Wdech.
Od września przez dziesięć
miesięcy jestem w jakimś innym świecie, pędzącym tak niejednostajnie, że czasem
wszystko jest jakby…na wdechu. Już miesiąc pędzi z nami w tym wszystkim również
dziecko. Szkołę zaczął, wszystko ruszyło. I tyle się dzieje każdego dnia, nie
chcę niczego przegapić. Tumult roku szkolnego to chyba dobre słowo. To jest
totalnie mój czas. Mi wtedy skrzydła rosną, energię mam. Myślę. Działam. Lubię
swoją drogę do pracy. Wjeżdżam do miasta i wszystko dopiero rusza, rozkręca się,
przystanki pełne, ktoś biegnie. Jadę czasem za autobusem szkolnym do samego
parkingu przyszkolnego. I zawsze wtedy myślę o tym jak zorganizowany jest
świat, życie. Że każdy wie co ma robić, wszystko się zazębia i uzupełnia. Że
wszystko na swój czas.
I ta jesień zawsze czeka za
rogiem. Już się książkowo obkupiłam na ten nadchodzący czas, można startować. Ogród
już przygasa więc tę herbatę też można wolniej pić, planować, rozejrzeć się
jakoś szerzej. Mi jest często szkoda, że czas tak pędzi, a czasem wcale nad tym
nie myślę. Pracuję wtedy z całych sił. Czasem jednak nic nie idzie. Taka mentalna
ściana, nic nie wychodzi, nie ma entuzjazmu, nie ma odpowiednich ludzi, nie ma
zapału. Wlokę wtedy nogami ociężale i klnę jak szewc pod nosem (włoski
temperament). Zniechęcam się, nie widzę sensu. Ale bywa, że jest prawdziwy
ogień, muszę tylko mieć u boku ludzi, którzy myślą jak ja, widzą jak ja i
którzy mnie inspirują. W zasadzie z tym myśleniem i widzeniem może być
dokładnie odwrotnie ale musi być ten czynnik zapalny, to coś. Kocham ludzi, którzy
mają coś wartościowego do powiedzenia, myślą z rozmachem, nie boją się.
Uwielbiam pracowitych – dla mnie mega napęd do tego, żeby być solidniejszą,
odważną, żeby pozbyć się kompleksów i zasuwać dla innych, bo co więcej można
zrobić świata? Bardzo szanuję tych, którzy umieją się
odciąć – od plotkowania, od słabej polityki, od krytykanctwa i jątrzenia, podsycania
niezdrowej atmosfery i robią to, co mają robić, co robią dobrze i na czym się
znają. Boję się ludzi, którzy szczują na innych i którzy ciągle coś udają.
Lubię takich, którzy swoją postawą zmuszają mnie do większego przykładania się,
do starań, do wysiłku, poszukiwań i rozwoju. Lubię mądrych, zdolnych do prowadzenia
innych, od których można się wiele dowiedzieć, nauczyć. Lubię takich, którzy budują od początku, małymi krokami, cegła po cegle. Są zdeterminowani, prawidłowo pewni swego i konsekwentni. Ja ciągle ich szukam i…
na nich trafiam, los ich jakoś podsyła. Dzięki nim mogę ciągle mieć duszę
dziecka, zachwycać się.
Postanowiłam tej jesieni więcej
planować, lepiej się przygotowywać do obowiązków, bardziej świadomie ogarniać życie
codzienne, znaleźć czas dla siebie i dobrze go spożytkować. Znaleźć czas na
ciszę. Wolę nie żyć byle jak. Muszę wrócić do codziennego słuchania muzyki – na
słuchawkach, żeby mi nic dźwięków nie mąciło. Do oglądania wartościowych filmów
i dbania o kręgosłup.
Do codziennej praktyki siedzenia w ciszy totalnej – choćby przez 5 minut. Do regularnego jedzenia – no mam z tym problem. Do czytania jeszcze więcej. Do częstszej dobrej dyskusji na tematy wszelakie z moim ukochanym (wtedy to cicho nie będzie bo my burzliwie dyskutujemy – czasem z trzaśnięciem drzwiami). Do intensywniejszego czasu z synem i do jazdy na rowerze (stacjonarnym).
Do większego skupienia. Do dobrego, krytycznego myślenia. Do wartościowych spotkań z innymi. Do częstszego wyjeżdżania i wracania z przewietrzoną głową. Do, do, do…
Do codziennej praktyki siedzenia w ciszy totalnej – choćby przez 5 minut. Do regularnego jedzenia – no mam z tym problem. Do czytania jeszcze więcej. Do częstszej dobrej dyskusji na tematy wszelakie z moim ukochanym (wtedy to cicho nie będzie bo my burzliwie dyskutujemy – czasem z trzaśnięciem drzwiami). Do intensywniejszego czasu z synem i do jazdy na rowerze (stacjonarnym).
Do większego skupienia. Do dobrego, krytycznego myślenia. Do wartościowych spotkań z innymi. Do częstszego wyjeżdżania i wracania z przewietrzoną głową. Do, do, do…
Wydech.
Wasza Zylwijka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz