Tak sobie myślę ostatnio, że
człowiek ciągle do czegoś wraca. Albo myślami i wspomnieniami, albo przewraca
do tyłu kartki z terminarza i szuka tego, co robił kilka dni czy tygodni temu,
albo sprawdza skrzętnie, czy wypełnił wszystkie zapisane obowiązki. Spoglądanie
we wsteczne lusterko samochodu też jest takim trochę wracaniem do tego, co
było. Wracamy do domów, rodzin, wracamy do starych miejsc zamieszkania, do
przodków, do kronik, do dokumentów, by sprawdzić, czy rachunki zapłacone, do
przepisów kulinarnych naszych babć. Wracamy – w miejsca różne i bez przerwy. Każdego
dnia wracamy do domu, do naszego azylu wolnego od pracy zawodowej, wracamy do
ukochanych, do spokoju, do naszych ulubionych foteli. I tak myślę o
tym, że często również wracamy do korzeni naszej rodziny. Warto wiedzieć skąd się
pochodzi, jaka była nasza historia i rodzina kiedyś, kto w niej był, jaki miał status
społeczny i czym się zajmował. No nie da się żyć dzisiaj, bez wiedzy co było
kiedyś. Zawsze trudno mi było zrozumieć po co te całe drzewa genealogiczne w
szkole, szukanie i kopanie w dokumentach i wywiady z babcią czy dziadkiem. O
kochani, ile bym dała żeby móc dzisiaj zrobić taki wywiad z moimi dziadkami,
mamą, wujami i cioteczkami z dalekich stron. Za późno. Wiem tyle, ile pamiętam
z rodzinnych opowieści. Moja mama była mistrzynią w szperaniu w archiwach
rodzinnych, diecezjalnych i jakich tam tylko. Dziubała tak długo, aż uzyskała
informację o pradziadkach i innych, możliwie jak najdalej w głąb drzewa rodzinnego.
Naprawdę ciekawostki się zdarzały:) A to ktoś przegrał majątek rodziny w karty (
tak było!!!), a to ktoś miał dwie żony i wieeeelllleee dzieci, a to jakieś
zabawne zdarzenie, a to powiązania z rodziną hrabiowską – no mnóstwo
niesamowitych faktów, których odkrywanie może być prawdziwą frajdą. Pewna
cioteczka z naszej rodziny wciąż to wszystko pamięta, ale nie chce dać się
namówić na zapisanie tego, co wie - taki mały cioteczkowy dziennik, same
bezcenne wieści. Się uparła, nie będzie pisać i koniec:) Wiele pamiętają starsi
członkowie rodziny, ale też jakoś ciężko przychodzi przekazywanie wiedzy o
rodzie młodszym pokoleniom. A to wiedza niezmiernie ważna. Dobrze jest
wiedzieć, dlaczego jest się akurat tu, w tym miejscu. Bez wiedzy o tzw.
korzeniach w niewiele miejsc możemy dojść z pełną świadomością siebie.
Uwielbiam domy i rodziny wielopokoleniowe. Wszyscy razem, blisko siebie, a już
najlepiej jak ze sobą mieszkają, choć to dziś takie niemodne. Babcie śpiewające
wnukom, a obok prababcia – najważniejsza z rodu. Nic by bez niej nie było, ani
tej babci, co śpiewa, ani synów, ani wnuków. To powinna być prawdziwa królowa
rodziny. I znam takie domy i rodziny, myślę, że takie bycie ze sobą, choć
pewnie czasem trudne bo czasy się zmieniają., musi być czymś cudownym i naprawdę
wyjątkowym. To jakby mieć obok siebie skrzynie ze skarbami. Jestem zszokowana
gdy widzę, jak spycha się starszych ludzi na jakiś bardzo daleki plan. Nie
rozumiem pozostawiania ich samym sobie, bez pomocy, opieki, odwiedzin. Kiedyś stałam w kolejce w aptece,
a przede mną starsza pani. Kochani, ile leków!!!!!, pieniądze ogromne za nie
wszystkie i tak mi się jakoś żal zrobiło…często o niej myślę.
Jak zrobić: Cytrynkę wyszorować pod ciepłą wodą, następnie sparzyć wrzątkiem. Pokroić w plastry wraz ze skórką. Układać w słoiku plastry zalewając je miodem:) na koniec wrzucić kilka goździków i zamknąć. Trzymać w lodówce, choć pewnie za długo tam cytrynki nie posiedzą bo są tak dobre w herbacie, że znikają w tempie natychmiastowym. Bon A'petit!!!
U nas jesień pełną parą. Tygodnie
uciekają szybko, sami się dziwimy, jak bardzo. Na co dzień spotykam w szkole
dzieciaki, które uczyłam, jak jeszcze były w przedszkolu. To oznacza, że ten
czas uciekł także mi, że i ja mam te sześć dodatkowych lat. To jednej strony
niezbyt wesołe, ale z drugiej:) o ile jesteśmy mądrzejsi, ile doświadczeń zebranych
z każdego dnia, ile rozmów, herbat, myśli, spotkanych ludzi, książek, ile słów,
sprzeczek, wspólnie zjedzonych obiadów, ile wspaniałego czasu. Chyba warto to
docenić co? Też się czasem nas tym zastanawiacie? Nasz Piotrulek już prawie
chodzi, a niedawno był taki maciupki. Systematycznie robię przegląd jego ubrań,
wyciągam za małe, dokładam większe. Nie chce mi się czasem wierzyć, że był taki
malutki i …krótki:)
Ziarenko takie, a teraz już chłopak pełną parą – wielki i pływa i sam zajada
ulubione chrupki w ilościach niemożliwych do ogarnięcia:) I dla Was
przygotowałam coś pysznego, w sam raz na jesienne popołudnie lub wieczór.
Zróbcie, a cały dom wypełni się aromatem cynamonu, ciepła, jabłek i imbiru. Do
tego proponuję ową herbatę z cytryną w miodzie i z goździkami. Z takim zestawem
szukanie własnej historii w zapiskach rodziny będzie naprawdę przyjemne, a
powroty do domów będą zawsze chwilą, na którą się czeka cały dzień z wielkim
utęsknieniem. Pozdrawiam Was cieplutko, przesyłam mnóstwo pozytywnego wiatru na
nadchodzące dni.
Ahoj:) Miłego pichcenia moi blogowi zaglądacze:)
Wasza Zylwijka
Przepis za: Palce Lizać, dodatek.
Zrobiłam cytrynę z goździkami;-)Mmmmnnniaaamm....
OdpowiedzUsuńGK
no się cieszę niesłychanie!!!!! dobre to jak nie wiem co:) polecam różne kombinacje z dodatkami do herbaty. Ostatnio do tego dodałam owoce pigwowca i też pyszotka:) Pozdrówki i do zobaczenia na basenie z naszym chłopakami.
Usuńciekawe, muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuń