wtorek, 1 stycznia 2019

Już...

Już ten Top Wszechczasów Radiowej Trójki przycichł, a to jest prawdziwa uczta, już ruch samochodów jakby większy, choć do popołudnia jakoś było niemrawo. Wraca rytm, każdy już czeka w bloku startowym bo jutro trzeba zwyczajnie ruszyć z życiem, pchnąć znowu sprawy różniste. To dobrze, że życie idzie dalej, pomimo burz i sztormów, to dobrze. Teraz bardzo koi mnie ten fakt.


Przejrzałam nieco media społecznościowe, te wszystkie postanowienia, zapiski, karnety na siłownię i smutno mi. Czy to trzeba czekać na przeskok daty żeby coś w życiu zmienić? Można zaczynać od teraz, zawziąć się i zrobić. Zro-bić. Może dla duszy coś zrobić, może te kilogramy zrzucić, może intelekt nieco wysilić, sama nie wiem, może się mylę jednak co? Tak mi myśli płyną. Końcówka roku sprawiła, że zachwyt nad życiem nieco mi uleciał...daj Boże, że na chwilę. Nie - nie spisywałam żadnych celów na ten nadchodzący czas, ale zawsze towarzyszy mi jakiś dreszcz. Myślę sobie, że może bym chciała więcej pisać, tu i w tych przepięknych notatnikach, które jednak wciąż stoją puste. Więcej dostrzegać, szerzej patrzeć. Rozprawić się ze swoją niekonsekwencją. Więcej gotować z miłości, a mniej jakby z obowiązku. Więcej słyszeć i dokładniej słuchać - muzyki, człowieka, ptaków. Więcej czytać i rozumieć, żeby mi się głowa nie zabetonowała. Uczyć się. Bardziej skupić się na dziecku. Więcej, z większą uważnością zadbać o swoją duchowość, mam kilka pomysłów. Może mniej samochodem, a więcej na nogach czy rowerem (oj, zapędzasz się już Sylwia! Niewykonanie boli:) Żeby ten dom został otwarty, żeby był miejscem wielu wartościowych spotkań i rozmów, śmiechu dzieci (dziewczyny moje: zabierajcie chłopaków i rebjatę i wbijajcie do nas - zawsze jest kawa i coś do jedzenia). Żebym się nigdy nie zaprzyjaźniała z wewnętrznym leniem, który czasem puka mi do serca. Własnie mój mąż mnie zawstydza swoją pracowitością i konsekwencją, swoją cierpliwością do spraw niewykonalnych i dobrą powolnością (jeśli można tak to nazwać) i wciąż się wiele od niego uczę (ach te wieloetapowe zadania:)...Ja zwykle muszę na już, na wczoraj, popędzam się bez przerwy. Chciałabym być lepsza w planowaniu, przykładać się bardziej, ale planować absolutnie wszystkiego to też nie chcę, lubię też to, co przynosi dzień. I chcę szukać...na wielu płaszczyznach i wielowymiarowo: inspirujących ludzi, ciekawych miejsc, sposobów i możliwości rozwoju, spokoju i pokory tam głęboko w środku, motywacji do pracy z jeszcze większą parą, dobrych budujących myśli. I do gitary wrócić. Do gitary. Może jeszcze wstawać wcześniej...no powiem Wam...wstawać wcześniej bo w sumie podlewanie ogrodu rano może okazać się jednak całkiem korzystne. :):):)

Z wielką nadzieją na powyższe
Wasza Zylwijka

7 komentarzy:

  1. Wiesz....tak sobie myślę, że może ludzie czekają z postanowieniami do nowego roku, bo tak już się "utarło" a może dlatego,że łatwiej zacząć spełniać swoje postanowienia wraz z nastaniem nowego roku...Nadchodzi nowy rok, to i ja będę "nowa"...Osobiście mam jedno noworoczne postanowienie, mianowicie schudnąć po ciąży. Zostało 14 kg także sporo. Natomiast co do reszty...każdego dnia walczę o to by być lepszym człowiekiem...lepszą narzeczoną, lepszą matką, córką, siostrą, koleżanką...Różnie mi to wychodzi ale staram się i nie potrzebuję do tego postanowień. Potrzebuję do tego ludzi, którzy mnie inspirują. Potrzebuję Was. Z każdego biorę "coś" i to pomaga mi być lepszą wersją siebie��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm… No właśnie, tak się utarło. A dlaczego nie powziąć jakiegoś postanowienia np. w maju czy czerwcu? Gdyby tak się nad tym głębiej zastanowić, to lata przebiegają w sposób cykliczny. Każdy rok to jakby okrąg, by wyrazić się bardziej obrazowo. A kto może z całą pewnością wskazać, jaki punkt na okręgu jest tym początkowym? :P Zresztą moje wnioski potwierdza historia. Prosty przykład ze starożytnego Rzymu: zanim przeniesiono obchody noworoczne na styczeń, za początek każdego roku uważano dzień 1 marca. Pozostałością tego jest dziś fakt, że dodatkowy dzień w latach przestępnych dodajemy w lutym, a nie w grudniu. Czemu dopisujemy ten dzień do jakiegoś miesiąca w środku roku, a nie na końcu, jak to wydawałoby się – zgodnie z logiką – powinno mieć miejsce? Ano właśnie dlatego, że luty był niegdyś ostatnim z miesięcy :). Konkludując (bo nieco odbiegłem od głównego tematu), na podejmowanie ważnych decyzji w życiu dobry jest każdy dzień. Pozdrawiam serdecznie ;).

      Usuń
    2. Do Anonimowy: Tak,czekają żeby był jakiś przełom. A każda w sumie okazja jest dobra do tego żeby ruszyć w drogę, choć odrobinę być lepszym:) Uściski.

      Usuń
    3. Do M.D. Moymirski: Dziękuję za wpis, to bardzo ciekawe z tym Rzymem i początkami roku, zmianami z kalendarzu,jak to się poprzesuwało:) Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości w blogowaniu, bo to chyba pierwsze kroki, prawda?

      Usuń
  2. Naprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń