środa, 9 kwietnia 2014

TĘczowe STroje i nastroje:)


Mówię Wam: jelitówka jest najgorsza, powala na kolana. Ot, na szczęście mam za sobą te wyścigi i skręty (w brzuchu), no kochani: JEST DOBRZE. Formę złapałam i wracam do pionu w tempie zasługującym conajmniej na uznanie...:) A dzisiaj piękna tęcza nas uraczyła popołudniu, Pitek szczękę opuścił z wrażenia, bo widział pierwszy raz. Pyta: A gdzie druga? No i wytłumacz tu, kobitko, dwulatkowi czym jest tęcza i dlaczego za chwilę jej już nie będzie:) Nie wspominając już o drugiej...
Snujemy się wiosennie po domu i ogrodzie. Wszystko nabiera barw i zapachu, jest fajnie. Już się przed domem czerwienią pelargonie w wielkiej, ceramicznej donicy, już się planują mniejsze i większe prace ogrodowe i domowe. Już myśli biegną ku ndchodzącym świętom Wielkiej Nocy, choć, wydaje się, dopiero jedliśmy bożonarodzeniowego karpia. Czas nie daje odetchnąć, goni jak zwariowany. W pracy zasuwamy od przerwy do przerwy, jeszcze trochę i wypuścimy w świat kolejnych młodzików. To jest fajne w mojej pracy, widzieć jak młodzi się zmieniają, jak szukają siebie, jak walczą ze sobą i innymi, żeby pokazać kim są. Czasem mijam na ulicy pierwszych swoich dorosłych, często z własnymi dziećmi, wymiękam wtedy, dosłownie. Niedawno gęsto się tłumaczyli, że nie mają zadania domowego, a dzisiaj sami muszą pokazać świat swoim pociechom, dać jakiś przykład. Ale nie o tym chciałam.
Jakiś czas temu zapisaliśmy naszego Piotrka na zajęcia z języka angielskiego metodą Helen Doron. Zrobiliśmy to nie dla samych korzyści ze względu na język obcy, ale chcieliśmy żeby Pitek pobył trochę z innymi dziećmi w ramach przygotowania do przygody przedszkolenj od września. No i jeździmy raz w tygodniu. Jestem ZACHWYCONA!!! Nauka wymienioną metodą daje efekty dla dziecka z trybie natychmiastowym. Od razu młody śpiewał, powtarzał i, co ważne, naprawdę lubimy formę tych zajęć. Nie ma mowy o nudzie, zawsze dzieje sie coś fajnego. Pół godziny zlatuje jak z bicza strzelił, a dorośli się też czegoś nauczą. Polecam wszystkim aktywnym rodzicom. To fajny czas spędzony z dzieckiem (na wygłupy też jest czas:), a przy okazji drugi język staje się dla dziecka całkowicie naturalny. Jeśli macie w swojej okolicy oddział szkoły języków obcych Helen Doron to sami spytajcie, albo umówcie się na lekcję pokazową. My tak zrobiliśmy. Oczywiście, że można uczyć dziecko samemu, ale wtedy nie ma tego najważniejszego czynnika: komunikacji z innymi w grupie. Kto się wacha, niech przestanie. Pełem zestaw materiałów jest w cenie kursu, a miesięczna opłata za zajęcia to średnia para butów. Da się wytrzymać:):) Polecam stuprocentowo:) To dobrze zainwestowany pieniądz.
Kochani, jak Wasze plany na nadchodzące święta? W domu czy na wyjeździe? Co będziecie kuchcić? Ja już sie zabieram za przegląd swoich ksiąg kucharskich i będe wybierać frykasy. Wkrótce pokażę i podzielę sie przepisami. W następnym poście migawki z ogrodu w wiosennym słońcu:)
Tymczasem życzę udanej reszty tygodnia i pięknego weekendu. Kto ma ochotę, niech się wybierze do Muzeum Wsi Opolskiej w skansenie w Bierkowicach. Więcej o niedzieli palmowej orgnizowanej w tym miejscu na stronie www muzeum. Nasze myśli właśnie tam biegną... Oby pogoda dopisała:):) Przesyłam ciepłe pozdrowienia i do następnego:)
Wasza Zylwijka

2 komentarze:

  1. Fajnie u Ciebie:) Dobrze że zdrówko już dopisuje:) U mnie już świątecznie, stół zaaranżowany, dom odświętnie ubrany, a ja szykuję menu świąteczne. Zapraszam do siebie http://murawskaagata2.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo, Twojego bloga podczytuję i przeglądam:) Pozdrawiam ciepło i wiosennie.

    OdpowiedzUsuń