno ciepłej, wlewajcie powoli, tyle żeby ciasto odchodziło od ręki.
UWAGA: Przepis nie podaje ilości wody, jaką należy dodać do ciasta.
Użyjcie ok. 1 szklanki mocno ciepłej, wlewajcie powoli, tyle żeby ciasto odchodziło od ręki.
3)
Nadszedł czas
na przetwory. Ruszyliście już? U nas mega-słoikowanie, oczywiście siedzę twardo
w dżemach, zajadamy je potem zimą, a podane z herbatą i biszkoptami, gdy za
oknem listopadowe obrazy, smakują wyśmienicie. Odrobina lata na talerzu. Warto
teraz powalczyć ze słoikowymi nakrętkami, które czasem dziwnie przeskakują…:)
4)
Staram się jak
mogę zorganizować sobie kuchnię tak, aby łatwo się w niej funkcjonowało. Tak
się jakoś składa, że bywam strasznym roztrzepańcem, muszę zatem włożyć wiele
pracy w to, aby pamiętać o odkładaniu rzeczy na swoje miejsce (oj, jak ja
czasem szukam różnych rzeczy…). Łatwiej potem uniknąć wielkiego sprzątania.
Zatem zaznaczam różne miejsca, oklejam je, a pomysł zaczerpnęłam od Joasi,
która takie oto kuchenne pomocniki zamieściła TUTAJ. Wystarczy
pobrać, wydrukować na naklejkowym papierze i sssiiiiuuuu…można oklejać cały dom:). A i łatwiej coś znaleźć więc jeśli jest w Was coś
„z chaosu” proponuję zastosować nalepeczki.
Och,
kończę już z tymi punktami, jakoś wszystko udało mi się skleić w jeden post.
Wieczór zbliża się wielkimi krokami, nastaje cisza, świat się powoli uspokaja.
To piękna pora dnia, czas na zebranie myśli, plany na jutro, herbatę z bliskimi
(i tartę jeśli jeszcze został kawałeczek). Kiedyś zespól
Turbo śpiewał tak:
Późno już, otwiera się noc,
Sen podchodzi do drzwi,
na palcach, jak kot (…)
Jaki był ten dzień,
Co darował, co wziął?
Czy mnie wyniósł pod niebo,
Czy zrzucił na dno?
Jaki był ten dzień,
Czy coś zmienił, czy nie?
Czy był tylko nadzieją
Na dobre czy złe?
Dobrego
wieczoru moi blogowi zaglądacze i spokojnej nocy, niech każdy dzień wynosi nas
pod niebo…
Papatki,
Zylwijka
Nie wiem Sylwia skąd bierzesz na to wszystko czas??? Wiem, wiem dobra organizacja to podstawa. Czytając Twój blog mam ochotę w końcu zrobic coś z mieszkankiem, ze sobą ale kończy się na dobrych chęciach;-( Nawet pomyślałam o zapisaniu się na warsztaty filcowania ale no właśnie... tylko pomyślałam. Od roku mam uszykowane przepisy na bułeczki i chleb ale tylko je przestawiam z miejsca na miejsce i mówię sobie "jutro" i tak codziennie. Jedyne do czego teraz się przykładam to przetwory na zimę ale moje słoiczki nie wyglądają tak ślicznie jak Twoje, chociaż bardzo bym chciała;-) Może jutro znajdę czas i w końcu nastąpią dłuuuugo oczekiwane zmiany;-)papapa
OdpowiedzUsuńGK
Też tak czasem mam z tym przestawianiem wszystkiego ale potem ruszam z kopyta!!!:):) i mam wiele frajdy, po pierwsze z efektu, po drugie że w końcu się za to zabrałam:) Co do warsztatów to namawiam na spróbowanie, tez nigdy nie filcowałam, może jakieś tam drobnostki, ale myślę, że będzie fajnie. Tak więc zachęcam do działania, jak nie dziś to kiedy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, bo za oknem jakby jesień?
Zylwijka