czwartek, 1 listopada 2018

Jak myślisz, czy tam...

Jak myślisz czy tam, za ostatnia już ciszą
tam, skąd się listów nie pisze
Nasze czułe dusze dwie znowu rozpoznają się
i czy spotkają się?

Są takie miejsca, do których ja już nie udam się, nie pojadę. Są takie zapachy, dźwięki może i takie śmiechy i obrazy, których ja już nie zobaczę - nie odtworzę, już się tam do takich chwil wrócić nie da. Tylko muzyka mnie tam zabiera. Ale choćby i słuchawki były wielkie jak grzmot to jednak już w pewnych domach i z pewnymi ludźmi już kolacji nie zjem, nie rozleje mi się tam herbata i nie wezmę chaustu tamtego powietrza. Dlatego bywam czasem w takiej muzycznej podróży, po której mi dusza odetchnie, ciężar zrzuci i ciarki z emocji powrócą. Bywam tam wtedy. Przy tym wielkim stole, albo przy choince, albo na kolanach ukochanych. Wtedy jestem własnie tam, przy takiej kolacji wigilijnej jakiej mnie nigdy nie udało się ugotować, albo w ogrodzie, z którego kwiatów ja nigdy u siebie nie posadziłam. I agrestu tam pełno albo mirabelek. Albo chodzę po mieście w zimowy wieczór i nie ma nikogo, a śnieg pada jakby w poprzek. Wtedy jestem tam, w tym mieście, bywam w tym mieszkaniu i wszystko jest jeszcze...wolne. Bywa tak czasem. I dzisiaj myślę o tych ludziach, gdzie oni są, co zostało, co niosę dalej...

Czy dusze znają mowę dotyku?
Czy wymieniają spojrzenia?
Czy mijają się w milczeniu?
Czy w nieznanym nam języku rozumieją się?

Czy dusze są tu, obok nas jak powietrze?
Czy są odległe jak gwiazdy?
Czy unoszą się na wietrze
Albo cicho wiją gniazda z przedwieczornej mgły


Babcia Janinka, dziadek Piotr, moja mama - wszyscy oni minęli już jak łzy w deszczu. I nie ma już tych rąk do cięcia choinki, nie ma tak pokrojonego boczku na chlebie, nie ma polowań, nikt nie robi dalej drzewa genealogicznego rodziny i nie ma chętnych do zorganizowania wielkiego zjazdu rodzinnego (mamo!). Nie ma tamtej wypastowanej drewnianej podłogi ani sztywnej od krochmalu pościeli. I mówi się też już inaczej. Wszystko jest inne. Ja zawsze mówiłam, że to-tamto zrobię inaczej, po swojemu, a widzę tych ludzi w sobie po trochę. Mamę głównie. Okulary tak samo zakładam i telefon też trzymam przy lewym uchu. Śmieję się podobnie. Tego murzynka też często piekę, chociaż nie w prodiżu. I przepisy jej wciąż trzymam. Za to rosół taki jak jej to mi się jeszcze nie zdarzył. Blade to takie mi się wygotuje, oka małe - może kury inne co?

Jak myślisz czy tam niskie lipcowe słońce
Da swego ciepła nam więcej
I czy dusze nasze na rozgadanej wonnej łące
Będą mogły trzymać się za ręce?*

Pat Metheny gra właśnie "Polskie Drogi". Znowu tam jestem.

Zylwijka


* słowa: Marcin Kydryński




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz