niedziela, 7 października 2018

TUMULT to jest piękne słowo.


Wdech.


Od września przez dziesięć miesięcy jestem w jakimś innym świecie, pędzącym tak niejednostajnie, że czasem wszystko jest jakby…na wdechu. Już miesiąc pędzi z nami w tym wszystkim również dziecko. Szkołę zaczął, wszystko ruszyło. I tyle się dzieje każdego dnia, nie chcę niczego przegapić. Tumult roku szkolnego to chyba dobre słowo. To jest totalnie mój czas. Mi wtedy skrzydła rosną, energię mam. Myślę. Działam. Lubię swoją drogę do pracy. Wjeżdżam do miasta i wszystko dopiero rusza, rozkręca się, przystanki pełne, ktoś biegnie. Jadę czasem za autobusem szkolnym do samego parkingu przyszkolnego. I zawsze wtedy myślę o tym jak zorganizowany jest świat, życie. Że każdy wie co ma robić, wszystko się zazębia i uzupełnia. Że wszystko na swój czas.
I ta jesień zawsze czeka za rogiem. Już się książkowo obkupiłam na ten nadchodzący czas, można startować. Ogród już przygasa więc tę herbatę też można wolniej pić, planować, rozejrzeć się jakoś szerzej. Mi jest często szkoda, że czas tak pędzi, a czasem wcale nad tym nie myślę. Pracuję wtedy z całych sił. Czasem jednak nic nie idzie. Taka mentalna ściana, nic nie wychodzi, nie ma entuzjazmu, nie ma odpowiednich ludzi, nie ma zapału. Wlokę wtedy nogami ociężale i klnę jak szewc pod nosem (włoski temperament). Zniechęcam się, nie widzę sensu. Ale bywa, że jest prawdziwy ogień, muszę tylko mieć u boku ludzi, którzy myślą jak ja, widzą jak ja i którzy mnie inspirują. W zasadzie z tym myśleniem i widzeniem może być dokładnie odwrotnie ale musi być ten czynnik zapalny, to coś. Kocham ludzi, którzy mają coś wartościowego do powiedzenia, myślą z rozmachem, nie boją się. Uwielbiam pracowitych – dla mnie mega napęd do tego, żeby być solidniejszą, odważną, żeby pozbyć się kompleksów i zasuwać dla innych, bo co więcej można zrobić świata? Bardzo szanuję tych, którzy umieją się odciąć – od plotkowania, od słabej polityki, od krytykanctwa i jątrzenia, podsycania niezdrowej atmosfery i robią to, co mają robić, co robią dobrze i na czym się znają. Boję się ludzi, którzy szczują na innych i którzy ciągle coś udają. Lubię takich, którzy swoją postawą zmuszają mnie do większego przykładania się, do starań, do wysiłku, poszukiwań i rozwoju. Lubię mądrych, zdolnych do prowadzenia innych, od których można się wiele dowiedzieć, nauczyć. Lubię takich, którzy budują od początku, małymi krokami, cegła po cegle. Są zdeterminowani, prawidłowo pewni swego i konsekwentni. Ja ciągle ich szukam i… na nich trafiam, los ich jakoś podsyła. Dzięki nim mogę ciągle mieć duszę dziecka, zachwycać się.



Postanowiłam tej jesieni więcej planować, lepiej się przygotowywać do obowiązków, bardziej świadomie ogarniać życie codzienne, znaleźć czas dla siebie i dobrze go spożytkować. Znaleźć czas na ciszę. Wolę nie żyć byle jak. Muszę wrócić do codziennego słuchania muzyki – na słuchawkach, żeby mi nic dźwięków nie mąciło. Do oglądania wartościowych filmów i dbania o kręgosłup.
Do codziennej praktyki siedzenia w ciszy totalnej – choćby przez 5 minut. Do regularnego jedzenia – no mam z tym problem. Do czytania jeszcze więcej. Do częstszej dobrej dyskusji na tematy wszelakie z moim ukochanym (wtedy to cicho nie będzie bo my burzliwie dyskutujemy – czasem z trzaśnięciem drzwiami). Do intensywniejszego czasu z synem i do jazdy na rowerze (stacjonarnym).
Do większego skupienia. Do dobrego, krytycznego myślenia. Do wartościowych spotkań z innymi. Do częstszego wyjeżdżania i wracania z przewietrzoną głową. Do, do, do…

Wydech.

Wasza Zylwijka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz