środa, 1 sierpnia 2012

TO JUŻ TEN CZAS…


Dzisiaj zerwałam kolejną kartkę z kalendarza. Lipiec za nami a wraz z nim połowa wakacji jest już historią. Mój synuś skończył osiem miesięcy, a przecież niedawno się urodził…tak niedawno chodziłam w ciąży, a Piotrek już prawie sam tupta. Czas biegnie nieubłaganie, nie można go jakoś zatrzymać co? Może ktoś zna magiczne słowa, takie zaklęcie? Przedwczoraj wróciliśmy z wakacji, a dopiero się pakowaliśmy. Tak, tak kochani, my też czasem zrywamy się z naszej wiejskości i uciekamy gdzieś zmienić trochę klimat, nacieszyć oczy innymi krajobrazami. Każdy tego potrzebuje, można nabrać dystansu, zebrać myśli, inaczej spojrzeć na wiele spraw. Tak naprawdę nie potrzebujemy Karaibów czy innych wysp okrzykniętych mianem rewelacji turystycznych, może być nawet gdzieś blisko, wystarczy dobre towarzystwo i wszędzie, okazuje się, może być świetnie i można odpocząć. I tak też zrobiliśmy. Przekonaliśmy się, że Piotruś uwielbia wodę, może będzie z niego pływak. Szaleliśmy w wodzie, kupa śmiechu wieczorami, rano kolejna dawka. I tak powinno być. Zachęcam Was do takich, nawet bardzo krótkich wyjazdów. My mieszkaliśmy w lesie, w drewnianych domkach, gdzie burzę słychać ze zdwojoną siłą, a deszcz wali po dachu tak głośno, że nie można za bardzo porozmawiać. Ale daliśmy radę:)

 
Wracając do tematu upływu czasu – widzę, zwłaszcza ogród daje takie sygnały, jakby jesień cicho podchodziła już pod drzwi naszego domu. Powoli wycinam przekwitłe kwiaty, a to znak, że zaraz pożółkną liście na drzewach, w szkole zadzwoni dzwonek (wracam do pracy) i cały świat przyrody się jakby uspokoi. Jednoroczne kwiaty już skończyły swoje pokazy kwiatów i jakoś nie kwitną, liliowce wczoraj doczekały się sekatora, sami widzicie – jesień. Nigdy nie przepadałam za jesienią, dziś ją uwielbiam. Bawi nas kolorami, zachęca do grzybobrania (to wtedy w domach roznosi się cudowny zapach suszonych grzybów i owoców), wtedy przyjemnie siedzi się na tarasie, a słońce, zamiast parzyć, ciepło ogrzewa kości. I właśnie, moi drodzy podczytywacze, to ten czas już nadchodzi. Słyszę już cykanie świerszczy ukrytych gdzieś głęboko w trawach, a w powietrzu unosi się cudowny zapach koszonego zboża. Żniwa w pełni, praca w polu wre do późnych godzin wieczornych. Te wszystkie dźwięki, zapachy, obrazy przypominają mi wakacje spędzane u babci, przenoszą mnie jakoś w tamten czas. Sentymentalna się robię, czy jak? Dobrze, że mogę poblogować to jakoś udaje mi się te sentymenty i wspomnienia zapisać i zatrzymać:) Takie mamy sierpniowe niebo nad naszym domem...

 
U nas słoikowania ciąg dalszy. Na pierwszym planie morele – mamy ich mnóstwo więc szykują się kompoty, dżemy, a w międzyczasie tarta z morelami czy morele pod kruszonką. Jak upichcę – pokażę i podam przepis. Na drzewie wiszą ostatnie papierówki, renklody, wiśnie dawno zjedzone przez okropne ptaszyska (dwie doby wystarczyło żeby opędzlowały nam wiśnie z dwóch drzewek – nalewki nie będzie!). Pomidorki jakoś dojrzewają ospale, zioła czekają na ususzenie, dojrzewają jeżyny no i malinki. Mamy taką późniejszą odmianę, więc jak u wszystkich maliny już dawno pozamykane w słojach to u nas dopiero zaczyna się podjadanie prosto z krzaka, soki, dżemiki…mniam. Czekam już na ten czas z niecierpliwością.


W najbliższym czasie czeka mnie wspólna praca z moją bardzo dobrą znajomą, też blogerką. Na co dzień tworzy rękodzieło, a jej prace możecie obejrzeć TUTAJ. Postanowiłyśmy się spotkać i potworzyć coś razem. Sama nie mogę się już doczekać efektów, planujemy filcowanie, może coś razem upichcimy, albo uszyjemy. Z pewnością nie będziemy się nudzić, a efekty naszych – wciąż ogromnych - pokładów energii pokażę w kolejnych postach. Razem zawsze łatwiej coś wymyślić, można podzielić się umiejętnościami z innymi, nauczyć się czegoś i przy okazji fajnie spędzić czas. Nasze dzieciaczki pewnie będą nam mega-przeszkadzać, wchodzić na głowę, akurat chcieć jeść czy coś innego:) ale damy radę. Ogarniemy dzieciątka i dalej do pracy…

Regularnie robię przegląd blogów, które obserwuję i wciąż szukam nowych, ciekawych i inspirujących. Mój blog gości w sieci dopiero od dwóch miesięcy, ale są i tacy, którzy prowadzą swoje blogi od lat. Prawdziwe skarbnice wiedzy, pomysłów i kreatywności. Zawsze czytam pierwszy wpis, jakiego użytkownik bloga dokonał. Zwykle jest nieśmiały, krótki i taki jakiś…zestresowany:) Z biegiem czasu widać doskonalenie warsztatu zdjęć (pierwsze zwykle w ogóle nie są obrobione, ot prosto z aparatu), słowa jakby łatwiej się w postach układają, komentarzy i odwiedzających coraz więcej. Każdy z tych blogów pokazuje czyjeś życie, zainteresowania i pasje, zawody, rodzinę. To trochę jak poznawać wciąż kogoś nowego i odwiedzać się nawzajem. Wspaniała sprawa:) Ja sama od lat obserwowałam czyjeś blogi, nigdy za bardzo nie myślałam o założeniu własnego, aż wreszcie stało się. I cieszę się, że też mam swoich blogowych gości. Zatem zapraszam do Zylwijkowa:) A na koniec nieco wody dla ochłody...



Wasza Z.






2 komentarze:

  1. Muszę Tobie podziekowac, wzięłam się do roboty!;-) Ostatnio upiekłam bułeczki a wczoraj chleb;-) Nawet kupiłam materiał na nowe zasłony ale obszycie ich chyba komuś zlecę, nie czuje sie jeszcze na siłach;-)
    P.S. kwiaciarnia ma urlop;-(((
    GK

    OdpowiedzUsuń
  2. Straaaassszzzznnniiieee się cieszę!!! Super jest tak coś zrobić dla siebie czy bliskich:) Pozdrawiam i trzymam kciuki za dalsze działania:) Pozdrawiam ciepło.
    ps. też cierpię z powodu chwilowo zamkniętej kwiaciarni:)

    OdpowiedzUsuń