poniedziałek, 26 lutego 2018

Bez Facebooka - dziennik pokładowy. Zapisków część pierwsza.

Jak się tak rozejrzałam po ludziach, po blogach, rozmów posłuchałam to...jest nas więcej. Tych chwilowo odciętych. Wylogowanych. Poza Facebookiem. I jest ich dużo. Ale od początku...
Najpierw, na serio miałam jakieś podenerwowanie. Zwłaszcza, że messanger też poszedł na trochę w odstawkę. Normalnie, taki niepokój, że może ktoś coś będzie chciał, albo zawodowo coś ważnego mnie ominie i co to wtedy będzie. Albo, że wiadomość może jakaś zza granicy pozostanie bez echa z mojej strony i też jakoś lipa będzie. No różne się człowiekowi myśli plączą. Z drugiej strony nie jestem Urubko, że poszłam w górską otchłań bez telefonu i nie ma się jak skontaktować - na chwilę nie ma mnie po prostu pod ręką. I jak jest?



Myśli łatwiej zebrać, skupić się na czymś...na jednym. Planować. Nie mam wiadomości o tych wszystkich małych i dużych sprawach polityki krajowej i tej małej tutaj. Nie wlokę wzrokiem po tych wszystkich komentarzach, zupełnie niepotrzebnie przecież...Głowa mi się jakby wietrzy:) Nie irytują mnie łańcuszki o treściach wszelakich i złote myśli o miłości z kwiatkiem w tle. Naprawdę jest czad. I nawet nie ciągnie żeby tam zajrzeć, czyli wystarczy lekko tydzień z hakiem i ból uwiązania mija. Ulubione przeze mnie treści wyszukuję po prostu wyszukiwarką, znajduję na YouTubie, na blogach i nic mi nie przeszkadza w czerpaniu z tego. Nie pstykam ciągle na fb żeby zaktualizować swoją wiedzę, co tam akurat u kogoś.
Spotkałam ostatnio znajomą i ona też już jest z tych "poza" i sobie chwali:) Było może lekkie zdziwienie, że jak to tak nie lajkować, nie skomentować, nie wrzucić obrazka z dobrej lekcji...No da się. A i może te lekcje nawet lepsze są, przemyślane bardziej...taka mi się teraz myśl wkradła...Blogi ulubione dzisiaj przejrzałam, a tam też kto szuka bogatszych treści to uciekł na trochę z mediów społecznościowych, albo całkiem się odciął. Można przecież tak żyć - taka decyzja. I może to nawet na zdrowie wyjdzie, dzieci dopilnowane i w grę można z nimi zagrać, bo jakby czasu więcej. Nie ma presji chudnięcia z Chodakowską, tylko jest radość, że się dla rodziny syte ciacho upiecze. Tego ciśnienia nie ma. Że wszystko trzeba wiedzieć, zdjęcie wrzucić, bo remont zrobiony albo auto nowe, a to przecież świat musi widzieć... I choć to może przecież nic złego, no niech sobie wrzucą, skomentują, jak chcą, ja sobie chwilowo zafundowałam od tego wolność:)

Na tym zapiski pokładowe zakończono.
Sylwia

Ps. Dodałam zdjęcia - kilka dni temu, w mroźne popołudnie takie niebo zastałam za ogrodem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz