Dzisiaj
zerwałam kolejną kartkę z kalendarza. Lipiec za nami a wraz z nim połowa
wakacji jest już historią. Mój synuś skończył osiem miesięcy, a przecież
niedawno się urodził…tak niedawno chodziłam w ciąży, a Piotrek już prawie sam
tupta. Czas biegnie nieubłaganie, nie można go jakoś zatrzymać co? Może ktoś
zna magiczne słowa, takie zaklęcie? Przedwczoraj wróciliśmy z wakacji, a
dopiero się pakowaliśmy. Tak, tak kochani, my też czasem zrywamy się z naszej
wiejskości i uciekamy gdzieś zmienić trochę klimat, nacieszyć oczy innymi
krajobrazami. Każdy tego potrzebuje, można nabrać dystansu, zebrać myśli,
inaczej spojrzeć na wiele spraw. Tak naprawdę nie potrzebujemy Karaibów czy
innych wysp okrzykniętych mianem rewelacji turystycznych, może być nawet gdzieś
blisko, wystarczy dobre towarzystwo i wszędzie, okazuje się, może być świetnie
i można odpocząć. I tak też zrobiliśmy. Przekonaliśmy się, że Piotruś uwielbia
wodę, może będzie z niego pływak. Szaleliśmy w wodzie, kupa śmiechu wieczorami,
rano kolejna dawka. I tak powinno być. Zachęcam Was do takich, nawet bardzo
krótkich wyjazdów. My mieszkaliśmy w lesie, w drewnianych domkach, gdzie burzę
słychać ze zdwojoną siłą, a deszcz wali po dachu tak głośno, że nie można za
bardzo porozmawiać. Ale daliśmy radę:)
Wracając
do tematu upływu czasu – widzę, zwłaszcza ogród daje takie sygnały, jakby
jesień cicho podchodziła już pod drzwi naszego domu. Powoli wycinam przekwitłe
kwiaty, a to znak, że zaraz pożółkną liście na drzewach, w szkole zadzwoni
dzwonek (wracam do pracy) i cały świat przyrody się jakby uspokoi. Jednoroczne
kwiaty już skończyły swoje pokazy kwiatów i jakoś nie kwitną, liliowce wczoraj
doczekały się sekatora, sami widzicie – jesień. Nigdy nie przepadałam za
jesienią, dziś ją uwielbiam. Bawi nas kolorami, zachęca do grzybobrania (to
wtedy w domach roznosi się cudowny zapach suszonych grzybów i owoców), wtedy
przyjemnie siedzi się na tarasie, a słońce, zamiast parzyć, ciepło ogrzewa
kości. I właśnie, moi drodzy podczytywacze, to ten czas już nadchodzi. Słyszę
już cykanie świerszczy ukrytych gdzieś głęboko w trawach, a w powietrzu unosi
się cudowny zapach koszonego zboża. Żniwa w pełni, praca w polu wre do późnych
godzin wieczornych. Te wszystkie dźwięki, zapachy, obrazy przypominają mi wakacje
spędzane u babci, przenoszą mnie jakoś w tamten czas. Sentymentalna się robię,
czy jak? Dobrze, że mogę poblogować to jakoś udaje mi się te sentymenty i
wspomnienia zapisać i zatrzymać:) Takie mamy sierpniowe niebo nad naszym domem...
U nas słoikowania ciąg dalszy. Na pierwszym planie morele – mamy ich mnóstwo więc
szykują się kompoty, dżemy, a w międzyczasie tarta z morelami czy morele pod
kruszonką. Jak upichcę – pokażę i podam przepis. Na drzewie wiszą ostatnie
papierówki, renklody, wiśnie dawno zjedzone przez okropne ptaszyska (dwie doby
wystarczyło żeby opędzlowały nam wiśnie z dwóch drzewek – nalewki nie będzie!).
Pomidorki jakoś dojrzewają ospale, zioła czekają na ususzenie, dojrzewają
jeżyny no i malinki. Mamy taką późniejszą odmianę, więc jak u wszystkich maliny
już dawno pozamykane w słojach to u nas dopiero zaczyna się podjadanie prosto z
krzaka, soki, dżemiki…mniam. Czekam już na ten czas z niecierpliwością.
W
najbliższym czasie czeka mnie wspólna praca z moją bardzo dobrą znajomą, też
blogerką. Na co dzień tworzy rękodzieło, a jej prace możecie obejrzeć TUTAJ.
Postanowiłyśmy się spotkać i potworzyć coś razem. Sama nie mogę się już
doczekać efektów, planujemy filcowanie, może coś razem upichcimy, albo
uszyjemy. Z pewnością nie będziemy się nudzić, a efekty naszych – wciąż
ogromnych - pokładów energii pokażę w kolejnych postach. Razem zawsze łatwiej
coś wymyślić, można podzielić się umiejętnościami z innymi, nauczyć się czegoś
i przy okazji fajnie spędzić czas. Nasze dzieciaczki pewnie będą nam
mega-przeszkadzać, wchodzić na głowę, akurat chcieć jeść czy coś innego:) ale damy radę. Ogarniemy dzieciątka i dalej do
pracy…
Regularnie
robię przegląd blogów, które obserwuję i wciąż szukam nowych, ciekawych i
inspirujących. Mój blog gości w sieci dopiero od dwóch miesięcy, ale są i tacy,
którzy prowadzą swoje blogi od lat. Prawdziwe skarbnice wiedzy, pomysłów i
kreatywności. Zawsze czytam pierwszy wpis, jakiego użytkownik bloga dokonał.
Zwykle jest nieśmiały, krótki i taki jakiś…zestresowany:) Z biegiem czasu widać doskonalenie warsztatu zdjęć
(pierwsze zwykle w ogóle nie są obrobione, ot prosto z aparatu), słowa jakby
łatwiej się w postach układają, komentarzy i odwiedzających coraz więcej. Każdy
z tych blogów pokazuje czyjeś życie, zainteresowania i pasje, zawody, rodzinę.
To trochę jak poznawać wciąż kogoś nowego i odwiedzać się nawzajem. Wspaniała
sprawa:) Ja sama od lat obserwowałam czyjeś blogi, nigdy za
bardzo nie myślałam o założeniu własnego, aż wreszcie stało się. I cieszę się,
że też mam swoich blogowych gości. Zatem zapraszam do Zylwijkowa:) A na koniec nieco wody dla ochłody...
Wasza
Z.
Muszę Tobie podziekowac, wzięłam się do roboty!;-) Ostatnio upiekłam bułeczki a wczoraj chleb;-) Nawet kupiłam materiał na nowe zasłony ale obszycie ich chyba komuś zlecę, nie czuje sie jeszcze na siłach;-)
OdpowiedzUsuńP.S. kwiaciarnia ma urlop;-(((
GK
Straaaassszzzznnniiieee się cieszę!!! Super jest tak coś zrobić dla siebie czy bliskich:) Pozdrawiam i trzymam kciuki za dalsze działania:) Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńps. też cierpię z powodu chwilowo zamkniętej kwiaciarni:)