sobota, 28 czerwca 2014

O różnościach, co się "myślą"...

I mam dziś pierwszy dzień wolnego:) Wakacje przede mną, ale leniuchowania nie będzie. Mam zamiar wykorzystać ten czas na baaarrrddzzoo wiele zaległych rzeczy, które muszą doczekać się finału, począwszy od sterty prasowania po zaległości w ...szyciu:):):) Do tego w kolejce czekają prace ogrodowe, no jednym słowem będzie co robić. Ale to już są innego rodzaju prace, takie, przy których się odpoczywa, a myśli biegną jakby wolniej...jakby:) Od razu ruszamy z drobnym remontem, więc będę "malarką" przez kilka dni, ze sporym wałkiem w ręku:):):) Ale też lubię takie zadymki, niby to wszystko męczące, ale efekt wynagradza wiele. Ktoś z Was też rusza z remontami? Podzielcie się, co tam macie zamiar majstrować? Może natchniemy jeden drugiego i z jednego remontu zrobi się coś większego? Ech, ale by było:)
 

 
 
Tego, co na zdjęciu mamy, dosłownie, zatrzęsienie. Gdy sezon w pełni zajadamy się truskawami aż do...wysypki:) Ja pochłaniam truskawki w ilościach, których mój organizm chyba już nie chce:) Dla mnie świeże truskawki to mistrzostwo świata, a do tego sezon trwa w sumie dość krótko:( Czy Wy też tak wciągacie truskawy pod postacią wszelaką? Moi chłopcy średnio chyba, za to ja zwykle nadrabiam. Część z nich siedzi już w słoikach pod postacią dżemu, a część zjadamy na świeżo, inne w koktajle, a reszta do drożdżowca z kruszonką:) Dziś na pobliskim targu chciałam jeszcze dokupić "owych czerwonych", ale już, niestety, cieniutko, nie zdążyłam, wszystko wykupione. A że wybrałam sie dziś na targ rowerem, toteż samochodowi klienci mnie z truskawkami ubiegli:) Polowanie ponowię w poniedziałek, jeszcze tartę z truskawkami i galaretką musimy schrupać i basta:) Nigdy bym nie przypuszczała, że będę mieć radochę z takiego słoikowania, kucharzenia i wszystkich tych domowych spraw. Jasne, że czasem mam dość i nie wiem, co wymyślic na obiad bo wydaje mi się, że wszystko już jedliśmy, że czasem prace ogrodowe mi ciążą (zwłaszcza niekończące się odchwaszczanie), że czasem przetwory to też nielekkie zajęcie, ale...lubię to. Moja mama też zawsze robiła zapasy z różności sezonowych, upychała w słoje, co się dało, a potem wyjadaliśmy ze smakiem:) Parowańce z jagodami, sos z podgrzybków w styczniu:), mniam... Czasem udaje mi się taki smak uzyskać.
W ogrodzie kolorowo i pachnąco. Wszystko kwitnie jak zwariowane, dłubiemy coś bez przerwy. Ostatnio lampki. Kiedyś wspomniałam, że planujemy nieco oświetlenia i tak jedna część ogrodu ma już lampki...ale jeszcze brak podłączenia. Przemko się przymierzał, ale jakoś bez sukcesu (tzn.sukces była taki, że zwarcie pozbawiło nas prądu na połowie domu przez cały poprzedni weekend), no było ciekawie. Na szczęście już po wszystkim, o czym świadczy to, że piszę, bo mogłam podładować baterię w komputerze:) Także, ku przestrodze, lepiej do spraw prądowo-poważnych zaangażowac fachowca:)
 

 

 
 Jak ów prądowiec-fachowiec nas nawiedzi to na pewno pokażę efekt świecących lampek. Póki co, czekamy.

 

 

 Wspominałam kiedyś, że uwielbiam klimat ogrodów w tzw. stylu angielskim: wiszące donice z kwiatami, drzewka przy wejściu, kwiaty na furtkach, wielkie donice z czym się tylko da, no po prostu love it! Jestem fanką programu 'Escape to the Country' ("Ucieczka na Wieś"), emitowanego na kanale Domo+. Ktoś kiedyś widział? Ogląda na bieżąco? To program o ludziach, którzy decydują się zamienić życie miejskie na życie na wsi, za wszystkimi tego zaletami i minusami. Jestem zachwycona nie tylko tamtejszymi wioskami, ich wyglądem i charakterem, ale także postawą i sposobem myślenia o wsi jako takiej. To pięknie położone miejscowości, często maleńkie, zadbane, że dech zapiera, a do tego z prężnie działającymi lokalnymi społecznościami. O jakże nam do nich daleko!!! Tam zwykle ludzie w wieku emerytalnym postanawiają znaleźć swoje nowe, lepsze miejsce na ziemi, angażują się w miejscowe organizacje i życie dookoła. U nas to wciąż rzadkość, mało kto po przejściu na emeryturę chce coś jeszcze zmienić, a przecież czemu by nie? Zawsze jest czas. W Polsce zaangażowanie się w coś z całego serca wciąż utożsamiane jest z chęcią zysku, podszyte jakimiś niejasnymi pobudkami, malkontenctwo zbiera swoje żniwo. Rzadko cieszymy się z czyichś sukcesów, doszukujemy się nie wiadomo czego, zamiast spróbować samemu coś zrobić. Nie chcę tu jakoś szczególnie wytykać swojemu narodowi, ale może warto się zastanowić nas swoją postawą wobec innych, zwłaszcza w pewnych grupach zawodowych. No więc wracając do programu podglądam tam aranżacje ogrodowe różniste...malutkie rabatki, wielkie ogrody jak z obrazka, czad niesamowity, a że jestem w trakcie kursu (o projektowaniu ogrodów) to taką oto obudowę jednej części naszego tarasu już wykonałam...taddaaamm!!!

 




 
Takie rabatki to jedna z możliwości maskowania różnic poziomów, i takie ma właśnie nasz taras - tu wyżej - tam niżej i pod spodem ....przelot...dla kota:) Zabudowaliśmy zatem, ale łatwo nie było, bowiem pod warstwą ziemi znajduje się...bruk. Kto kojarzy sytuację, wie co to oznacza:):) Niemniej jednak rabata jest, oko cieszy, a lawenda na niej pachnie przecudownie. Obecnie nanoszę cały nasz ogród na papier. Pomierzone, częściowo narysowane i wszystko widać, jak na dłoni. Wielkie to papierzysko, rysuję ile wlezie:):) Przemko, ze swoimi inżynierskimi zdolniachami, oczywiście pomaga i doradza:) Sfotografuję wkrótce całość, będziecie widzieć te moje ołówkowe zmagania z milimetrami. A na koniec znana buźka młodego psotnika, co każe sobie zdjęcie robić, jak tylko mama się wyłoni z aparatem:):) Na szczęście już jest zdrowy, walczył ostatnio dzielnie z wielkimi gorączkami, co mnie przyprawiało o szybsze bicie serca i poważny stres, z brakiem snu włącznie. No tak to już mama Piotrusia ma:)

Tymczasem pozdrawiam Was ciepło i letnio. Obiecuję odzywać się częściej, mam teraz w końcu więcej wolnego czasu. Korzystajcie ze słońca, a i na rower warto się przesiąść:):) Do następnego.

3 komentarze:

  1. Wakacje....fajny czas, a szczególnie jesli takie plany jak u Ciebie:))) Piekny masz ogród, fajnie, że na kurs chodzisz, widać juz efekty. Ja również jestem zwolenniczką życia na wsi i działania, a nie obserwowania i oceniania innych. Podobają mi się takie klimaty i życie na wsi, wydaje mi się spokojniejsze i bardziej uważne. Nasza codzienność jest zbyt szybka i nastawiona na sukces, a to nas niestety gubi...Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam w wolnej chwili do siebie, będzie mi miło:))) http://murawskaagata2.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję i już zaglądam na Twojego bloga:) Z życiem na wsi się zgadzam, choć pomieszkiwałam w różnych miastach to tu jest własnie wolniej, swobodniej, bliżej natury:) i to polecam wszystkim:) Pozdrawiam Cię ciepło:):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie pozostaje pozazdrościć domku i mieszkania w cichej okolicy. Również uwielbiam angielskie ogrody i próbuję pomału chociaż jego namiastkę wprowadzić na moją działkę ale brak czasu robi swoje. Co do ludzi, może nasze pokolenie coś zmieni. Póki co za każdym razem gdy wychodzimy do ludzi z chęcią pomocy lub stworzenia czegoś razem dostajemy po czterech literach;-( Owocnych wakacji;-) GK

    OdpowiedzUsuń