niedziela, 11 marca 2018

Jeśli by była...

Dokładnie dzisiaj moja mama skończyłaby 70 lat. Jeśli by była. Ja bym jej wtedy tort upiekła, jakiego świat nie widział i byłby fajer na sto-dwa!!! I goście i kwiaty i życzenia ze stron wielu. Pewnie by był w domu gwar i ktoś by wychodził na papierosa, potem by wracał, a inni znowu by wychodzili i tak te drzwi w te i wewte by się otwierały i zamykały. I te talerze z plackami i zakąskami bym przestawiała, bo to raz coś na ciepło, raz na zimno bym serwowała. Może nawet tańce by ruszyły. O jakie to by mogły być walce i tanga, wszyscy by pewnie ze śmiechu się kładli. Potem by była chwila na szampana, korki w suficie, plamy na dywanie i taki toast, że sama bym się wzruszyła. Telefon od rana by dzwonił, ja bym latała z nim, ona by za życzenia dziękowała. Kot by się do niej łasił jakoś tak ckliwiej. Jeśli by była...
Prezenty przeróżne by były. Ciepłe kapcie może by się trafiły, coś z pięknej biżuterii z kamieniem, albo bilet do koncert. Może ktoś by album zdjęć zrobił - taki przekrój tych siedemdziesięciu lat. I byśmy to oglądali z rzutnika i każdy by się na jakimś zdjęciu odnalazł bo to kawał czasu. I ja mała i brat trochę starszy. Dom rodzinny, a potem kolejne. I coś tam z pracy, to zaś z wakacji w Wysocku pod Ostrowem, wyjazd do Paryża z bratem i ten ze mną do Rzymu, Wenecji, Pragi. Ja bym pewnie płakała strasznie, że to wszystko już minęło, ale potem zaś człowiek by się uśmiał, że na zdjęciach taki szczupły i fryzura dziwna. A ona by mówiła, że to wszystko jakby wczoraj. Może by się jej oko zaszkliło. Jeśli  by była...
Ja bym jej w te urodziny powiedziała tyle ciepłych słów, że tak dała radę ze wszystkim, chociaż w sumie życie nie rozpieszczało. Że musiała być dla nas mamą i tatą, że na ludzi wyszliśmy. Piotrek by się jej na kolano wcisł, bajkę przyniósł, wtulił się w ciepłe ramiona. Potem byśmy wspominali minione dzieje. Jak dom na wsi pomagała ojcu stawiać, jak pracę zaczęła, a potem za pierwsza pensję kupiła rower, żeby nim do tej pracy gnać dzień w dzień. Potem jak kawalerkę w miasteczku wydębiła, a potem służbowe dostała i w tym mieszkaniu leciał nam piękny czas. Jak miał być napad na pocztę (serio! tylko ci poczto-terroryści cieńcy byli i wszystko się wydało), jak pokończyliśmy szkoły, studia. Jak wyjeżdżaliśmy i wracaliśmy - ja i brat. A ona zawsze czekała. Takie okienko było na klatce schodowej i ona w tym okienku widziała, że z pociągu wracam. Nim doszłam do mieszkania już obiad był ciepły. Że w sumie to też na miejscu nie wysiedziała, zawsze coś już planowała, że w sumie ten dom, gdzie teraz jesteśmy to też część jej drogi. Może te wszystkie wspominki by trzeba było głośniej opowiadać bo słuch już by był nie taki. Okulary bym jej podała, żeby te zdjęcia dokładnie widziała. Jeśli by była...
Gdyby była mogłabym zapytać, czy do kopytek to pszenną czy ziemniaczaną dodać, bo nigdy nie wiem i dlaczego moje leniwe wychodzą zawsze takie, że można nimi tynki zbijać. Z Piotrkiem by zawsze chętnie została, on by jej śpiewał o opowiadał i Gwiezdnych Wojnach albo o mistrzach Spinjitzu, a ona by ze spokojem słuchała. Jakby trzeba było to by jej kocem nogi okrył, albo herbatę podał. Może byśmy się czasem pospierały jaki kolor tym razem na ściany, a potem i tak by wyszło na jej. Ona by mnie bardziej ciągła na pchli targ, ja ją zaś do Ikei i każda by była zadowolona. I ogród - ogród by planowała, dopieściła, a tak to trochę czasem na odczepne to moje plewienie. Ona by się wściekała, że paprok jestem, że niedokładnie. Jeśli by była.
A może już by wymagała mocno naszej opieki, pomocy we wszystkim i by się złościła, że mamy z nią dodatkowe obowiązki. Mogło by przecież być i tak, życie jest różne. Ale ja bym jej z tych siwych włosów układała fryzurę, smarowała pachnącymi kremami Vichy - ulubione. Do biblioteki też bym musiała może za nią pójść, bo siły nie te - ale ja bym chętnie szła. Jakby trzeba było to bym ją pod pachę prowadziła po ogrodzie, czy na wózku nawet, a ona by mi znów tę niedokładność zarzuciła:) Ale ja bym to przyjęła z uśmiechem. Potem kawę bym zrobiła i tak byśmy patrzyły w ten ogród, jak kiedyś siadałyśmy na schodkach przed domem. Trochę bym jej w uchu podkręciła aparat, żeby śpiew ptaków bardziej słyszała. Jeśli by była.
Ale nie ma jej już z nami. I nie ma nic z tych urodzin opisanych powyżej. Jest cisza, ja nie biegam z tym telefonem od rana, tych tańców, tortów nie ma. Jak umiera mama to jakaś część serca się w człowieku zamyka na stałe. Ale w tym zamknięciu ta mama ciągle jest...i podpowiada czy to pszenną czy ziemniaczaną do kopytek dodać. Dzięki mamo.

Sylwia













10 komentarzy:

  1. Piękny, refleksyjny wpis Sylwia...Chwyta ze serce i przypomina o pewnych rzeczach. Ja mam inaczej. Mama zawiodła nie raz. Ale nie oceniam. Wciąż jest i obie próbujemy zapomnieć o złym. Wiem, że gdy pierwsza odejdzie, moje serce już też nie będzie to samo. Pomimo złego...Ściskam Kochana:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie,mi jest ciężko sobie wyobrazić,że mamy mogą być jednak różne...Że nie zawsze bywa tak sielsko i nie zawsze jest pelno miłości i troski...Ale moja była taka, że lepszej bym sobie jej nie wymyśliła, nie wymarzyla. Kochana kobieta. Pozdrawiam Monika, udanego tygodnia:)

      Usuń
    2. To dobrze, że tak było i cudnie pielęgnujesz pamięć w sobie o Mamie:))) Kochana, Wesołych Świąt:)))

      Usuń
  2. Jeśli by była.... to dumna z córki by była.Sylwia czy Ty suche oczy miałaś jak to pisałaś bo ja idę umyć twarz.POZDRAWIAM ŚWIATECZNIE!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Wiesz...Jak pisałam to miałam suche. Samo spod ręki szło. Ale teraz jak czytam to już jest inaczej... Pozdrawiam ciepło, dobrych Świat!

      Usuń
  3. ....po tacie pustka w sercu też zostaje...A mnie dodatkowo męczą wyrzuty sumienia,że może mogłam coś zrobić, żeby do tego nie doszło....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze taka myśl w człowieku jest, że może coś jeszcze by się dało...Ale wiem, że jest tak jak miało być i nic nie warto sobie zarzucać...Pozdrawia.

      Usuń
  4. A ja Ci zazdroszczę, że tyle Ci się udało z Nią przeżyć i tyle pięknych chwil możesz sobie wyobrazić. Moja zmarła jak miałam 9 lat i pamiętam ją jak przez mgłę. A z drugiej strony, może i lepiej dla mnie, że nie mam takich wspomnień?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, im większa więź tym później jest trudniej, taka prawda. Tak się cieszę, że się odezwałas, śledzę Twoja drogę na blogu, dzięki że zabierasz mnie w te podróże, w które nie mogłabym nigdy pojechać...A tak to czytam Twoje teksty i jadę w te egzotyczne miejsca:) pozdrawiam ciepło!!!!!!

      Usuń