niedziela, 12 kwietnia 2015

O gromadzeniu:)

Mam jakąś niewyjaśnioną determinację do kolekcjonowania pewnych rzeczy. Nie jest to jednak takie negatywne zbieractwo (daj Boże, że nie...) tylko taki fiks na jakimś punkcie. I tak jest z prasą (wspominałam już o tym), a drugą taką rzeczą są książki kucharskie. Mam ich już pewną kolekcję i korzystam, a jakże... Zawsze mnie coś łapie za serducho, jak widzę, te wszystkie receptury, proporcje i piękne zdjęcia potraw. To wszystko takie uporządkowane, jak nie trzymasz się proporcji to wtopa 0 jak w życiu:) I tu mnie mają, nie mogę sie oprzeć. Mam ich całą półkę i wciąż kupuję, jeśli spotkam coś wartego uwagi. Kto tak ma? Piszcie, to będzie mi lepiej, że nie tylko ja... W moje kolekcji są książki o ciastach, ciasteczkach, obiadach na cztery pory roku, sałatkach, zwyczajach żywieniowych w rodzinie Kuroniów (sic!), nalewki, grzyby i koktajle. Nie ma nudy w kuchni, jak brakuje pomysłu to sięgam po to i owo. Niektóre mają wyszukane składniki (jak do nich zajrzę, zawsze obiad kończy się na schabowym bo nie mam składników), a niektóre z nich są świetne, proste, szybkie i tanie. Takie kocham najbardziej. Ostatnie moje (niezamierzone) książkowe łowy zakończyły się pozycją "Mama Alergika Gotuje". Boska jest, choć jeszcze nic z niej nie pichciłam, ale na samą myśl już mam kulinarny power!!! Książka doskonała, choć nie mamy problemów z alergiami pokarmowymi.
 
 
 
 
 
Czyż te zdjęcia nie są cudowne? Sobota to dla mnie zwykle dzień kucharzenia, poszukiwania kulinarnych inspiracji i szaleństwa garnkowego. Lubię jak diabli. Ale w tygodniu to cieniutko...tylko coś na szybko, wszędzie się spieszę, więc pospiesznie jest także na talerzu. Bywa!
Nasz weekend też popędził jak szalony. Z racji dodatkowego zajęcia od początku roku pracuję również w soboty. Przez to czas pędzi mi jak szalony, nim się obejrzę jest niedziela wieczór i popycham papierkową pracę i zaległości. I dziś nie było inaczej. Wpadam tu tylko na chwilkę, noc idzie wielkimi krokami i padam już lekko. Mój dzisiejszy spacer po ogrodzie zaowocował kilkoma kolorowymi, wiosennymi ujęciami, toteż pokazuję. A i nasz warzywnik gotowy!!! czeka na sadzonki, jest już naobornikowany (granulat - uff!), nakompostowany i gotowy na nasadzenia. Super:) Dobra, jeszcze tylko kilka fotek i uciekam.
 
 



 
 
 
 
 
 
Kochani, polecam Wam i ogród i książki o gotowaniu... I w jednym, i w drugim jest mnóstwo inspracji, do życia, do gotowania, do pasji:):) Przesyłam usciski i miłego tygodnia:):) Baju baj:)
Zylwijka 
Ps: I rower, kochani, rower...

2 komentarze:

  1. Nie jesteś sama, mam bzika na punkcie książek, z przepisami również. Na dowód mogę tylko powiedzieć, że ostatnio w markecie naprzeciwko zakupiłam 7 książeczek kulinarnych ;-) A tą "Mama alergika gotuje" miałam wczoraj w ręce ale ostatnio zaszalałam, więc może następnym razem kupię;-) GK pa

    OdpowiedzUsuń
  2. Kup ją, polecam. Nie wiem co mnie tak fascynuje z ksiażkach i przepisach kulinarnych, może to, że tam wszystko musi miec swoje propoercej, swój porzadek...i to mnie jakby uspokaja hehehe... W życiu jestem właśnie dośc roztrzepana i jak sobie popatrzę w przepis to odzyskuuję spokój:) No taki mam fix... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń