środa, 26 sierpnia 2015

O historii pewnych WRZOSÓW:)

Lubię czasem takie dni, kiedy nie muszę dosłownie nic. Mogę plątać się po domu w obojętnie jak spiętych włosach, w spodenkach dresowych i z niezapisaną żadnymi planami kartką mojego terminarza. I dzisiaj jest właśnie taki dzień, a ja odpoczywam, jak tylko się da. Mam za sobą intensywny czas zawodowy - zresztą oboje z ukochanym mamy - mimo tego, że przecież wakacje i lato w pełni. Za kilka dni pełną parą rozpocznę kolejny rok szkolny, nowe wyzwania i obowiązki. Dla mało wtajemniczonych w zawód nauczycielski wyjaśniam, że nauczyciele z czasem swojej pracy mają możliwość zrobienia tzw. awansu zawodowego i ja właśnie w przedwczorajszy poniedziałek zdobyłam kolejny jego szczebel:):):):) Zdaje się egzamin ze znajomości prawa oświatowego i prezentuje swój dorobek zawodowy z ostatnich trzech lat pracy. I cieszę się niezmiernie, nie było jakoś okrutnie i strasznie, ale lekki stresik towarzyszył mi przez całe wakacje. Teraz mam to za sobą i jest mi jakoś lżej:)
 

W ostatnim poście zapowiedziałam, że pokażę swoje ostatni dokonania ogrodowe, a mianowicie zaplanowane przeze mnie i wymarzone dużo wcześniej WRZOSOWISKO...ale nie pokażę jednak w całej okazałości bo wszystko mi uschło na wiór!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Powyższe kadry zostały zrobione tuż po posadzeniu i wtedy jeszcze wrzosy wyglądały jak należy, a potem (mimo częstego podlewania padły i już!!!) I kto by się nie wkurzył??????????? Miejsce na nie miałam od dawna przygotowane, wyczyszczone z chwastów, no wyniuniane i gotowe do sadzenia. Teraz - owszem - te wrzosy tam jeszcze są, ale wszystko się normalnie kruszy w rękach. Porażka - prawdziwa ogrodowa porażka:( :(:(:(:(
 
 
 
 
A Wam jak upływa lato? Myślicie już o jesieni? Podobno ma być pięknie i kolorowo, z dość wysokimi temperaturami więc będzie można jeszcze korzystać z tarasów i ogrodów, spacerów i słońca. Mój ulubiony jesienny czas...słuchawki (które tylko Piotrek wie gdzie są...), muzyka, kominek i dłuuuuugggiiiiiiieeeee cienie popołudniu:) Lubię jak diabli.
 
 
 
 
 
W lipcu minęła nasza siódma rocznica ślubu. To już tyle lat, ile to wspólnych zdarzeń, działań, myśli, gór i dołków, spraw, telefonów, słów... To już tyle czasu, a przecież wciąż niewiele. Z tej okazji sprawiliśmy sobie odjechany prezent rodzinny i...teraz czekamy na jego efekty:):):) Wszystko pokażę i omówię dokladnie. I będzie też o tym, że blendować można nie tylko, gdy chcemy zrobić koktajl:):):):):):):) Buziaczki dla Was kochani czytelnicy:) Wracam wkrótce:)
Wasza Zylwijka.
 
 

5 komentarzy:

  1. Blend me up:):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, z tym uczuciem oceniania faktycznie...niczego nie urywa...ale trzeba przejść:) pozdrawiam ciepło. Ps. Jak tegoroczny Woodstock? (Określić jednym słowem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję kolejnej rocznicy, coś mi mówi, że jesteście świetnym małżeństwem:))) Gratuluję także awansu i życzę powodzenia na kolejny rok szkolny!!!
    A z tymi wrzosami....no maskara:(((( Wyobrażam sobie jak to wszystko pięknie zaplanowałaś. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika, nie wiem jak u Ciebie, ale u nas taki ogród żółty od tej suszy, że strach patrzeć. Podlewać tak mocno też nie chcę, bo straszą, że braknie wody pitnej i trzeba oszczędzać...ech mówię Ci...szkoda gadać... Pozdrawiam, dziś znów upalnie, jutro rusza szkoła, Piotrek do przedszkola i wszystko od nowa:) Czekam na piękną, kolorową i ciepłą jesień:)

      Usuń