Widziałam ostatnio dwóch panów. Brzydko to zabrzmi ale...starcy. Zacnie posunięci w latach. Siwi tacy, głowy białe, tacy niedołężni i myślę: czy to ja za kilka lat? Czy oni już minęli czy mijają dopiero? Bezpowrotnie jak łzy w deszczu? Ile zakupów jeszcze zdołają przynieść do domów i czy tam ktoś na nich czeka? Czy czekał kiedyś, choć raz? Czy może ich domy wciąż są pełne śmiechu czy bólu i samotności? Po twarzy nie poznasz.
Koledzy to może byli, razem na ławce siedzieli i jeden mówił, a drugi ucho nadstawiał. Ale czy wiedział, czy co rozumiał to nie wiem.
Muzykę włączyłam i tak mi jakoś serce pęka. Człowiek jest z zasady sam. Chyba. Pewnie tak. Ktoś może czasem zajrzy, jak zadzwoni to jest pięknie, ale chyba człowiek jest jednak sam. Ze sobą głównie. Jak ci starcy ze swoją niedołężnością. O czym rozmawiali to nie wymyślę, uśmiechu nie było, ale może tak bo pogoda deszczowa. Kiedy ja taka się stanę? Zmarszczę się i zeschnę. Wzrostu mi odejmie, za to w obwodzie przybędzie. Ucho odmówi swojej roli. I może będę próbować mówić do świata, ale on mnie już nie zrozumie, jak ten drugi tego pierwszego, wspominałam, że ucho nadstawiał? Jak będzie to nikt nie wie, nie odpowie mi. Myślałam, ile świat od tych dwóch panów dostał, ile oni może chcieli dać, a świat nie przyjął. Kto będzie pamiętał, a może oni dwaj już dziś tylko o sobie pamiętają i mówią do siebie, choć żaden nie wie o co chodzi. W głowę zachodzę. Może most któryś z nich we wsi naprawił i tyle po nim zostanie, że inni nie muszą dookoła chodzić. Może któryś był ławnikiem w sądzie i decydował o czyjejś winie. Może któryś był zegarmistrzem, albo konno jeździł i umiał dobrze bryczką powozić, za to dzisiaj już jeden wskazówki ledwo widzi, a drugi by lejc nie utrzymał choćby uchwycił w dwie dłonie mocno. I zmarszczeni tacy. Laski mieli i chusteczkę z materiału, normalną do prania. I myślę ile po człowieku zostanie. Był i nie ma - dzisiaj wszystko szybkie. Potem razem do domów się rozeszli, albo jeden drugiego odprowadził, no tego Wam nie powiem. Może ich znowu kiedyś spotkam, a oni się bardziej do siebie nachylać będą bo już głuchota ogarnie na całego.
Dzisiaj mało się myśli co zostanie, co po sobie zostawić. I komu. Zegarek choćby i dziecko dobrze wychowane, albo gruby notatnik z zapisanymi myślami, albo garść przepisów na wyborne ciasta. Listy może, lub zapis nut na utwór przepiękny. Może ogród wypielęgnowany lub kolekcję najlepszej klasyki filmowej. Na coś świat po nas chyba czeka. Zbiór wierszy albo tłumaczeń też by mógł jakieś serce ukołysać, utulić. Tych dwóch staruszków nic może nie zostawią, ale dobre życie zaszczepili we wnukach bo zawsze dla nich czas mieli. Byle złości ze sobą nie nosili bo to zawsze będzie uwierać. A ktoś powie: patrz, byli ludzie i nie ma. Gdzie są? Na tym moście może co go jeden ze starców we wsi naprawił.
Wasza Z.
Cudne i takie prawdziwe aczkolwiek zadumie się człowiek i łza z oczu popłynie.
OdpowiedzUsuńPisz więcej Sylwia pięknie się czyta
Uściski przesyłam ciepłe. Może będę więcej pisać, ale tego i ja sama nie wiem :):):):):):):)
UsuńWeszłaś w moją głowę. Nie tak dawno, bo zaledwie dwa dni temu zastanawiałam się nad grobem moich dziadków... co z nimi będzie? Od naszego miasteczka są oddalone o pibad 100 km. Czy moje dzieci, gdy nas zabraknie zadbają o nie? Czy będą chodź trochę pamiętać historie rodzinne, które w kółko opowiadam im z mamą? Bardzo bym sobie tego życzyła....Ostatnio postanowiłam, że przy najbliższej okazji przejdę nasze cmentarze i zatrzymam się (choć na chwilę) nad każdą znaną mi mogiłą i wspomnę chwile spędzone z tymi osobami, gdzie pracowali itp. G.K.
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z tym spacerem, żeby się zatrzymać. A historie i opowieści rodzinne - tak, trzeba nieustannie tłuc i powtarzać. Nie ma bowiem gorszej niewiedzy niż ta skąd się pochodzi. Do zobaczenia:)
Usuń