niedziela, 28 czerwca 2020

Taki to czas.

Jest niedziela, ósma rano. Głos oddany z chwilą otwarcia lokalu wyborczego i dzień leci, wolniej jakby. To też pierwszy weekend wakacyjny po bojach szkolno-koronawirusowych. Dobrnęliśmy, dotrwaliśmy - wszyscy. Mam wiele refleksji, jeszcze więcej pytań o...sens instytucji wszelakich, sens narzucanych trybów pracy, sens szkół w ich dotychczasowej formie. Gdzie jest tam moje miejsce i czy w ogóle jest. Bez zbędnej kokieterii powiem, że ja się w zdalnej formie pracy odnalazłam. Poukładałam, zorganizowałam. Lubię te wszystkie komputerowe grzebania, łączenia, klikania. Ale lubię też ludzi, ich towarzystwo, ten życiowy hałas, który sprawia, że czujesz, że to się wszystko napędza, rośnie, rozwija - lubię jak świat brzmi, jak to życie się pompuje. I chociaż teraz funkcjonuję w pewnym wycofaniu (pod postacią wieloraką i na wielu płaszczyznach) to wierzę, że to się jakoś poukłada, że znowu chętniej wypiję kawę w towarzystwie niż ze sobą samą. Ale to pewnie za jakiś czas dopiero. Na czas wolny wybieram plenery, rozrywkę na zewnątrz - jeździmy, zwiedzamy, oglądamy, a potem o tym dyskutujemy. Lubię ten czas.


Czytam dużo i dużo się ruszam. Nie ma bowiem lepszej odskoczni od analizowania i tworzenia  scenariuszy (jestem w tym naprawdę dobra) niż zająć się prostymi dla mózgu formami aktywności. Jednostajne pedałowanie na rowerze, czyszczenie rabat w ogrodzie są doskonałe - medytacja przez usuwanie chwastów, albo równy marsz w rytmie muzyki w słuchawkach. I idziesz. Potem książka i można cudownie skończyć dzień. Jesteś na chwilę w innym życiu, z innymi ludźmi, inaczej pachnie powietrze po deszczu, inaczej świat nas jakoś kołysze. Teraz czytam "Dal. Listy z Afryki minionej" Marcina Kydryńskiego. Absolutnie mój typ narracji, prawdziwy, jak dla mnie, kunszt w wyrażaniu myśli i emocji. Mój świat, moja estetyka, mój rodzaj wrażliwości i tego charakterystycznego w pewnym sensie...smutku. Nostalgia za tym, co już było, minęło, nie wróci już. To o mnie. I o tym, że można to coś lub kogoś na chwilę jednak zatrzymać. Polecam Wam tę książkę - przepiękne zdjęcia Afryki, tamtejszych dawnych czasów, osób i wydarzeń. O takim zatrzymaniu też myślę ostatnio w kontekście rodziny, jej przeszłości i zdarzeń. Pracujemy z kuzynką nad naszymi powiązaniami rodzinnymi, odkrywamy stare dzieje, szperamy po ludziach i po dokumentach. To jak wsiąść do pociągu na stacje, które już minęliśmy w naszej podróży, jakby przestawić tory i jechać z powrotem, pod prąd tylko ludzie już inni tym pociągiem jadą, inne przedziały pozajmowane. I tak jedziemy od dwóch miesięcy. Magda (ta kuzynka) buduje teraz blog i zbiera wszystko w jedną całość. Możecie poczytać więcej TUTAJ. W zasadzie historia się dopiero rozkręca, ale pomysł na zebranie wszystkiego w jedno miejsce, uporządkowanie chronologiczne wydaje się tutaj jedyną formą zachowania dat, miejsc, powiązań rodzinnych i domniemanych, jedyną formą przetrwania tego, co już tylko wydaje się być wspomnieniem. Zapewniam, że odkrywanie swojego pochodzenia jest istotne nie tylko ze względu na naszą tożsamość, ale pomaga też poznać całe gro okoliczności, zdarzeń, relacji i decyzji, z których też się przecież my - późniejsze pokolenia - składamy. Jesteśmy tylko wypadkową tego, co ktoś kiedyś zadecydował, pomyślał, zrobił i tego jak żył. 
Nazwisk ich dzisiaj już się nie pamięta,
Ale ich ręce były rzeczywiste,
Spinki, mankiety nad blatem stolika.
Czesław Miłosz, Traktat poetycki, 1957


I tak własnie chcemy - żeby coś trwało, zanim bezpowrotnie...minie.
Z niedzielnymi pozdrowieniami
Zylwijka












2 komentarze:

  1. Dzień dobry.Mam podobnie,ale nie lubię o tym mówić. To co czuję i myślę jest dla mnie. Łatwo się wzruszam, w miejscach opuszczonych dawno przez jakieś społeczności czuję więź z kimś/czymś, obecność jakąś. Rozumiesz ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bywa i to też jest super. A miejsca dawne, opuszczone mają swój klimat - niepowtarzalny, zwłaszcza jak się myśli w kategoriach toczącego się tam kiedyś życia. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń