środa, 3 października 2012

O RÓŻNYCH POWROTACH I DODATKU DO HERBATY




Tak sobie myślę ostatnio, że człowiek ciągle do czegoś wraca. Albo myślami i wspomnieniami, albo przewraca do tyłu kartki z terminarza i szuka tego, co robił kilka dni czy tygodni temu, albo sprawdza skrzętnie, czy wypełnił wszystkie zapisane obowiązki. Spoglądanie we wsteczne lusterko samochodu też jest takim trochę wracaniem do tego, co było. Wracamy do domów, rodzin, wracamy do starych miejsc zamieszkania, do przodków, do kronik, do dokumentów, by sprawdzić, czy rachunki zapłacone, do przepisów kulinarnych naszych babć. Wracamy – w miejsca różne i bez przerwy. Każdego dnia wracamy do domu, do naszego azylu wolnego od pracy zawodowej, wracamy do ukochanych, do spokoju, do naszych ulubionych foteli. I tak myślę o tym, że często również wracamy do korzeni naszej rodziny. Warto wiedzieć skąd się pochodzi, jaka była nasza historia i rodzina kiedyś, kto w niej był, jaki miał status społeczny i czym się zajmował. No nie da się żyć dzisiaj, bez wiedzy co było kiedyś. Zawsze trudno mi było zrozumieć po co te całe drzewa genealogiczne w szkole, szukanie i kopanie w dokumentach i wywiady z babcią czy dziadkiem. O kochani, ile bym dała żeby móc dzisiaj zrobić taki wywiad z moimi dziadkami, mamą, wujami i cioteczkami z dalekich stron. Za późno. Wiem tyle, ile pamiętam z rodzinnych opowieści. Moja mama była mistrzynią w szperaniu w archiwach rodzinnych, diecezjalnych i jakich tam tylko. Dziubała tak długo, aż uzyskała informację o pradziadkach i innych, możliwie jak najdalej w głąb drzewa rodzinnego. Naprawdę ciekawostki się zdarzały:) A to ktoś przegrał majątek rodziny w karty ( tak było!!!), a to ktoś miał dwie żony i wieeeelllleee dzieci, a to jakieś zabawne zdarzenie, a to powiązania z rodziną hrabiowską – no mnóstwo niesamowitych faktów, których odkrywanie może być prawdziwą frajdą. Pewna cioteczka z naszej rodziny wciąż to wszystko pamięta, ale nie chce dać się namówić na zapisanie tego, co wie - taki mały cioteczkowy dziennik, same bezcenne wieści. Się uparła, nie będzie pisać i koniec:) Wiele pamiętają starsi członkowie rodziny, ale też jakoś ciężko przychodzi przekazywanie wiedzy o rodzie młodszym pokoleniom. A to wiedza niezmiernie ważna. Dobrze jest wiedzieć, dlaczego jest się akurat tu, w tym miejscu. Bez wiedzy o tzw. korzeniach w niewiele miejsc możemy dojść z pełną świadomością siebie. Uwielbiam domy i rodziny wielopokoleniowe. Wszyscy razem, blisko siebie, a już najlepiej jak ze sobą mieszkają, choć to dziś takie niemodne. Babcie śpiewające wnukom, a obok prababcia – najważniejsza z rodu. Nic by bez niej nie było, ani tej babci, co śpiewa, ani synów, ani wnuków. To powinna być prawdziwa królowa rodziny. I znam takie domy i rodziny, myślę, że takie bycie ze sobą, choć pewnie czasem trudne bo czasy się zmieniają., musi być czymś cudownym i naprawdę wyjątkowym. To jakby mieć obok siebie skrzynie ze skarbami. Jestem zszokowana gdy widzę, jak spycha się starszych ludzi na jakiś bardzo daleki plan. Nie rozumiem pozostawiania ich samym sobie, bez pomocy, opieki, odwiedzin. Kiedyś stałam w kolejce w aptece, a przede mną starsza pani. Kochani, ile leków!!!!!, pieniądze ogromne za nie wszystkie i tak mi się jakoś żal zrobiło…często o niej myślę.

 Jak zrobić: Cytrynkę wyszorować pod ciepłą wodą, następnie sparzyć wrzątkiem. Pokroić w plastry wraz   ze skórką. Układać w słoiku plastry zalewając je miodem:) na koniec wrzucić kilka goździków i zamknąć. Trzymać w lodówce, choć pewnie za długo tam cytrynki nie posiedzą bo są tak dobre w herbacie, że znikają w tempie natychmiastowym. Bon A'petit!!!

U nas jesień pełną parą. Tygodnie uciekają szybko, sami się dziwimy, jak bardzo. Na co dzień spotykam w szkole dzieciaki, które uczyłam, jak jeszcze były w przedszkolu. To oznacza, że ten czas uciekł także mi, że i ja mam te sześć dodatkowych lat. To jednej strony niezbyt wesołe, ale z drugiej:) o ile jesteśmy mądrzejsi, ile doświadczeń zebranych z każdego dnia, ile rozmów, herbat, myśli, spotkanych ludzi, książek, ile słów, sprzeczek, wspólnie zjedzonych obiadów, ile wspaniałego czasu. Chyba warto to docenić co? Też się czasem nas tym zastanawiacie? Nasz Piotrulek już prawie chodzi, a niedawno był taki maciupki. Systematycznie robię przegląd jego ubrań, wyciągam za małe, dokładam większe. Nie chce mi się czasem wierzyć, że był taki malutki i …krótki:) Ziarenko takie, a teraz już chłopak pełną parą – wielki i pływa i sam zajada ulubione chrupki w ilościach niemożliwych do ogarnięcia:)  I dla Was przygotowałam coś pysznego, w sam raz na jesienne popołudnie lub wieczór. Zróbcie, a cały dom wypełni się aromatem cynamonu, ciepła, jabłek i imbiru. Do tego proponuję ową herbatę z cytryną w miodzie i z goździkami. Z takim zestawem szukanie własnej historii w zapiskach rodziny będzie naprawdę przyjemne, a powroty do domów będą zawsze chwilą, na którą się czeka cały dzień z wielkim utęsknieniem. Pozdrawiam Was cieplutko, przesyłam mnóstwo pozytywnego wiatru na nadchodzące dni. 

 Ahoj:) Miłego pichcenia moi blogowi zaglądacze:)
Wasza Zylwijka

Przepis za: Palce Lizać, dodatek.

3 komentarze:

  1. Zrobiłam cytrynę z goździkami;-)Mmmmnnniaaamm....
    GK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no się cieszę niesłychanie!!!!! dobre to jak nie wiem co:) polecam różne kombinacje z dodatkami do herbaty. Ostatnio do tego dodałam owoce pigwowca i też pyszotka:) Pozdrówki i do zobaczenia na basenie z naszym chłopakami.

      Usuń