poniedziałek, 25 lutego 2019

Nie podnoś ciśnienia


Tak się składa, że w poprzednim tygodniu czyniłam obserwacje życia raczej z pozycji horyzontalnej. Leżałam jak długa z grypą i zastanawiałam się, kto kogo szybciej wykończy. Nie wiem kiedy ostatni raz byłam w takim „zagłębiu chorobowym”. Nawet czytać się nie dało. Nic – pustka bracie. Dres, styl raczej  typu „no-make-up” i „no-fryzura” też. Taki sponiewierany człowiek, że aż mi samej siebie było żal. Wykaraskałam się jednak. Jest już bowiem kolejny poniedziałek i jestem spowrotem na swoich obrotach, takich Sylwiowych. Praca, dom, inności najróżniejsze – tak jest dobrze. Farbę właśnie zamówiłam (bynajmniej nie do włosów) – kominek będę malować, potem łazienkę – w sensie sufit bo reszta opłytkowana.. Za chwilę wszystko ruszy, ale…to za chwilę. Póki co pamiętam ciągle, że jest nieco ponad połowę lutego dopiero więc się nie spieszmy… Się nie spieszmy i innych nie pośpieszajmy. Ot co!



A propos zdania powyżej…właśnie taką rozmowę z ukochanym odbyliśmy…czy monolog to raczej może był. Mój – żeby było jasne. Że się tak popędzamy ciągle. Serio – ze wszystkim. Zwykle około, nie bagatela, drugiego listopada zaczyna się w mediach społecznościowych takie przebąkiwanie o świętach. Rusza już ta lawina. Potem jak już człowiek wszystkie okruszki ciasta świątecznego powyjada (poza taką puszką jedną, co to ją trzymam  wysoko hehe…a w środku są pierniki) to się zaczyna już, że wiosna idzie, że wiosna idzie. Ludzie, myślę, jest najdalej siódmy stycznia (żeby było po Trzech Królach, co to właściwie nie wiadomo czy ich było trzech) o jakiej wiośnie mowa??? I te swetry będą teraz zrzucać, trencze zakładać, włosy rozjaśniać bo wiosna. U nas ptaków nawet o tej porze nie ma za bardzo na ogrodzie (chyba, że te wróble, co to wyżrą wszystkim pozostałym bywalcom karmnika co się tylko da) ale żeby zaraz wiosna? I teraz też tak jest…ja mówię do Przemcia, że jeszcze się ciepłe buty przydadzą, a tu instagram, że kwiaty żywe do domu trza kupować, że hiacynty wychodzą spod ziemi. Ja się pytam:  gdzie? U kogo? Dajcie odsapnąć. I mi to ciśnienie (wiosenne) się podnosi, że to już, a tu koce nie pochowane, świece jeszcze odpalam (takie domowe, wiecie, żeby klimat zimowy zrobić), a tu że wiosna i wiosna. Ja mówię: jak Marzannę w szkole zobaczę, co to ją dzieci zrobią, prawdziwą, pomalowaną szminką przez uśmiech cały to uwierzę, że może, może…A tak to nic mnie nie przekona. Fakt, jakby świergot ptaków może rano głośniejszy, ale kawy to się jeszcze na tarasie wypić nie da. Najwyżej papierosa spalić, ale ja o tym to akurat nie mam za dużo do powiedzenia, bom niepaląca. Także mówię światu dzisiaj: nie podnoś mi ciśnienia. My się potem dziwimy, że ten czas nam tak umyka między palcami, że dopiero był grudzień, a tu już wiosna (się niektórzy uprą jednak…) a sami się poganiamy na fest. Dajcie sobie ludzie dychnąć, luty to luty – co najwyżej narzędzia ogrodowe można zaostrzyć i drzewka pobielić, ale do kwiatów w domach i rozkwitających pąkach to chyba jeszcze za odważnie twierdzić. Przecież to grypsko co szaleje dookoła to ja się pytam: czy ono może być wiosenne? Zimowe jest i basta! To trzeba książki jeszcze czytać pod kocem i karmniki uzupełniać, a nie tam już prochowce nosić (dla młodszego pokolenia: to płaszcz taki lekki). No więc o tym poganianiu jeszcze słowo… Tyle się dzisiaj mówi o mindfullness, że trzeba być całym sobą  w danej chwili, że multitasking nie istnieje, że jedną rzecz robimy tylko na raz, żeby nie biec, a tu masz – fejsbuki w kwiatach i pastelach. Ani mi się śni! Luty to luty. I niech mi nikt ciśnienia w tej materii nie podnosi. Jak na marzec przeskoczy to możemy pogadać:)

Wasza Zylwijka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz